Ludzie, którzy zaczynają rewolucję
Przyszli niespodziewanie. Zostaliśmy poleceni przez znajomą znajomej. Przynieśli zakupy, pomogli w zrobieniu kanapek i zawiezieniu ciepłego posiłku do parku, gdzie co tydzień spotykamy się z ubogimi.
Pomodlili się razem z nami. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że to ludzie z korpo, którzy właśnie z ubogimi i krakowską wspólnotą Sant'Egidio postanowili spędzić swój... wieczór integracyjny.
Niektórzy twierdzą, że to typowy sposób na spędzenie wieczoru integracyjnego z zespołem. Mi wydaje się, że typowym scenariuszem jest impreza do rana przy barze, kino, paintball lub inna forma rozrywki. Nie pracuję w korporacji, ale podobno tam, skąd przyszli nasi nowi przyjaciele, funkcjonuje to tak, że firma pomaga finansowo w organizacji wieczorów integracyjnych.
Dlatego gdy kilkanaście osób przyznało, że poświęciło dwa wieczory (dzień wcześniej robili zakupy) na spotkanie w srogim mrozie i smogu, zamiast cieszyć się spokojem i ciepłem firmowej imprezy oraz drinków, pomyślałem że właśnie tego potrzebuje nasze społeczeństwo i nasz Kościół. Zrezygnowali z części swojego bogactwa - firmowych przywilejów, czasu i komfortu - dla tych, którzy nie mają nic.
Jezuita, który był rewolucjonistą [WYWIAD] >>
Pomyślałem, że to rewolucja. Choć korporacje mają czasem rozmaite programy dobroczynne, biznesowe, to - tak jak mi się wydaje - ostatecznie przecież chodzi o "ocieplanie wizerunku" organizacji, której podstawowym celem są zyski finansowe. Nie mam zaufania do korporacji. Mam wrażenie, że jeśli organizują one jakieś akcje dobroczynne, to wynikają ona raczej z chęci przypodobania się klientom i pokazania, że nie chodzi tylko o zyski.
Nie dotyczy to jednak pracowników tych firm. Ci, którzy pomogli nam w organizacji spotkania przełamali stereotypowe myślenie o "ludziach z korpo". Co jednak najważniejsze, przełamali schematyczne myślenie o sobie i wieczorach integracyjnych. Nie zatrzymali się na myśleniu "co robić?", ale po prostu zaczęli skutecznie działać. Tak zaczyna się mała rewolucja.
Kościół też jej potrzebuje, by nie stać się "korpo". Papieże od lat nawołują do pracy nad nową "wyobraźnią miłosierdzia". Wyjścia poza twarde schematy działań charytatywnych czy ewangelizacyjnych, które przeszkadzają nam w skutecznym działaniu i docieraniu do ubogich. Kościół przez małe "k", jak mówił ks. Jan Kaczkowski, potrafi zgasić każdy płomień wyobraźni i odruch serca, który budzi się w człowieku dobrej woli.
Przykład wyobraźni, która łamie schematy, płynie też z Rzymu - wspólnota Sant'Egidio jak co roku otwiera w czasie mrozów kościoły, żeby ci, którzy mieszkają na ulicy, nie zamarzli. Uruchamia kolejne korytarze humanitarne, idąc w poprzek zamysłom handlarzy ludźmi i przemytnikom, jak i pomysłom europejskich polityków, ratując życie tysięcy uchodźców w bezpieczny sposób, zapewniający integrację i nie doprowadzający do drenażu młodych, zdolnych ludzi z krajów pochodzenia.
Dlatego tak ważny jest każdy przykład, nawet niewielki, osób żyjących w Polsce, które przełamują schematy i pokazują, że można robić rzeczy inaczej. Bardzo im za to dziękuję.
Karol Wilczyński - dziennikarz DEON.pl. Współtwórca islamistablog.pl. Członek krakowskiej wspólnoty Sant'Egidio towarzyszącej osobom ubogim i bezdomnym
Skomentuj artykuł