"Magia tych dni" czyli o sacrum z zakalcem

Jeden z moich tweeterowych znajomych niedawno wspomniał, że został wydelegowany, aby w imieniu swojej firmy przygotować życzenia świąteczne, ale w taki sposób, aby nie miały w sobie żadnych odwołań religijnych. Domyślam się więc, że nie może być ani pastuszków, ani aniołków, ani tym bardziej świętej Rodziny. Ewentualnie może jakaś bombka, czy gwiazdka, no i oczywiście "magia tych niesamowitych dni", która często pojawia się w reklamach.

Zastanawiam się jednak, co takiego niesie w sobie Boże Narodzenie, co czasem może nazywamy "magią". Z jednej strony to słowo mówi coś co faktycznie odczuwają wierzący, ale tak jakby nie do końca.
Myślę, że nie tyle chodzi o to, abyśmy czuli w te święta "magię" co sacrum. Jaka jest między nimi różnica? W kategoriach kuchenno-przedświątecznych można by ukuć sobie definicję, że "magia" to takie sacrum z zakalcem. Czyli coś co miało szansę być czymś wielkim, ale nie wyrosło tylko się skiepściło. Myślę tu o trzech konkretnych różnicach pomiędzy świąteczną "mągią" a bożonarodzeniowym sacrum.

Po pierwsze, sacrum jest niezależne od klimatu, śpiewów i zapachu choinki, piernika czy pomarańczki. Jednym z błędów, jaki popełniamy my wierzący, jest utożsamienie naszego chwilowego poczucia z doświadczeniem Boga. Myślimy więc, że jeżeli przygasimy światło, włączymy ciche "Last Christmas" i będzie tak fajnie i ciepło, to właśnie w tym będzie nasze doświadczenie Boga. Co więcej, jesteśmy przekonani, że wystarczy zrobić tylko to, aby się z Nim spotkać. Jednak Bóg, który przychodzi na ziemię, nie rodzi się "w odpowiednich okolicznościach", ale pomimo nich. Pokazuje więc, że jest bliski pomimo naszego złego samopoczucia, braku chęci na modlitwę, ale i pomimo naszych rozczarowań ludźmi Kościoła. Sacrum to więc moja przestrzeń spotkania z Bogiem, ale wtedy, kiedy to On przejmuje pałeczkę i sam decyduje się, aby mi dać mi poczuć jak bardzo mnie kocha.

Po drugie, istota świąt nie zamyka się w płaskim ekranie HD komputera czy telewizora gdzie oglądamy po raz kolejny przygody Kevina. Ostatnio razem z włoskimi skautami organizowaliśmy cykl katechez dla młodzieży przygotowujący do świąt. Naszym punktem wyjścia była Ewangelia wg św. Łukasza. Ewangelista podkreśla na każdym kroku, że Jezus przyszedł do wszystkich, a rodząc się człowiekiem Jezus daje odpowiedź na biedę każdego z nas. O ile pracując razem z drużynowymi, umieliśmy na modlitwie odszukać nasze własne biedy i lęki, o tyle bardzo trudno było dostrzec w konkrecie życia w jaki sposób Bóg przychodzi nam na ratunek. Jak się okazało musimy uczyć się Jego języka, a bardzo trudno jest też w ogóle uwierzyć, że Bóg naprawdę rodząc się jako człowiek z jednej strony pamięta o nas wszystkich, a z drugiej myśli indywidualnie o każdym z nas. Dużo łatwiej jest myśleć o Nim jak o filmie, który ogląda się w cyfrówce. Tymczasem, już wtedy rodząc się na ziemi, Bóg spoglądał na mnie i na moje szamotanie się z życiem, wiarą i społeczeństwem, co więcej, zrobił to, aby dać mi widoczny znak, że On jest wierny i że będzie w moim życiu robił wszystko, abym stawał się coraz lepszym obrazem Jego Miłości.

Po trzecie, świętowanie Bożego Narodzenia nie mija razem z bólem brzucha po przejedzeniu makowcem i pierogami. Jest momentem, który raz na zawsze zmienił obraz historii. Nie ma w sobie nic z egoizmu. Bóg, który rodzi się jako człowiek chce wprowadzić pokój między niebem a ziemią, a czyni to stając się ostatnim i najsłabszym wg miary ludzkiej. Jego Miłosierdzie nie mierzy się zręczną ripostą i siłą argumentów. Jeżeli więc denerwuje nas atmosfera półgębkowych, wymuszonych uśmiechów podczas wigilii, to może oznacza to, że odzywa się w nas to pragnienie dane przez Pana Boga, aby prawdziwe relacje budować na wybaczeniu. Bo sacrum, relacja z Nim, nie zatrzymuje się tylko na chwili, ale przemienia nasze spojrzenie na nas samych i a relacjom z innymi daje głęboki smak wybaczenia i cierpliwości.

Kiedy człowiek naje się tego "magicznego" ciasta z zakalcem, to w pewnym momencie po prostu rozboli go brzuch, tak że będzie miał po dziurki w nosie i klimatu, i kolęd, i wigilii i wszystkiego. Jeżeli jednak, w tym całym zamęcie będziemy szukać obecności Boga, wówczas Boże Narodzenie będzie świętem, które może zmienić nasze patrzenie na Boga, na nas samych, oraz sprawić, że relacje z innymi będą miały bardziej boży charakter.

