Nie tylko o gender i sprzątaniu
W miniony weekend ogromne dyskusje wywołał wywiad udzielony przez arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski "Naszemu Dziennikowi". Wywiad kontrowersyjny, który wzbudził wśród samych katoliczek i katolików wiele głosów "za" i "przeciw". Nic dziwnego, bo dotyczył rodziny, jednego z nielicznych już skarbów życia społecznego Polaków.
Nie będę ukrywał, że rozmowa z abp. Gądeckim, zatytułowana "Polska rodzina cierpi od lat" wzbudziła we mnie ambiwalentne myśli. Nie tylko w kontekście najgłośniejszych zdań tej rozmowy: "Obecnie groźnym wyzwaniem jest - lansowana pod płaszczykiem programu równościowego - ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie".
Rzecz w tym, że - najbardziej zdroworozsądkowo na świecie - znaczna część rodziców, także podejmujących wysiłek wychowania dzieci w duchu katolickim wcale nie uważa, że "uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki" ma cokolwiek wspólnego z gender studies czy jednopłciowymi modelami partnerskimi. Stąd głosy, że to kompletne pomieszanie materii, wypowiadają także katoliczki i katolicy całościowo pozytywnie postrzegający ten wywiad.
Bez wnikania w meandry biskupiej myśli: bardzo bym się obawiał, gdyby w polskich seminariach pojawili się nagle młodzieńcy, którzy nie potrafią po sobie sprzątać, bo całe dzieciństwo robiły to za nich siostry, albo obsługiwali ich rodzice. Pościelenie łóżka, posprzątanie pokoju, zdolność do pozmywania po sobie, wrzucenia brudnych rzeczy do pralki czy - przepraszam - przeprania własnej bielizny to naprawdę nie jest "genderyzm" . Notabene w czasach, gdy obowiązywał powszechny pobór do wojska niejeden "maminsynek" przekonywał się najboleśniej, że syndrom dwóch lewych rączek zdecydowanie utrudnia samodzielne funkcjonowanie w dorosłym świecie. Ksiądz biskup przykład wybrał sobie zatem najfatalniej i nie wnikam, czy to dlatego, że wyżsi hierarchowie przyzwyczajeni są do bycia obsługiwanymi przez siostry zakonne, które w pałacach biskupich często pełnią role praczek, sprzątaczek i kucharek.
Ale w wywiadzie mowa nie tylko o gender. Choćby w kwestii rozpoznania przyczyn niżu demograficznego ksiądz biskup nie mówi jedynie o rozpowszechnieniu antykoncepcji, ale także - niestety znacznie skromniej - o migracji zarobkowej, związanym z nią "eurosieroctwie" i bezrobociu. Pojawia się także wątek "kultury tymczasowości", który moim zdaniem powinien także mocno zainteresować niewierzących analityków procesów społeczno-kulturowych zachodzących w Polsce. Bo ta "tymczasowość zobowiązań" wiąże się nie tylko z kwestią (rozpadu) małżeństw, ale ogólną biernością społeczną, atomizacją życia społecznego, jakąś ogromną obojętnością na sprawy publiczne, na dobro wspólne. Bo wszystko jest "na moment", "na chwilę", nic w gruncie rzeczy nie jest ważne, nic nie wymaga autentycznego poświęcenia, a ludzie nierzadko nie mają nawet swoich poglądów - prawicowych czy lewicowych, konserwatywnych czy liberalnych - po prostu "płyną z nurtem", dostosowują się do opinii, jakie panują w określonym środowisku. Jedno mówią w pracy, co innego na spotkaniu rodzinnym, a w ogóle to jest im wszystko jedno.
Po lekturze całego wywiadu mam wrażenie, że Kościół w Polsce wciąż stoi przed "rewolucją Franciszka". Powtarzam to do znudzenia, także duchownym, w tym jezuitom: papież Franciszek konsekwentnie pokazuje, że myślenie o cywilizacyjnym i ściśle ewangelicznym wymiarze katolicyzmu wiąże się z solidaryzmem społecznym (nie mylić z działalnością charytatywną). Wymaga też zwrócenia uwagi na rolę czynników społeczno-gospodarczych, mocnego przeciwstawienia się logice panekonomizmu i traktowania człowieka jedynie jako trybiku w gospodarczym mechanizmie globalnego i lokalnego kapitalizmu. Pokazuje wiarę i jako duchowość, i jako wyzwanie społeczne, które nie ogranicza się do kwestii obyczajowych.
Niestety, południowoamerykańskie doświadczenie teologiczne obecnego Papieża, o bardzo silnej dominancie społecznej stanowi wyzwanie które - mentalnie - dla wielu polskich katolików jest bardzo trudne do przyjęcia. I to nie tylko dla hierarchów. Powoduje to, że Kościół w Polsce powoli traci z oczu całe te rzesze słabo i średnio zarabiających wiernych, którzy co najwyżej stają się klientami instytucji charytatywnych. Katolicka wspólnota w Polsce moim zdaniem przemienia się w Kościół dla "bogatych i bogobojnych", którzy - także w swojej publicystyce - chętnie spełniają się w kwestiach obyczajowych, bo typowych dla uboższych wiernych materialnych problemów i wynikających z nich wyzwań., nieraz bardzo mocno obciążających życie rodzinne, nie doznają. To także problem tego, że brak nam dziś w Kościele w Polsce silnego nurtu "zakonów żebraczych", a szczególnie wyższe duchowieństwo żyje na poziomie nieosiągalnym dla większości społeczeństwa.
Bardzo liczę na to, że poświęcony rodzinie synod, który rozpoczyna się w Watykanie także do naszych dyskusji o Kościele wniesie więcej z "rewolucji Franciszka".
Skomentuj artykuł