List do redaktor naczelnej "Znaku"
Szanowna Pani Dominiko. W odpowiedzi na mój tekst "O homoseksualnych "odmieńcach" pisze Pani : "Nie możemy zamykać oczu na fakt, że takie osoby (homoseksualne) również poszukują swojej drogi do Boga, nawet jeżeli są one nieraz bardzo kręte" oraz że przez publikację tekstów o teologii queer w "Znaku" "zależało nam, aby pochylić się nad sytuacją osób homoseksualnych".
Ja też nie chcę zamykać oczu na ten fakt, bo w Polsce mamy osoby homoseksualne, także wśród wierzących. Zgadzam się, że nie możemy przejść obojętnie i udawać, że ich w Kościele nie ma. Bo dla nich jest to spory dylemat moralny i wyzwanie wiary.
Jednakże biorąc pod uwagę teksty, które pojawiły się w ostatnim "Znaku" i Pani komentarz, muszę powiedzieć, że Pani słowa są pewnym ogólnikiem, który rozmywa problem. Bowiem w cytowanym przeze mnie zdaniu wrzuca Pani wszystkie osoby homoseksualne do jednego worka. Jak na ironię, w ostatnim "Znaku" jest mowa głównie, a może jedynie, o praktykujących osobach homoseksualnych, które nie mają zamiaru niczego zmieniać, tylko domagają się zmiany podejścia Kościoła w stosunku do nich.
Czym innym jest bowiem pomoc duszpasterska osobom, które mają skłonności homoseksualne i mimo wszystko nie chcą według nich żyć, ( bo do tego wzywa Chrystus i Kościół), a czym innym pełna akceptacja poglądów osób homoseksualnych, które uważają, że homoseksualizm niczym się nie różni od heteroseksualizmu.
Tymczasem, jeśli osoby heteroseksualne są wezwane do czystości, zarówno w małżeństwie, jak i w stanie wolnym, to bez żadnego wyjątku dotyczy to także osób homoseksualnych. Skłonności homoseksualne osoby wierzącej mogą i bywają pewnym życiowym ciężarem, wymagają dyscypliny i współpracy z łaską, by żyć w czystości, ale takiej osoby z Kościoła nie wykluczają. Ich trudności są wpisane w Boży plan i, choć są niełatwą drogą, to jednak z Bożą pomocą (mając wzgląd również na ludzką słabość), można z nimi wejść do nieba. Jeśli o taki rodzaj wędrówki homoseksualisty do nieba Pani chodzi, jestem całym sercem za.
Prawdą jest, że w Polsce czujemy się jeszcze trochę duszpastersko "bezradni" wobec tego wyzwania. Nie jest to może fenomen na dużą skalę, ale przy okazji rekolekcji czy spowiedzi zdarzają się ludzie, którzy wyjawiają swoje lęki bądź skłonności homoseksualne. I czują się zagubieni, niepasujący do wspólnoty Kościoła, czasem wyobcowani. Uważam, że nie należy do nich podchodzić z lękiem czy pogardą, ale wspierać, pomagać im, może tworzyć jakieś grupy. Więc jeśli o taką formę zainteresowania i duszpasterstwa osób homoseksualnych Pani chodzi, to ja również podpisuję się pod tym postulatem obiema rękami. Sęk w tym, że ci, którzy rzeczywiście są "rasowymi" homoseksualistami raczej z takiej propozycji nie skorzystają.
