Niewygodne pytanie dla każdego katolika
Jeżeli chcesz kogoś naprawdę dobrze poznać, zapytaj go, w co wierzy. Ale nie tylko.
W niektórych kościelnych wspólnotach istnieje pewna bardzo dobra i pożyteczna praktyka, która polega na zapisywaniu sobie na kartce ważnych myśli. Mogą to być spontaniczne słowa, które człowiek kieruje do Boga, gdy jest w stanie uniesienia duchowego. Niektórzy spisują własne modlitwy, akty zawierzenia Maryi albo uznania Chrystusa za Pana ich życia. Takie rzeczy warto notować, ponieważ można do nich wracać w chwilach zwątpienia, nawet po latach. Jeśli tego nie zrobimy, to możemy o czymś ważnym szybko zapomnieć. Zapisywanie ma też tę zaletę, że skłania nas do przemyślenia ważnych spraw. Czasami coś, co wydawało się nam oczywiste i niewymagające głębszej refleksji, po jakimś czasie okazuje się, że wcale takie nie jest.
Niedawno rozmawiałem ze znajomym. Opowiedział mi, że jego syn wrócił do domu ze szkoły i poprosił go o pomoc. Na katechezie dzieci zostały poproszone o napisanie odpowiedzi na dwa pytania na dwóch różnych kartkach. Pierwszym pytaniem było: "W co wierzysz?", drugim: "Dlaczego?". Pierwsze pytanie było dość łatwe. Wystarczyło spisać po kolei wyznania z Credo, które wypowiadamy w każdą niedzielę na Mszy w kościele. Odpowiedź na pytanie "Dlaczego?" już taka prosta nie jest. Miał z tym problem syn znajomego, ale też on sam.
Jak często zadajemy sobie pytania o to, w co wierzymy i dlaczego to robimy? Czy mamy gdzieś zapisane nasze najważniejsze duchowe refleksje? Może warto je zapisywać? Robił tak papież Franciszek. Gdy był w seminarium, krótko przed święceniami kapłańskimi napisał gorące wyznanie wiary, o którym mówi, że dziś dalej by się pod nim podpisał.
"Chcę zawsze wierzyć w Boga Ojca, który kocha mnie jak syna, i w Jezusa, Pana, który napełnił mnie swym Duchem w moim życiu, aby sprawić, żebym się uśmiechał, i w ten sposób doprowadzić mnie do wiecznego królestwa życia. Wierzę w moją historię przenikniętą kochającym spojrzeniem Boga, który w pewien dzień, 21 września, wyszedł mi na spotkanie i zaprosił, bym poszedł za Nim. Wierzę w moje cierpienie, bezowocne z powodu egoizmu, w którym się ukrywam. Wierzę w nędzę mojej duszy, która chce pochłaniać bez dawania… bez dawania. Wierzę, że inni ludzie są dobrzy i że mam ich kochać bez lęku, i nigdy nie zdradzać po to, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Wierzę w życie duchowe. Wierzę, że chcę bardzo kochać. Wierzę w codzienne umieranie, jego wewnętrzny ogień, przed którym uciekam, a które uśmiecha się do mnie i zaprasza, bym je przyjął. Wierzę w cierpliwość Boga, życzliwą, dobrą jak noc w pełni lata. Wierzę, że mój tata jest w niebie razem z Panem. Wierzę, że ksiądz Duarte (od niego rozpoczęła się droga powołania Bergoglio - przyp.red.) też tam jest i wstawia się za moim kapłaństwem. Wierzę w Maryję, moją matkę, która mnie kocha i nigdy nie zostawi samego. I mam nadzieję, że będę codziennie przeżywał zadziwienie obecną w moim życiu miłością i mocą, zdradą i grzechem; one towarzyszą mi stale, aż do ostatecznego spotkania z tym cudownym obliczem, które nie wiem, jak wygląda, i którego nieustannie unikam, ale które chcę poznać i kochać. Amen".
Po latach Franciszek wyznał dziennikarzom (jeszcze w okresie, gdy był kardynałem), że chce zostawić po sobie na tym świecie jak najmniej. Dlatego często porządkuje i wyrzuca wiele tekstów, które kiedyś napisał. Jednak tego jednego "zazdrośnie strzeże".
Świadome wyznanie wiary nie jest łatwe. Powracanie do pytania o jej źródła i o to, czy wciąż wiarą żyjemy też. W ogóle pytania o wiarę są niewygodne. Ale właśnie to, co niewygodne, pobudza, ożywia i pozwala nam docierać do miejsc, do których nigdy byśmy nie dotarli, gdybyśmy szli na łatwiznę.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek.
Skomentuj artykuł