Nie lubię świadectw, które kończą się okrzykiem "Chwała Panu!"

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Austin Neill / Unsplash

Nie twierdzę, że są one nieszczere, albo że nie pomagają innym. W żadnym wypadku nie mam też nic przeciwko wychwalaniu Pana Boga! Wydaje mi się jednak, że czasem takie ułożone wcześniej świadectwa bardziej przypominają Instagram, na którym ludzie pokazują tylko bardziej kolorową część swojej codzienności a nie prawdziwe życie.

Czy Bóg istnieje? W tej kwestii bardzo trudno żyć bez wątpliwości. Inaczej wiara nie byłaby wiarą. Można oczywiście postępować dobrze "na wszelki wypadek", jak proponował Blaise Pascal. Ale czy będzie to miało coś wspólnego z wiarą? Wiara i modlitwa opierają się przecież na relacji, a trudno być w relacji z kimś, kto istnieje "być może".

Zwątpienia są więc wpisane w nasze życie duchowe, przynajmniej dopóki jesteśmy na tym świecie. Problem polega na tym, że czasami wątpliwości gryzą zbyt mocno, nie dają odpocząć i konsekwentnie nasuwają to samo pytanie: "A jeśli Boga nie ma?". W takich momentach łatwo się poddać, odpuścić, przestać się modlić, bardziej skoncentrować się na świecie niż na duchowości. Jedno oczywiście nie wyklucza drugiego, bo ktoś, kto wierzy, odnajdzie w świecie nieskończenie wiele śladów Boga, ale ktoś, kto ma wątpliwości, albo stracił wiarę zupełnie, prędzej czy później zacznie skupiać się na tej części świata, która z Bogiem ma niewiele wspólnego. Na szczęście Bóg od czasu do czasu daje o sobie znać. W sposób subtelny i niczego nienarzucający.

Ja na taki ślad Bożej obecności niespodziewanie natrafiłem w ostatni weekend, podczas spotkania z moim dawnym duszpasterstwem akademickim. Choć większość z nas ma już rodziny i kilkuletnie dzieci, nadal - mniej więcej raz w roku - spotykamy się w naszej starej kaplicy na Eucharystii, a później na kawie.

Tym razem miałem jednak nie przychodzić na spotkanie. Ilość palących i niedokończonych spraw była tak duża, że zarwanie sobotniego popołudnia wydawało się bardzo złym pomysłem. W dodatku pojawiły się wspomniane wcześniej wątpliwości, może nawet trochę bardziej nurtujące niż zwykle. Ostatecznie jednak zdecydowałem się przyjść. Gdy wszedłem do kaplicy i usiadłem na "moim" dawnym miejscu, zaczęły wracać wspomnienia akademickich mszy, modlitw Taizé, uwielbień i godzin adoracji. Wrócił nawet śpiew ptaków, który w wiosenne wieczory wlewał się do środka przez otwarte drzwi. Oczywiście nie rozwiało to moich wątpliwości. Dopiero gdy w kaplicy zaczęli gromadzić się dawni znajomi, rozpoczął się śpiew na wejście, a przy ołtarzu pojawił się duszpasterz, dotarło do mnie, że nasza wspólna modlitwa po latach - zwłaszcza w kontekście tego, co dzieje się w Kościele i w społeczeństwie - to łaska.

Wyszedłem z tej mszy pokrzepiony. Najzabawniejsze jest to, że wcale nie musieliśmy rozmawiać o wierze. Sama obecność dawnej wspólnoty, czytanie Słowa, słuchanie homilii i wspólny śpiew wystarczyły, by zwątpienia zaczęły powoli odpływać, jak chmury ustępujące miejsca błękitnemu niebu. Jeśli bowiem moi bracia i siostry, mimo oczywistych własnych wątpliwości, wciąż wierzą w to, że Bóg jest i wciąż żyją zgodnie z tą wiarą, to ja też mogę.

Przyznam, że nigdy nie lubiłem słuchać głoszonych publicznie świadectw, wcześniej przygotowanych i przemyślanych, kończących się okrzykiem "Amen!" albo "Chwała Panu!". Nie twierdzę, że są one nieszczere, albo że nie pomagają innym. W żadnym wypadku nie mam też nic przeciwko wychwalaniu Pana Boga! Wydaje mi się jednak, że czasem takie ułożone wcześniej świadectwa bardziej przypominają Instagram, na którym ludzie pokazują tylko bardziej kolorową część swojej codzienności niż prawdziwe życie. Największym świadectwem jest dla mnie to, gdy ktoś - mimo upływu lat, zmieniających się perspektyw, życiowych przeciwności i braku duchowych "fajerwerków" - wciąż jest w stanie przekroczyć próg kościoła, w szczerości swojego serca starać się wierzyć w to, że wiara nie jest ściemą i żyć zgodnie z tą wiarą.

Sobotnie spotkanie przypomniało mi, że świadectwo wspólnoty (zwłaszcza po tylu latach) ma ogromną moc oddalania wątpliwości związanych z wiarą. Drugi człowiek, który nawet nie wspominając o Bogu w bezpośredniej rozmowie, całym sobą pokazuje, że Bóg jest i działa w jego życiu, jest jak lekarstwo. Ale tego można doświadczyć tylko w spotkaniu. Naprawdę ciężko się nawracać, tkwiąc we własnym sosie, który już dawno stracił smak.

