Niebieski wieloryb, czyli bez paniki i lekceważenia
Myślę, że sprawę "niebieskiego wieloryba" trzeba potraktować poważnie. Stanowi ona okazję, aby uczulić rodziców, wychowawców, nauczycieli, katechetów na problem odpowiedzialności i prawdy w globalnej sieci. Dzieci i młodzież trzeba do korzystania z sieci przygotowywać.
Jeszcze miesiąc temu nikt o tym nie słyszał. Dzisiaj wpisanie w wyszukiwarkę frazy "niebieski wieloryb" przynosi ponad trzy czwarte miliona wyników. W tym mnóstwo alarmistycznych i budzących przerażenie materiałów. Pojawiło się nawet ostrzeżenie ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wśród części rodziców i w wielu szkołach zapanowała panika. Zaczęło przybywać informacji o samookaleczeniach i samobójstwach wśród młodych.
Czy naprawdę w Polsce za pośrednictwem Internetu pojawiła się gra zagrażająca życiu dzieci i nastolatków? Mamy powód, by bić na alarm i zabraniać potomstwu gier wideo? Czy też należy całą rzecz skwitować wzruszeniem ramion? Zdania są podzielone. Jedni widzą tu nową wersję "Sali samobójców", inni mają skojarzenia z legendą miejską sprzed kilkudziesięciu lat, mówiącą o czarnej wołdze, porywającej dzieci z ulicy.
Sprawie przyjrzała się m. in. medioznawca dr Barbara Wolek Kocur, szczególnie zajmująca się mediami społecznościowymi. Nie natrafiła na ślady samej gry. Nie znaczy to jednak, że gra jest wyłącznie medialnym wymysłem, ponieważ ponoć ma ona charakter elitarny i gracze znajdują się wzajemnie. Spotkała się natomiast z informacjami, że grający skupiają się w grupach na Facebooku. Z postów zamieszczanych w grupach, które nie są całkowicie zamknięte, wynika, że młodzież sama szuka gry, ale nie potrafi jej znaleźć i ... (to ciekawe) sama się "nakręca", by zacząć grać. "Część tych dialogów jest w formie żartów, ale część może budzić niepokój" - zauważa dr Wolek Kocur, wskazując, że nie brak wpisów w rodzaju "szukam opiekuna", "mogę być opiekunem", "wyznaczę zadania". Odnotowała istnienie w portalu społecznościowym wielu grup, które "same zaczęły symulować grę". Może to wskazywać, że z jednej strony zjawisko jest w znacznym stopniu (a może nawet całkowicie) wytworem medialnym, spowodowanym przede wszystkim dużą klikalnością masowo kopiowanych newsów na ten temat. Z drugiej, jak wskazuje dr Wolek Kocur, trzeba się zastanowić, czy nie mamy do czynienia z psychologiczną prawidłowością "samospełniającej się przepowiedni". Przynajmniej część informacji o samookaleczeniach jest prawdziwa.
Przed histerią wokół "niebieskiego wieloryba" przestrzega psycholog Bogna Białecka. "W Polsce widzimy już pierwsze ofiary histerii rozpętanej przez nieodpowiedzialnych dziennikarzy. Po publikacji i rozpowszechnieniu, w dodatku w tonie sensacji, wieści o grze, która zabija, pojawiły się pierwsze dzieci, które okaleczyły się wykorzystując popularyzowany motyw" - napisała bardzo ostro, zwracając uwagę, że w całą sprawę została wciągnięta nawet Prokuratura Krajowa. "Jak sądzę, możemy wskutek tego spodziewać się narastającej paniki wśród rodziców" - stwierdziła i dodała, że jeżeli medialna histeria nie zostanie ukrócona, możemy spodziewać się nasilenia przypadków samookaleczeń wśród dzieci i nastolatków. Na bezmyślność w kolportowaniu doniesień na temat gry wskazują również specjalistyczne serwisy zajmujące się Internetem (m. in. Spider’s Web).
Czy to znaczy, że należy problem zignorować? Zdecydowanie nie. Zdaniem Barbary Wolek Kocur mamy do czynienia z sieciowym fenomenem. "Niezależnie od tego, jak się rozwinie i czego się jeszcze dowiemy w tej sprawie, to będzie ona niewątpliwie niezłą szkołą na temat funkcjonowania sieci" - zauważa medioznawca. Według niej naprawdę intrygujące i nieco podejrzane jest, że po tak długim czasie wciąż krążymy wokół domysłów i przypuszczeń. "Może to kolejna odsłona sieciowej legendy i wielkiego oszustwa, a może pomysł szaleńca...".
Myślę, że sprawę "niebieskiego wieloryba" trzeba potraktować poważnie. Stanowi ona okazję, aby uczulić rodziców, wychowawców, nauczycieli, katechetów na problem odpowiedzialności i prawdy w globalnej sieci. Internet jest dzisiaj zwyczajnym narzędziem międzyludzkiej komunikacji.
Jak każde narzędzie, dla bezpiecznego i przynoszącego pożytek korzystania wymaga od użytkownika znajomości, rozumienia i stosowania zasad. Dzieci i młodzież trzeba do korzystania z sieci przygotowywać, m. in. uczyć je, że w wirtualnej rzeczywistości również obowiązują kryteria dobra i zła. Nie chodzi o straszenie, budzenie skrajnej nieufności i mnożenie zakazów. Chodzi o współtowarzyszenie młodym także w tej sferze ich życia. To, moim zdaniem, najskuteczniejsza metoda, by uchronić ich przed anonimowym oraz manipulacyjnym wpływem na ich zachowania i życie.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI
Skomentuj artykuł