Nie sąd, lecz wrażliwość!
Alicja Tysiąc wygrała sprawę o zniesławienie. Politycy lewicy upatrują w tym wydarzeniu koniec dyktatu Kościoła, licząc, że wydarzenie to otwiera furtkę do legalizacji w Polsce aborcji na życzenie. Bo przecież iść nam wypada zawsze za europejskimi, „cywilizowanymi” standardami.
Śmiem twierdzić, że tych obrońców zachodnich wartości mało obchodzi sama Alicja Tysiąc. Już jakiś czas temu jej osoba stała się tylko przedmiotem przetargów w ideologicznych walkach. Obrońców prawa do aborcji los tej kobiety obchodzi tyle samo zgoła, co zatwardziałych aborcji przeciwników. Ci ostatni posuwali się w swych napaściach tak daleko, że zostali przez polski sąd skazani na zniesławienie. Nie jest misją Kościoła atakowanie godności kogokolwiek, nawet jeśli ta czy inna osoba nie zgadza się z nauczaniem Kościoła i postępuje niemoralnie. Tak już ustrój naszej demokracji jest skonstruowany, że sądy stać mają na straży prawa a nie moralności.
W Polsce państwo odstępuje od karania aborcji w trzech przypadkach. Alicja Tysiąc spełniała wymogi jednego z nich. Żądała aborcji, której jej odmówiono. Europejski Trybunał w Strasburgu uznał to za działanie bezprawne. Wielu katolików polskich dostrzegło w tym tylko własną ideologiczną porażkę. Wielu zwolenników aborcji – własne ideologiczne zwycięstwo. Jedni drudzy rozpowiadają wiele o winie czy pazerności pani Tysiąc i o jej cierpieniu. O niekochanym ponoć przez nią dziecku i prawie do tzw. złego urodzenia.
Skomentuj artykuł