Opętani krzyżem
Nie dziwi mnie postawa pikietujących, którym się wydaje, że „bronią Krzyża”. Bulwersuje mnie postawa tych polityków, którzy świadomie podkręcają atmosferę, powołując się równocześnie na „dobro Kościoła i obronę religijnych symboli”.
Biorąc pod uwagę polityczną nagonkę wokół krzyża postawionego przed Pałacem Prezydenckim, można było się spodziewać, że jego przeniesienie do kościoła św. Anny nie obędzie się bez protestów.
Nie dziwi mnie postawa pikietujących, którym się wydaje, że „bronią Krzyża”, bo politycy związani z „obroną kultu smoleńskiego” świadomie manipulują ich lękami i frustracjami powyborczymi.
Bulwersuje mnie postawa tych polityków, którzy świadomie podkręcają atmosferę, powołując się równocześnie na „dobro Kościoła i obronę religijnych symboli”. Ta obłuda jest naprawdę nikczemna.
Po raz kolejny mamy do czynienia z sytuacją, w której katolickość staje się sprawą nie tożsamości nabytej podczas chrztu, ale przynależności do grupy „prawdziwych Polaków”.
Politycy, rękami pikietujących pod Pałacem Prezydenckim, nie bronią krzyża tylko nim „egzorcyzmują” tę część narodu, która nie podziela ich przekonań politycznych i nie widzi powodu, aby z Pałacu Prezydenckiego uczynić mauzoleum zmarłego tragicznie prezydenta.
„Opętanie” krzyżem, jakie obserwujemy wśród pikietujących, ma znamiona grupowej paranoi. Myśląc o rozwiązaniu tego konfliktu trzeba zająć się jego przyczynami, a nie jedynie reagować na symptomy. Inaczej nigdy nie zabraknie nam „obrońców krzyża”.
Skomentuj artykuł