Kiedyś pilot wycieczek, obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem, wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie lubię świadectw, które kończą się okrzykiem "Chwała Panu!"
Komentarze (19)
MM
Mario Montessari
3 lutego 2024, 07:19
Dziękuję też Panu za odwagę podzielenia się swoim świadectwem odkrywania go we wspólnocie i za trafne spostrzeżenie, że czasem świadectwa są jak laurki na fejsie, czy insta, robią wrażenie i naświetlają fajerwerkowy kawałek wiary! Ucieszyłam się, że nie tylko ja tak myślę ;).
MM
Mario Montessari
3 lutego 2024, 07:16
"W takich momentach łatwo się poddać, odpuścić, przestać się modlić, bardziej skoncentrować się na świecie niż na duchowości." Serdecznie życzę Panie Piotrze przejścia przez pokusę, że Boga nie ma i to wszystko nam się wydaje. Zycze Panu odkrywania, że duchowość ogarnia całe życie i Boga można znaleźć WSZĘDZIE, jest z nami w każdym aspekcie, w naszych "swiatowych" pragnieniach, które z Jego pomocą oczyszczamy, w naturze, w zwykłych spotkaniach z ludźmi, w powołaniu, które realizujemy- lepiej albo gorzej, ale jednak zawsze... Bóg jest głęboko w nas i jest znami zawsze!
ZJ
~Zygmunt Jerzy Stanowski
3 lutego 2024, 07:16
De gustibus non disputandum. Jeden lubi to, a inny co innego
MM
Mario Montessari
3 lutego 2024, 07:10
Tytuł mnie ucieszył bo też nie przepadam za nimi, a porównanie do instagramowych laurek jest w niektórych przypadkach trafne.
Szymon Łukaszyk
1 lutego 2024, 19:54
Blaise Pascal był człowiekiem głęboko wierzącym, o czym świadczy notatka zaszyta w jego płaszczu, którą odkryto dopiero po jego śmierci. To piękny tekst pełen ducha świętego. Na przykład „Wyrzeczenie się, całkowite i słodkie. Całkowite poddanie się Jezusowi Chrystusowi i mojemu reżyserowi. Wiecznie w radości z jednego dnia ćwiczeń na ziemi.” To jeden wielki okrzyk „Chwała Panu!”. Pascal z pewnością nie postępował dobrze „na wszelki wypadek”, o czym przypomniał nam papież Franciszek w liście apostolskim „ SUBLIMITAS ET MISERIA HOMINIS” napisanym w czterechsetną rocznicę urodzin Blaise’a Pascala. Oczywiście, że Bóg istnieje. To wynika z współczesnej fizyki i matematyki i trudno temu zaprzeczyć. Jak twierdził zresztą Pascal: „tym, którzy jej [wiary w Boga] nie mają, możemy ją dać jedynie rozumowaniem, w oczekiwaniu, aż Bóg da im ją przez poczucie serca”. Co do reszty to w pełni się z Tobą zgadzam i też tego doświadczam.
AO
~Agata Obłuska
1 lutego 2024, 11:51
Przechodziłam przez ten etap i doszłam do wniosku, że wiara mieści się w naszej emocjonalności i zaakceptowanie tego przyniosło mi ulgę. Bo to, że inni wierzą, nadal nie jest żadnym dowodem na istnienie Boga. Pokazuje natomiast, że poczucie emocjonalnej więzi z innymi pomaga w Niego wierzyć.
AS
~Antoni Szwed
31 stycznia 2024, 22:41
Autor nie pisze o jakie świadectwa chodzi. Jeśli są to świadectwa osób uzdrowionych przez Pana Jezusa np. podczas Jego Adoracji (są takie grupy charyzmatyczne w Polsce), to jak najbardziej warto je wysłuchiwać. Jeśli ktoś nie był w stanie chodzić o własnych siłach, a teraz może nawet tańczyć (słyszałem takie świadectwo), ktoś inny miał stwierdzony medycznie nowotwór i cudownie został zeń uleczony (znowu stwierdzenie lekarskie), to jak się nie cieszyć i nie chwalić Boga? Takie świadectwa umacniają wiarę słuchających, ukazują moc Boga, którzy rzeczywiście działa w życiu konkretnych ludzi. On rzeczywiście kocha i niekiedy (to oczywiście Jego wola) tę miłość przejawia w uzdrowieniu. Cóż piękniejszego? Dlatego Bogu ze strony człowieka należy się chwała, która jest maleńkim okruchem naszej miłości wobec ogromu Jego miłości, którą każdego dnia nas otacza, a czasem ukazuje ją w sposób tak bardzo widoczny i niezwykły. Kto tego doświadczył, ten nie ma wątpliwości, że Bóg rzeczywiście istnieje.
JM
~Justyna M
1 lutego 2024, 20:48
Bardziej przekonują mnie uzdrowienia potwierdzone badaniami niż po prostu opinią jakiejś osoby, że właśnie lepiej się poczuła. Choć oczywiście to też jest ważne i może to być rzeczywiste i trwałe uzdrowienie.