Odnoszę również wrażenie, że Pani zdaje się mówić ( i na to położono nacisk w ostatnim "Znaku") tylko o tej grupie, która żąda akceptacji dla swoich zachowań homoseksualnych, a przy tym oskarża Kościół o nietolerancję. O osobach homoseksualnych, które starają się żyć w czystości i wstrzemięźliwości (sam znam takie), nie znajduję w tych tekstach ani słowa. A sądzę, że gdyby pojawił się tekst także o nich, wtedy dyskusja byłaby ciekawsza i bliższa Pani deklaracjom o "budzeniu wrażliwości" wierzących a propos osób homoseksualnych. Niestety, wskutek tego braku jest jednostronna i stronnicza
Wspomnę jeszcze o tym, że biskupi amerykańscy opublikowali w 1997 roku list "Przecież to nasze dzieci. Duszpasterskie przesłanie do rodziców homoseksualnych dzieci oraz wskazówki dla duszpasterzy", gdzie piszą o tym, jak z wyrozumiałością i miłością podejść do tego problemu. Moim zdaniem, bardzo dobry i rzeczowy, pełen wyczucia i jasnych, konkretnych propozycji.
Jeśli więc twierdzi Pani, że intencją tego numeru jest próba pokazania, że teologia queer nie da się pogodzić z nauczaniem Kościoła, to po co w ogóle o tym pisać i marnować farbę drukarską? Czy nie lepiej byłoby zająć się osobami homoseksualnymi, które chcą żyć w zgodzie z nauką Kościoła?
Nie można też pokrętnie twierdzić, że w Kościele nic się w sprawie homoseksualizmu nie robi, że się wyklucza osoby homoseksualne z uczestnictwa w sakramentach, bo te, które nie chcą żyć w czystości, same się tego pozbawiają tak jak każdy inny wierzący, który popadnie w ciężkie przewinienia. Robi się, tylko lokalnie. Najwidoczniej póki co w Stanach jest to większe wyzwanie duszpasterskie niż w Polsce. I episkopat amerykański podjął próbę zmierzenia się z tym wyzwaniem. Gdyby pojawił się jakiś artykuł na ten temat (obok tekstu pana Woszczeka), to wtedy temat numeru "Homoseksualista idzie do nieba", byłby bardziej wiarygodny.
Poza tym, jak Kościół ma się otworzyć na praktykujące osoby homoseksualne, to znaczy, zaakceptować je razem z ich uporczywym trwaniem w zachowaniach homoseksualnych, skoro, po pierwsze, Ewangelia na to nie pozwala, a po drugie, teologia queer (pan Woszczek również) twierdzi, odwołując się do ideologicznych haseł, że Kościół jest w błędzie i rozmija się z nauką Chrystusa. Mamy być wyrozumiali i nie patrzeć z góry na te osoby, skoro one same tak właśnie robią i projektują swoje postawy na Kościół.
Nie twierdzę, że pośród wierzących panuje powszechne zrozumienie dla osób o skłonnościach homoseksualnych. Rzeczywiście można by tutaj jeszcze wiele poprawić. I wcale nie czuję, że w porównaniu z takimi osobami wypadam lepiej. Ale krytyka zachowań homoseksualnych to jednak dla mnie co innego niż krytyka osób homoseksualnych. No i w jaki sposób mamy się bardziej otworzyć na ludzi, którzy żądają jedynie przyklepania swoich przekonań i próbują do nich nagiąć nauczanie Kościoła, promując Jezusa w wersji soft? Mnie się to wydaje niezmiernie trudne, wręcz niemożliwe.
Jestem zdania, że trzeba rozmawiać o trudnych sprawach i "niewygodnych" tematach, nawet o teologii queer. Ale warto się pytać, co chcemy przez to osiągnąć. Osobiście, po przeczytaniu artykułów w "Znaku", nie widzę w tym innego celu, poza próbą promocji tego typu myślenia. Wywiad z o. Jackiem Prusakiem czytałem. Jest kompetentny i rzeczowy. Ukazuje wyraźnie naukę Kościoła. Ale w kontraście z opublikowanymi tekstami, raczej rodzi się wrażenie, że Kościół to beton, któremu brakuje elastyczności i miłosierdzia względem osób homoseksualnych. Co jest już pewnym uogólnieniem i stronniczym wnioskiem.
Skomentuj artykuł