Mądrzejsi od Jana Pawła II?
Kilka dni temu wszystkie media w aurze sensacji informowały; tuż przed kanonizacją Jana Pawła II do rąk otrzymamy niezwykłą książkę z jego osobistymi notatkami! Poznać rozwój duchowy tak wielkiego człowieka - przyznacie państwo - rzecz bez precedensu. Co jednak, jeśli owe "notatki" wydaje się nie tylko wbrew woli zmarłego, ale jeszcze w formie wybitnie komercyjnej. Znowu jesteśmy mądrzejsi od papieża?
Testament Jana Pawła II był krótki, ale bardzo wymowny. Uderzała w nim skromność człowieka, który przecież jak mało kto miał wpływ na kształt i historię XX wieku. Właśnie w tym testamencie czytamy:
"Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc. Wszystkie zaś inne podziękowania zostawiam w sercu przed Bogiem Samym, bo trudno je tu wyrazić".
Wiedzieć co myślał papież, o co się modlił, jak spędzał codzienność - byłoby rzeczą wielką. Niestety Jan Paweł II napisał jasno: "notatki osobiste spalić". I postawił przed tym trudnym zadaniem swojego najbardziej zaufanego człowieka, ks. kardynała Stanisława Dziwisza.
Dziewięć lat po śmierci tego wielkiego człowieka i na niespełna sto dni przed kanonizacją, postąpiono jednak wbrew jego wyraźnej woli. Jak czytamy w komunikacie kardynała Dziwisza: "Nie spaliłem notatek Jana Pawła II, gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co jest najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie".
Na wieść o tej decyzji, na swoim blogu przeor krakowskiego klasztoru dominikanów o. Paweł Kozacki OP napisał wprost: "Nadziwić się nie mogę!". Podobnego zdania są również nasi czytelnicy, którzy w listach do nas kierowanych oraz na portalach społecznościowych wyrażają zakłopotanie kontrowersyjną decyzją pasterza Kościoła krakowskiego.
A ta decyzja faktycznie może dziwić. Szczególnie, że prawa do wydania tego murowanego bestseller otrzymało komercyjne wydawnictwo, urządzając konferencję prasową wokół książki w iście kremówkowym stylu. W zaproszeniu do kurii czytamy bowiem o wielkim duchowym przeżyciu jakim będzie lektura <<"Jestem bardzo w rękach Bożych". Notatki osobiste 1962-2003>>. Wysłuchamy przemówienia, fragment przeczyta Krzysztof Globisz, z drukarni przyjadą jeszce ciepłe egzemplarze.
Żebyśmy nie mieli dodatkowo żadnych wątpliwości, wydawca zapewnia, że książka to strzał w dziesiątkę przed kanonizacją. W końcu to:
"- Okazja do prywatnych rekolekcji z Janem Pawłem II.
- Lektura dostarczająca niepowtarzalnych wzruszeń.
- Najlepsze przygotowanie do kanonizacji Jana Pawła II i dziękczynienia za nią.
- Książka, którą każdy musi przeczytać."
Tak też z faktu złamania wyraźnej woli papieża, robi się dzieło, mające być dziękczynieniem za jego życie i świętość. W naturalny sposób na usta cisną się pytania. Dlaczego jeśli już notatki musiały zostać wydane, nie zajęła się tym sama kuria, pieniądze z zakupu książek przekazując jednemu z licznych dzieł, którym patronuje postać Jana Pawła II? Czy nie lepszym dziękczynieniem byłoby ufundowanie za te środki kilkuset stypendiów dla uzdolnionej młodzieży?
Na te pytania w tej chwili nie znajduję żadnej dobrej odpowiedzi. Wierzę w dobrą wolę kardynała, ale archiwistyka nie jest nauką młodą, i nawet pomijając wolę zmarłego, panują w niej pewne zwyczajowe układy. Jednym z nich jest np. ten, że nie publikuje się prywatnych pism mogących dotyczyć osób, które jeszcze żyją. O przecież wiele takich musi sie znaleźć na kartach ksiażki. W powyższym przypadku wszystkie te reguły zostały pominięte.
Jest też coś kuriozalnego w części tłumaczeń, formułowanych naprędce przez niektórych internautów i samo wydawnictwo. Bo czy można poważnie traktować stwierdzenie, że gdyby papież faktycznie chciał się tych notatek pozbyć, zrobiłby to jeszcze za życia? Albo, że ta część testamentu była napisana w latach 70' i stanowi standardowy, mało istotny przypis w podobnych dokumentach? Coś tu jest wyraźnie nie tak.
Albo traktujemy Karola Wojtyłę jak człowieka poważnego, który przemyślał swoje decyzje, albo robimy z niego po śmierci marionetkę, poruszaną za sznurki przez naszą lepszą wiedzę o tym, co ewentualnie dzisiaj mógłby zrobić.
Wielka szkoda, że im dalej od śmierci papieża, coraz więcej osób wydaje się lepiej wiedzieć co miał na myśli. Nawet jeśli efektem tego jest tak niespotykane dzieło, nie trzeba nam chyba przypominać, że cel nie uświęca środków.
Relacja z konferencji dotyczącej książki
PS. A na koniec taki cytat. Fotografia z materiałów prasowych do książki.
Marcin Makowski - redaktor i publicysta DEON.pl, twórca portalu DziwnaWojna.pl. Jego teksty można przeczytać na blogu autorskim. Twitter: @makowski_m
Skomentuj artykuł