Nowe wymagania dla narzeczonych stanowią nową szansę

(fot. depositphotos.com)

Niemal każdy z nas zna choć jedną taką parę: planują ślub, ale przez cały czas trapią ich wątpliwości, czy rzeczywiście jest to dobry pomysł.

Ich problem polega na tym, że tuż przed weselem trudno (czyli: głupio) byłoby się wycofać. Bardzo prawdopodobne jest również to, że Szanowni Czytelnicy spotkali w swoim życiu również takie osoby, które decydują się na ślub kościelny, choć niespecjalnie przekonuje je nauczanie Kościoła o nierozerwalności małżeństwa. Zdarzają się też (choć rzadziej niż kiedyś) takie związki, które zawierane są ze względu na poczęcie lub narodziny dziecka.

DEON.PL POLECA

Próbując rozwiązać problem narastającej ilości małżeństw zawieranych w sposób nieważny, Episkopat postanowił więc wprowadzić pewne zmiany w przygotowywaniu młodych ludzi do małżeństwa. Które to, niestety, przez część wiernych zostały odebrane jako przyzwolenie na drążenie przez księży intymnych sfer życia ludzi, czyli kościelną perwersję.

"Wyjdziesz za mąż, bo szynki już zamówione"

Znałam kiedyś starszą kobietę, która wspominała, że tuż przed swoim ślubem chciała się ze wszystkiego wycofać. Czuła, że jej narzeczony nie jest "tym" mężczyzną, a ona sama tęskni za swoją pierwszą miłością. Swoją decyzję ogłosiła matce. Ta jednak (a były to trudne lata PRL-u) nie chciała skupiać się na hamletyzowaniu córki, lecz na konkretach. Opowiedziała zatem: „Wyjdziesz za niego. Szynki i wódka przecież już zamówione!”. Śmieszne? Nie do końca. Małżeństwo mojej nieżyjącej już znajomej rozpadło się po paru latach, pełnych zresztą wzajemnych zdrad i karczemnych awantur.

Kiedy zatem przeczytałam o tym, że od czerwca obecnego roku kandydaci na małżonków będą mieli zgłaszać się do kancelarii minimum trzy miesiące przed planowanym ślubem w celu "rozważnego i spokojnego podjęcia przygotowania bezpośredniego do ślubu, ewentualnego uzupełnienia katechezy przedmałżeńskiej i starannego dopełnienia formalności urzędowych", to myślę właśnie o historii życia kobiety, której małżeńskie losy potoczyły się w bardzo smutny sposób. Nigdy się nie dowiem, co ta konkretna osoba odpowiedziałaby na pytanie o ewentualny "przymus ze strony rodziny do zawarcia małżeństwa" (na które to, zgodnie z nowymi przepisami, nie wystarczy odpowiedzieć "tak" lub "nie"), ale jestem przekonana, że rozmowa w spokojnej atmosferze z uważnym duchownym, bez obecności przyszłego męża lub przyszłej żony, może skłonić niejednego młodego człowieka do refleksji nad jego własnymi motywacjami do zawarcia małżeństwa.

Nie wierzę w to, aby jakikolwiek "program" przedślubny był w stanie całkowicie rozwiązać problem nieważnie zawieranych małżeństw, ale uważam, że jako wspólnota, która o świętości rodziny mówi bardzo wiele, powinniśmy zrobić wszystko, aby małżeństw "dla spokoju mamy" lub "ze względu na tradycję" było choć trochę mniej.

Jeśli, dajmy na to, dana osoba stwierdziłaby wówczas, że nie jest jeszcze na małżeństwo gotowa - albo że jednak "nie przystaje" na takie warunki - to, być może, za kilkanaście lat kościelne organy otrzymają o jeden wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa mniej. Jak podaje Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, ilość orzeczeń sądów stwierdzających nieważność małżeństwa jest stabilna. Jednak wiemy również, że w 2015 roku ilość małżeństw uznanych za nieważne wynosiła 2609, czyli 4 razy więcej, niż w roku 1989.

Musimy jednak mieć świadomość, że nie chodzi tutaj tylko o liczby, które później tworzą ładne wykresy - każde stwierdzenie, że jakieś małżeństwo jest nieważne, oznacza czyjeś cierpienie. W polskich warunkach tym cierpieniem nader często jest rozgoryczenie porzuconych kobiet - w kraju nad Wisłą bowiem kobiety całuje się w dłonie, przepuszcza w drzwiach i porzuca na przykład wtedy, gdy urodzą chore dziecko.

