Między politykiem a kaznodzieją

Między politykiem a kaznodzieją
(fot. youtube.com)

Czy znany dominikanin ma rację i grozi nam, że wystąpienia polityków nie tyle wyprą, co przyćmią podczas kościelnych uroczystości homilie wygłaszane przez duchownych?

Kościołowi katolickiemu w Polsce nie brakuje problemów. Tymczasem 1 maja dominikanin o. Paweł Gużyński wskazał kolejny kłopot, z którym, jego zdaniem, trzeba się zmierzyć. Stwierdził mianowicie, że o ile do tej pory "zmorą straszącą z ambon w polskich kościołach bywali politykujący księża", od pewnego czasu pojawiło się nowe zjawisko, polegające na tym, że to politycy wygłaszają "kazania" podczas zgromadzeń religijnych. Zdaniem o. Gużyńskiego oba pomysły, zarówno politykujący księża, jak i politycy zabierający głos w czasie religijnych uroczystości, są zgubne dla Kościoła.
Czy znany dominikanin ma rację i grozi nam, że wystąpienia polityków nie tyle wyprą, co przyćmią podczas kościelnych uroczystości homilie wygłaszane przez duchownych?
Sytuacja jest skomplikowana i delikatna. Udział polityków najróżniejszych szczebli w uroczystościach religijnych (zwłaszcza katolickich) jest w Polsce zjawiskiem tak powszechnym, że wielu uznaje go za coś oczywistego. Rzecz jest tym bardziej zrozumiała, że znaczna część z nich to przecież członkowie Kościoła katolickiego.
Co jakiś czas wraca w naszej Ojczyźnie dyskusja, czy należy włączać Mszę św. w różnego rodzaju uroczystości o charakterze świeckim. Przywoływane są argumenty mówiące o instrumentalnym traktowaniu Eucharystii, sprowadzaniu jej do roli religijnego ozdobnika itp. Prawda jest jednak taka, że sfera sacrum i profanum w życiu człowieka, także w życiu społecznym, wzajemnie się przenikają. Skoro nie widzimy niczego złego w fakcie, że ktoś zamawia Mszę św. z okazji urodzin członka rodziny, to dlaczego np. rocznica jakiegoś ważnego wydarzenia o charakterze społecznym, a nawet politycznym, nie miałaby być wystarczającym powodem, aby zgromadzić się wokół ołtarza? Niedawne kościelno-państwowe obchody 1050. rocznicy przyjęcia chrztu przez Mieszka I pokazały, że nie musi tu być żadnych zgrzytów. Nie padły przy tej okazji zarzuty o wchodzenie sobie przez duchownych i polityków wzajemnie w kompetencje ze względu na tematy podjęte w wystąpieniach. Warto jednak zauważyć, że dość wyraźnie zostały rozgraniczone obrzędy religijne od obchodów mających wymiar świecki i polityczny.
Czyli nie ma problemu, a mocna reakcja o. Gużyńskiego jest całkowicie pozbawiona podstaw? Chyba jednak nie.
Trzeba zwrócić uwagę, jakie wydarzenie sprowokowało dominikanina do zabrania głosu. Była to odbywająca się od prawie ćwierćwiecza doroczna pielgrzymka ludzi pracy do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Chociaż głównym organizatorem jest związek zawodowy, to jednak sama nazwa wskazuje, ze zdarzeniem o jakim charakterze mamy do czynienia. Pełne religijnych odniesień przemówienie bardzo wysokiej rangi polityka miało miejsce poza liturgią, mimo to stało się częścią obchodów ściśle związanych z wiarą jego uczestników (i z wiarą samego przemawiającego). Nie ograniczyło się jednak tylko do świadectwa w wymiarze konfesyjnym. A w medialnych przekazach zdecydowanie przysłoniło wystąpienie miejscowego biskupa, który mówił rzeczy ważne i mądre.
Wystąpienia polityków podczas wydarzeń w założeniu religijnych nie są w Polsce niczym nowym. Ich chęci do zabierania głosu również w takich okolicznościach wydają się zrozumiałe. Można odnieść wrażenie, że wielu organizatorów kościelnych uroczystości się z tym zjawiskiem pogodziło i przyzwalanie na różne przemowy politycznych oficjeli traktują jak coś oczywistego. Czy rzeczywiście tak być musi?
Niekoniecznie. W Piekarach Śląskich, w tamtejszym sanktuarium Maryi, Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej, od kilkudziesięciu lat odbywają się doroczne pielgrzymki stanowe, gromadzące ogromne rzesze pielgrzymów - męska pielgrzymka w ostatnią niedzielę maja oraz pielgrzymka kobiet i dziewcząt w połowie sierpnia. Od dawna poruszane są w ich trakcie bardzo istotne kwestie społeczne, które dotyczą licznie zebranych uczestników. Wielokrotnie wśród pielgrzymów, zwłaszcza podczas majowych spotkań, gromadzących mężczyzn i młodzieńców, znajdowali się bardzo wysokiej rangi politycy. Jednak jak daleko sięgam pamięcią nigdy nie zdarzyło się, aby którykolwiek polityk został dopuszczony do głosu. Nie tylko nigdy nie przemawiali ze szczytu kalwaryjskiego wzgórza, na którym uroczystości się odbywają, ale również nie zabierali publicznie głosu w jakiś inny sposób.
Warto zauważyć, że dotychczas politycy bardzo różnych opcji ten stan rzeczy szanowali i nie próbowali niepisanej, zwyczajowej zasady milczenia podczas udziału w piekarskiej pielgrzymce złamać. To pokazuje, że również po ich stronie jest bardzo dużo dobrej woli, zrozumienia i gotowości powściągania swojej naturalnej chęci przemawiania do licznie zebranych ludzi. Nie sądzę, by wśród polityków powszechne były zapędy do wchodzenia w rolę kaznodziejów. A trochę konsekwencji i stanowczości ze strony organizatorów kościelnych wydarzeń ułatwia im głębsze ich przeżycie, bez konieczności zabiegania o popularność i poparcie.
DEON.PL POLECA




Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Między politykiem a kaznodzieją
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.