Nergal i karteczki do bierzmowania

Nergal i karteczki do bierzmowania
Krzysztof Wołodźko

Adam "Nergal" Darski to już niemal medialny, świecki męczennik za niewiarę, trochę maskotka liberalnych tygodników opinii i prasy brukowej, trochę kumpel ks. Bonieckiego, trochę mroczny satanista, wyznający kult samospełnienia i hedonizmu. Ikona walki z katolicką hipokryzją. W oczach swoich zwolenników - nonkonformista.

Przypomniałem sobie o tym dżentelmenie kilka dni temu, gdy na profilu facebookowym miesięcznika "Teraz Rock" znalazła się krótka informacja: "Sąd rejonowy w Gdyni uniewinnił Adama "Nergala" Darskiego z zarzutu obrazy uczuć religijnych. W 2007 roku podczas koncertu w gdyńskim klubie Ucho lider Behemoth podarł Biblię. Nergal podczas wspomnianego koncertu podarł kartki Biblii, nazwał ją »kłamliwą księgą«, a katolicki Kościół »największą zbrodniczą sektą«".

Fałszywy nonkonformista

DEON.PL POLECA

Ponieważ wśród komentarzy pojawiły się głosy broniące Nergala, postanowiłem dodać tam od siebie kilka krytycznych słów pod adresem muzyka i przedstawiłem argumentację, którą podzielę się tutaj także z Czytelnikami.

Przede wszystkim, religia katolicka jest w Polsce bardzo łatwym chłopcem do bicia i obrażania. I to od bardzo wielu lat, gdy Paweł Kukiz śpiewał piosenkę "ZCHN już się zbliża". O wiele bardziej interesujące jest, ilu artystów w Polsce byłoby w stanie tak zdecydowanie krytykować choćby własnych wydawców muzycznych (i pośredników w rodzaju sieci Empik), ilu dziennikarzy muzycznych potrafiłoby źle pisać o swoich reklamodawcach. Jednak z własnym zapleczem finansowym/biznesowym zdecydowanie trudniej jest zadrzeć niż z Kościołem katolickim. A najtrudniej krytykować jest medialny mainstream, ten sam, który robi taką reklamę i kreuje pozytywny wizerunek Adama Darskiego. Bo Nergal, z pewnością, nie jest ofiarą medialnego mainstreamu - przeciwnie - jest jego pupilem, właśnie dzięki atakom na Kościół i przedstawianie się jako jego ofiara. A nadmienię, że faktycznie sądowym przeciwnikiem muzyka jest Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą, zdecydowanie świeckiej instytucji.

Robienie z siebie ofiary katolicyzmu w XXI wieku w Polsce, albo epatowanie satanizmem jako formą hedonizmu, który jest dziś stylem życiem dla wielu przeciętnych ludzi w wieku bardzo różnym, to dowód totalnego konformizmu, a nie żadnego ducha rebelii. Gdyby Nergal miał w sobie tę duchową odwagę, która zaprowadziła św. Maksymiliana Kolbe do celi śmierci - wtedy faktycznie pasowałoby do niego słowo "nonkonformista". Ale prawdziwy, ewangeliczny nonkonformizm jest przecież łaską i doświadczeniem nielicznych. I o tym trzeba liderowi Behemotha powiedzieć, a nie - wzorem ks. Bonieckiego - "rozgrzeszać go" i dawać legitymację jego poczynaniom.

Karteczki do bierzmowania

Przekonania wyrażane przez Nergala, skwapliwie nagłaśniane przez media, trafiają szczególnie do młodych ludzi, kształtując ich światopogląd. I tu pojawia się pewne zagrożenie, dość chyba wstydliwe. Mówię o sprawie, którą w skrócie można nazwać "karteczkami do bierzmowania". Jeśli co roku młodzież szkolna jest masowo dopuszczana do sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej "na mocy karteczki", to rzeczywiście można odnieść wrażenie, że wpuściliśmy katolicyzm w biurokratyczny kanał, który bardzo sprzyja obłudzie i grze pozorów. Bo to pierwszy sygnał dla wielu młodych, że przede wszystkim "trzeba mieć karteczkę od księdza", żeby dalej uczestniczyć w życiu Kościoła - nawet bardzo powierzchownie i absolutnie niezobowiązująco. Liczy się nie treść, ale "karteczkowy rytuał" - co w oczach letnich katolików rzecz sprowadza do posiadania właściwego, urzędowego papierka. Skojarzenia nie są w tej materii najlepsze...

Najpierw karteczka "do bierzmowania", później "karteczka do ślubu". A czy są karteczki z pieczątką od proboszcza, dzięki którym wpuszczają do nieba? Śmiem wątpić. Jest tajemnicą poliszynela, że część młodzieży, a później ludzi zamierzających zawrzeć sakrament małżeństwa próbuje na różne sposoby "obejść" te karteczki, fałszując je, albo szukając  księdza "po znajomości", który o nic nie będzie pytał i przybije stosowne pieczątki. To drugie dotyczy coraz częstszych sytuacji, gdy tylko jedna osoba faktycznie chce ślubu kościelnego, a druga godzi się na niego "dla świętego spokoju". Co to ma jeszcze wspólnego z Ewangelią, dojrzałym czy dojrzewającym życiem chrześcijańskim? To raczej część biurokratycznej machiny szkolno-katechetyczno-biurowej. Młodzi i nieco starsi ludzie, którzy w tym uczestniczą, łatwo oczywiście wyzbywają się własnej współodpowiedzialności za uczestnictwo w tej grze pozorów - przerzucając ją w całości na "urzędników Kościoła". Ludzie pokroju Nergala wykorzystują to dla własnych celów: spójrzcie, Kościół jest pełen zakłamania, jest martwą, biurokratyczną strukturą.

A jakie jest zadanie Kościoła w takiej sytuacji? Ewangelia, głupcze! - odpowiem prostym skojarzeniem. Sakramenty to nie "papierkowa", ani biurokratyczna robota choćby w wielkomiejskich, coraz bardziej anonimowych parafiach. I nie są też dla wszystkich - ale to już Kościół musi mieć odwagę mówić tym szeregom, stawianym z papierkiem w ręku co roku przed ołtarzem, przed bierzmowaniem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nergal i karteczki do bierzmowania
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.