Twitter: PawelKowalskiSj Blog: kowalski.blog.deon.pl

Duszpasterz akademicki wspólnoty DA Winnica w Gdańsku Wrzeszczu. Bydgoszczanin. Ukończył filozofię na Akademii Ignatianum w Krakowie. Pracował w Szkole Kontaktu z Bogiem. Studiował teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Podharcmistrz i kilkukrotny przewodnik grupy SZARA WAPM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Magia tych dni" czyli o sacrum z zakalcem
Komentarze (8)
MR
Maciej Roszkowski
26 grudnia 2014, 10:53
Magia jest w "Harrym Potterze". U nas są Święta Bożego Narodzenia
25 grudnia 2014, 14:41
"Jeden z moich tweeterowych znajomych niedawno wspomniał, że został wydelegowany, aby w imieniu swojej firmy przygotować życzenia świąteczne, ale w taki sposób, aby nie miały w sobie żadnych odwołań religijnych." Rozumiem były tweeterowy znajomy. Ach te ateo-satanistyczne przesądy: życzenia świąteczne bez odwołań religijnych - to coś takiego jest skoro owe święta są świętami czysto Kościelnymi?
D
domny
24 grudnia 2014, 20:11
Człowieku a nie zająłbyś się czymś pożytyecznym ? Może byś trochę pomagał abp Konradowi Krajewskiemu lub komu innemu a nie wypisywał takich bredni, takich oczywistych oczywistości i to z punktu widzenia kogoś co wie i poucza - żenujące
W
WDR
24 grudnia 2014, 15:51
Szczęście w nieszczęściu, w świecie pozakościelnym czas świąteczny kończy się wtedy kiedy my, wierzący dopiero zaczynamy świętować :-)))
25 grudnia 2014, 14:42
Panie WDR ateszki też wierzą tylko inaczej. Poza tym te człowieki paradoksu obchodzą świata, których rzekomo nie świętują. 
Z
Zainteresowany
24 grudnia 2014, 11:22
Z pewnym zainteresowaniem przeczytałem ten artykuł, bo zainteresowała mnie historia z poleceniem napisania życzeń bez odniesień religijnych. Od lat prasa katolicka zwraca uwagę na zjawisko wypierania wszelkich symboli i odniesień religijnych z przestrzeni publicznej. Zamiast życzeń świątecznych, w takiej Anglii pojawiają się pocztówki z Sezonal Greetings. W sumie dla nas nic nowego, bo i za komuny tak było, też mieliśmy Dziadka Mroza, lub bardziej 'nowocześnie' gwiazdora zamiast św. Mikołaja. Nieraz ludzie dalecy od Kościoła zarzucają nam katolikom hipokryzję. Że niby wierzymy, ale nie żyjemy wiarą. Często jest to spowodowane ich własnymi problemam z sumieniem, także ogłupieniem mediami typu Newsweek. Jednak czasami rzeczywiście brak jest z naszej strony świadectwa. Mnie bardzo interesuje, co ojciec Kowalski doradził człowiekowi, który zapytał na Twitterze. Bo przecież taka informacja dla kapłana, to raczej pytanie, co w takiej sytuacji zrobić? Myślę, że wybrano tego człowieka do napisania takich życzeń, bo jakoś się rozeszło, że jest wierzący. Pewnie ktoś sobie pomyślał, oskarżają nas o hipokryzję, ale zobaczymy co sami zrobią, czy napiszą 'Sezonal Greetings', czy dadzą świadectwo wiary. Dzisiaj chrześcijanie nie są zabijani na arenach, jak kiedyś w Rzymie, lub w KCtech i łagrach jak polscy katolicy w czasie 2WŚ. Ale przyznając się do Chrystusa może spowodować docinki w pracy, kosztować premię, awans, a czasem nawet kosztuje jej utratę. To jest jednak sposobność do dawania świadectwa, a nie tam jakieś brzdąkania na gitarze i podśpiewywania sobie w swojej grupce na skrzyżowaniu w ramach 'akcji ewangelizacyjnej'. Bardzo jestem ciekaw, co o. poradził, bo myślę, że na pewno coś poradzić, i jak to wszystko wyglądało. PS Pominę może deonowy tytuł, jak dla półćwierćinteligentów.
M
M.
23 grudnia 2014, 21:17
"Sacrum to więc moja przestrzeń spotkania z Bogiem, ale wtedy, kiedy to On przejmuje pałeczkę i sam decyduje się, aby mi dać mi poczuć jak bardzo mnie kocha." Dziękuję - i za to zdanie, które mnie poruszyło, i za cały artykuł. Dobre słowo w dobrym czasie do mnie przyszło dzięki temu. :)
R
rafi
23 grudnia 2014, 16:21
Sacrum... Zastanawia mnie to słowo, bo co my właściwie świętujemy? Wydaje mi się że właśnie to, że Bóg, rodząc się 2000 lat temu, wszedł w naszą codzienność. Stał się "Bogiem z nami". Zniweczył przepaść dzielącą człowieka od Boga. Rozdarł zasłonę, więc niejako sam zrezygnował z tej sfery sacrum? I to jest tylko nasz wybór, czy zaprosimy Boga do naszego życia - czyli, by wszedł w naszą codzienność, we wszystko co robimy.