Nóż, siekiera, profanacje, bluźnierstwa. Kościół w Polsce zagrożony?
Bilans kilku ostatnich tygodni może budzić niepokój. Czy jednak daje podstawy do wyciągania daleko idących wniosków na temat realnej sytuacji Kościoła katolickiego w Polsce? Czy faktycznie mamy do czynienia z planowym atakiem na Kościół, ze zorganizowanym prześladowaniem, a w konsekwencji z prawdziwym zagrożeniem dla jego bezpiecznego istnienia i funkcjonowania?
W poniedziałkowy poranek ksiądz, który wchodził do kościoła Najświętszej Marii Panny na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu, aby odprawić Mszę św., został zaatakowany nożem. W ciężkim stanie trafił do szpitala. Sprawcę bardzo niebezpiecznego dla życia duchownego czynu szybko zatrzymano. Okazał się nim 57-letni bezdomny. Usłyszał już zarzut usiłowania zabójstwa kapłana. Prokuratura, tłumacząc to dobrem śledztwa, milczy na temat motywów, jakimi kierował się nożownik. Rzecznik wrocławskiej kurii, komentując wydarzenie na gorąco, stwierdził: "Po raz kolejny przekonujemy się, że przyzwalanie na hejt i język nienawiści może przynieść tragiczne skutki. Od słów jest bardzo blisko do czynów", a w mediach powielana jest wypowiedź napastnika, według której łączenie jego czynu z filmem braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu", to "dobry trop".
Dwa dni wcześniej w Rypinie 46-letni mężczyzna w czasie Mszy św. przypuścił szturm siekierą na ołtarz w kościele pw. Świętej Trójcy. Krzyczał i rzucał przekleństwami. Parafianom udało się go wyprowadzić ze świątyni. Media podały, że jest chory psychicznie.
Wielu ludzi w Polsce jako rozmyślne uderzenia w Kościół i w wiarę potraktowało to, co się wydarzyło podczas Marszu Równości w Gdańsku oraz przy okazji podobnej imprezy w Warszawie. Obydwa wydarzenia błyskawicznie skomentował rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, mówiąc o znieważaniu symboli religijnych, braku szacunku dla wierzących, naruszaniu prawa do wolności religijnej, znamionach bluźnierstwa, przyzwoleniu na obrażanie Boga i Jego wyznawców oraz o braku tolerancji. Na początku maja z bólem i smutkiem mówił o profanacji obrazu Matki Bożej w związku z pojawiającymi się w różnych miejscach w Polsce przeróbkami Jej jasnogórskiego wizerunku z użyciem symbolu kojarzonego jednoznacznie z ruchem LGBT.
Jeśli doda się do tego wszystkiego wspomniany już film w reżyserii Tomasza Sekielskiego (mimo stanowczych deklaracji autora, że jego celem nie jest atakowanie Kościoła ani katolików) i wygłoszone 3 maja przemówienie Leszka Jażdżewskiego (nie tylko zdecydowanie antyklerykalne, ale mocno oskarżycielskie i antykościelne), to lista mających miejsce w krótkim czasie wydarzeń w różnej formie uderzających w Kościół w Polsce wygląda naprawdę źle. Łatwo w takiej sytuacji stracić poczucie bezpieczeństwa. Łatwo zacząć wszędzie węszyć spiski i żyć w przekonaniu o nieustannym zagrożeniu. Łatwo budować narrację oblężonej twierdzy, utwierdzać się w przekonaniu, że trwają zorganizowane prześladowania wierzących i planowe niszczenie Kościoła na wielką skalę. Łatwo podsycać obawy i tworzyć atmosferę lęku, w której zwykły człowiek, idący na Mszę św., będzie się trwożliwie rozglądał w poszukiwaniu symptomów grożącego mu niebezpieczeństwa. Pokusa, aby wykorzystać takie okoliczności do zwierania szeregów, do upowszechniania postaw obronnych, do zamykania się, jest silna. W wielu środowiskach - także w Kościele - panuje przekonanie, że nic tak nie jednoczy ludzi, jak wspólny wróg i strach przed nim.
Jest to złudne przeświadczenie. Na lęku nie da się niczego trwałego zbudować. Odwołująca się do niego długotrwała retoryka nie pomaga, lecz szkodzi. Można dzięki niej osiągnąć co najwyżej chwilową mobilizację pewnej grupy, ale z pewnością nie wszystkich. W dodatku taka mobilizacja nie prowadzi do faktycznej jedności, nie otwiera na innych, lecz skłania do traktowania ich przede wszystkim jako narzędzi do kształtowania własnego bezpieczeństwa, zamyka w egoizmie. Na dłuższą metę owocuje wyobcowaniem i prowadzi do upowszechnienia myślenia o wspólnocie w kategoriach sekty, otoczonej ze wszystkich stron wrogami i agresorami. Blokuje każdą próbę dialogu, skutecznie go uniemożliwia, nie tylko z kimkolwiek na zewnątrz, ale również wewnątrz społeczności katolików. Przecież gdy zewsząd grozi atak, nie czas na rozmowy i dyskusje.
Nie chodzi o to, aby bagatelizować takie wydarzenia, jak wyżej wymienione i udawać, że nic się nie stało. Rzecz w tym, aby ich nie wyolbrzymiać, a zwłaszcza w tym, aby na ich podstawie nie budować nieprawdziwej narracji na temat sytuacji Kościoła i katolików w Polsce. Kościół i katolicy w Polsce nie są obiektem masowych, zaplanowanych prześladowań. Co nie znaczy, że nie ma zagrożeń. Są. Rzeczywistym zagrożeniem jest np. postępujący odpływ młodych, widoczny w najnowszych badaniach. Ale ich nie zatrzyma straszenie i retoryka oblężonej twierdzy.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.
Skomentuj artykuł