Nie wierzę w to, aby jakikolwiek "program" przedślubny był w stanie całkowicie rozwiązać problem nieważnie zawieranych małżeństw, ale uważam, że jako wspólnota, która o świętości rodziny mówi bardzo wiele, powinniśmy zrobić wszystko, aby małżeństw "dla spokoju mamy" lub "ze względu na tradycję" było choć trochę mniej. Lubimy, jako polscy katolicy, szczycić się tym, że jesteśmy "zieloną wyspą rodziny" i wciąż wiele młodych osób decyduje się na ślub kościelny - zdaje się jednak, że nadszedł czas na to, abyśmy przyjrzeli się nie tylko liczbom, ale i powodom, dla których ludzie postanawiają złożyć sobie przysięgę przed ołtarzem. Rozmowa na parę miesięcy przed ślubem może być więc szansą zarówno dla narzeczonych na podjęcie najlepszej decyzji, jak i dla całego polskiego Kościoła na głębsze poznanie Polaków szykujących się do ślubu.

Czynnik ludzki będzie decydujący

Oczywiście, nie chciałabym prezentować postawy hurraoptymistycznej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że choć rozmowa z przyszłymi małżonkami na przykład o zdrowiu psychoseksualnym jest bardzo istotna, to jednak prowadzona przez mało delikatnego, niezbyt kompetentnego duchownego, może stać się dla narzeczonych doświadczeniem urazowym. Wobec księży, którzy przekraczaliby granice narzeczonych, powinny być wyciągane konsekwencje.

To, że Kościół podejmuje realne działania w kierunku zmniejszenia ilości związków, które zawierane są w sposób nieważny, jest oznaką tego, że chyba zaczynamy naprawdę (a nie tylko w płomiennej publicystyce) przykładać wagę do teologii małżeństwa. Ważne jednak, aby rozmowy z narzeczonymi były prowadzone w sposób staranny, ale nie nachalny, a także aby księża nie fundowali kandydatom na małżonków własnych pseudopsychologicznych „interpretacji” ich sytuacji życiowej. Nowe zasady rozmów z narzeczonymi nie mogą stać się furtką do stosowania religijnej przemocy.

Ideałem byłoby, gdyby księża mogli również konsultować się z psychologami i psychiatrami - nie wszystkie trudności, z którymi zmagają się młodzi ludzie, dają się rozstrzygnąć wyłącznie dzięki wiedzy teologicznej.

Co więcej - jeśli pytamy młodych ludzi o ich sytuację rodzinną, historię związku czy zdrowie seksualne, to musimy przecież być przygotowani na to, że nierzadko uzyskamy odpowiedzi, które będą zawierały opisy życia innego, niż tego, które "zaleca" Katechizm. Duszpasterze muszą wówczas być w stanie udźwignąć ewentualny ciężar historii życia zagubionego człowieka - bez połajanek i niepotrzebnego w danym momencie rozdrapywania ran z przeszłości. Ideałem byłoby, gdyby księża mogli również konsultować się z psychologami i psychiatrami - nie wszystkie trudności, z którymi zmagają się młodzi ludzie, dają się rozstrzygnąć wyłącznie dzięki wiedzy teologicznej. Jednocześnie spotkanie przed ślubem mogłoby potencjalnie posłużyć również temu, by - w celu budowania szczęśliwej rodziny - narzeczony lub narzeczona otrzymali kontakt do specjalisty z zakresu zdrowia psychicznego, z którym mogliby porozmawiać o swoich trudnościach czy wątpliwościach.

Nade wszystko zatem powodzenie nowego "projektu" będzie zależne od czynnika ludzkiego: od wrażliwości i uważności księży, a także od narzeczonych. Sukcesem będzie sytuacja, w której przyszli małżonkowie uwierzą, że ta "zmiana w ślubach" nie jest wymierzona przeciwko nim, ale może stanowić szansę bardziej świadome wejście na nową drogę życia.

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nowe wymagania dla narzeczonych stanowią nową szansę
Komentarze (1)
AZ
~Anna Z
14 lutego 2020, 11:29
Skuteczne wprowadzenie nowych procedur powinno spowodować spadek ilości kościelnych małżeństw. /jeśli się tak nie stanie, będzie to oznaczało, że najprawdopodobniej procedury są stosowane niedbale a duchowni bardziej niż udzielania nieważnych sakramentów boją się kiepskich statystyk.