KM
~Karolina Mika
31 stycznia 2024, 21:45
Można nie lubić, ale warto szanować to, gdy inni dzielą się z innymi swoim doświadczeniem działania Bożego w życiu. U niektórych jest ono bardziej spektakularne, a u innych szarocodzienne.
TS
~Taki sobie
31 stycznia 2024, 21:05
Dla tych, którym zdarzają się wątpliwości czy Bóg istnieje - mam jeden zasadniczy argument i sposób na rozwianie tychże wątpliwości: wystarczy uzmysłowić sobie ogrom Wszechświata i jego nieogarnioną i skomplikowaną złożoność - zarówno w skali "makro" jak i "mikro". A jeszcze nie znamy (i raczej nie będziemy znać) granic tego "makro" i "mikro". Jeżeli zatem masz wątpliwości - spróbuj sobie odpowiedzieć na proste pytanie: Czy TO WSZYSTKO mogło stać się samo?! Czyż za TYM WSZYSTKIM nie stoi jakaś Megapotężna Superinteligencja??? To właśnie jest BÓG...
WB
~Włodek Bełcikowski
31 stycznia 2024, 20:34
Świadectwa budują wiarę innych , wspólnotę i trzeba mieć ogromną odwagę że publicznie świadczyć o Bogu! To Jego dar ! A powiedzenie na koniec chwała Panu to przyznanie że to całkowicie Jago zasługa !
AI
~Andrzej Ilczuk
31 stycznia 2024, 16:56
Ja też mógłbym napisać jakich form w przeżywaniu wiary nie lubię. Tylko po co.? To tak jakby Dominikanie krytykowali Franciszkanów itp. Może Katechumenat lepszy od Odnowy albo różaniec od jutrzni? Nie dajmy się zwariować. Niech każdy chwali Boga jak chce i umie. A ocenę serca zostawmy Bogu.
BR
~Barbara Rokicka
31 stycznia 2024, 16:07
Również nie lubię słuchać świadectw. Są one interesujące tylko dla opowiadającego. Czemu to ma służyć? Każdy ma przecież swoje życie, przemyślenia i doświadczenia.
AI
~Andrzej Ilczuk
31 stycznia 2024, 16:50
W Biblii jest wiele świadectw. Roznei na nie ludzie reagowali. Kto spotkał Panan nie może o kim nie mówić. Jak można ocenić, że jest wyuczone albo dla nikogo nie jest interesujące.
MR
Mirek Rosikowski
31 stycznia 2024, 16:05
Każdy ma prawo do lubienia i nielubienia czegokolwiek a nawet kogokolwiek ( jest wszak przykazanie miłości bliźniego a nie lubienia). Więc tylko napiszę autorowi że ja lubię gdy na koniec świadectwa, czyli mojej lub czyjejś raczej krótkiej opowieści o tym co Bóg uczynił w życiu mogę powiedzieć czy nawet usłyszeć: amen, chwała Panu. Bo w ten sposób podkreślam KTO jest BOHATEREM mojej opowieści.
Renalf Somerled
31 stycznia 2024, 14:49
@Piotr Kosiarski, dziękuję za podzielenie się refleksją. Zgadzam się, że wspólnota jest wielką pomocą w przeżywaniu wiary i ubolewam, że na "typowych" mszach często tak mało czuję ten duch wspólnoty. Przyznam, że czasem staram się przed Mszą rozejrzeć dookoła i patrząc na obcych ludzi podziękować Panu Bogu za to, że jesteśmy razem, chociaż nic o sobie nie wiemy.
MB
~Marek Budzisz
31 stycznia 2024, 11:19
„Największym świadectwem jest dla mnie to, gdy ktoś - mimo upływu lat, zmieniających się perspektyw, życiowych przeciwności i braku duchowych "fajerwerków" - wciąż jest w stanie przekroczyć próg kościoła i w szczerości swojego serca starać się wierzyć w to, że wiara nie jest ściemą„ Ciężko tu mówić o świadectwie, gdy ktoś ma problemy z doświadczaniem Boga, proszę się nad tym zastanowić, polecam duchowość ignacjańską. Gdy ktoś przez wiele lat ma strapienie, to albo jest świętym(jak święta Teresa z Kalkuty), albo brak mu relacji z Bogiem. Pozdrawiam
AM
~Alicja M.M.
31 stycznia 2024, 13:15
Ależ Pan radykalny i pewny siebie w ocenie wiary innych (zapewne większości z nas) – domyślam się, że raczej Pana zdaniem brakuje nam relacji z Bogiem, a nie że jesteśmy tak święci jak Teresa z Kalkuty.
MR
Mirek Rosikowski
31 stycznia 2024, 16:18
Gdy ktoś przez wiele lat ma strapienie to jest człowiekiem strapionym. Dziwi mnie w tym kontekście takie uproszczenie jak na końcu Twojej wypowiedzi. Ja niestety znam kilku ludzi strapionych i oni raczej nie kwalifikują się do Twojego rozróżnienia.