O wizjach pentekostalnych ks. Kobylińskiego

O wizjach pentekostalnych ks. Kobylińskiego
(fot. shutterstock.com)

Z uwagą śledzę publikacje o katolickich wspólnotach charyzmatycznych, które w ostatnim czasie są nader częste. Z niepokojem jednak zauważam, że są one coraz bardziej jednostronne, ogólnikowe i zdecydowanie negatywne. Ostatni wywiad z Księdzem Kobylińskim na eKai bardzo wyraźnie wpisuje się w tę tendencję.

Zastanawiające, że ukazują się one w serwisach silnie związanych z KEP, choć mam przekonanie, że nie odzwierciedlają jedności KEP z Autorem sugerowanych kierunków myślenia o wspólnotach charyzmatycznych w Kościele. W swojej treści przecież mają niewiele wspólnego zarówno z rzeczywistością, jak i prawdą, a przede wszystkim z Biblią, nauczaniem Kościoła i doświadczeniem duchowym tych, których wymienia się w liturgii Kościoła w dowolnych czy obowiązkowych wspomnieniach.

Definicja pentekostalizacji jako uzielonoświątkowienie, czytaj: "zmory" trawiącej Kościół, która niczym wampir wysysa krew z niewinnej i nieświadomej śmiertelnego zagrożenia Oblubienicy Baranka - forsowana przez Księdza Kobylińskiego, i sobie samemu jej ukucie przypisywana, faktycznie nie jest do końca jego. W zasadzie jest uszczegółowieniem terminu "protestantyzacja", bardziej sprecyzowanym i ukierunkowanym na konkretną charyzmatyczną niekatolicką wspólnotę chrześcijańską - zielonoświątkową. Nie jest to więc novum na taką miarę i skalę, jak to okrzyknięto w wywiadzie. Zresztą jest ona wyrazem osobistego, acz pejoratywnego stosunku Autora do katolickich i niekatolickich wspólnot charyzmatycznych, zdecydowanie rozmijającym się z nauczaniem i doświadczeniem Kościoła. I to jest dramat tego rodzaju publikacji na tak ekskluzywnym, ale i opiniotwórczym portalu, który już nie karmi pełnowartościowym ziarnem, a zapycha Kościół zmodyfikowaną i trującą papką.

DEON.PL POLECA

Pierwotne i właściwe - bo biblijne - rozumienie tego, co nazywamy pentekostalizacją, jawi się bowiem jako ucharyzmatowienie Kościoła w dniu Pięćdziesiątnicy, czyli przeniknięcie Go Duchem Świętym i wyposażenie w charyzmaty - dary darmo dane dla duchowego dobra Kościoła na wszystkie czasy, którymi posługiwali się chrześcijanie - wówczas i w następnych pokoleniach. Charyzmaty bowiem mają to do siebie, taka jest ich natura, że nie są "listem gratulacyjnym", który pomimo radosnego charakteru z czasem ląduje w prywatnym archiwum albo w koszu na śmieci. Z greckiego "charisma", od którego wywodzi się "charyzmat", to wspaniałomyślny dar, podarunek, prezent i w naukowej uczciwości kontekstu omawianych spraw trzeba wziąć pod uwagę, że według pism biblijnych - pochodzi od samego Boga. To z kolei podpowiada, że winno się go nie tylko przyjąć z wdzięcznością, ale także używać.

Wszelkie inne formuły definiujące pojęcie "pentekostalizacji" są wtórne i przez oderwanie od biblijnego kontekstu nieadekwatne (a nawet solidnie naciągane) względem pierwotnego znaczenia. I tak pentekostalizacja stała się gwałtownym rozrostem tradycyjnych Kościołów zielonoświątkowych, jak i nowo powstałych wolnych Kościołów charyzmatycznych na świecie, a zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej, Afryce i Azji. I stała się również ewolucyjną przemianą wielu Kościołów, wspólnot i denominacji chrześcijańskich w nową wersję pobożności charyzmatycznej o charakterystycznych, i w wielu miejscach wspólnych dla całego wręcz globu, elementach. W obu powyższych przypadkach Autor nadaje jej charakter pejoratywny i paradiabelski.

Kto jednak tworzy tego rodzaju pozabiblijne "definicje" i na tych fundamentach buduje swoje teorie, które potem są drukowane i cytowane częściej niż Pismo Święte, a umacniane dodatkowo przez wyższe kręgi, zaczynają być traktowane jak "prawda wręcz objawiona", sieje zamęt i chaos w Pańskiej Owczarni. Znamienne wydaje się, że Autor tak wyraziście podkreślający swoje kompetencje i poważny - zagraniczny dorobek naukowy w omawianych kwestiach, a także wieloletnie zmagania naukowe w tym temacie, pomija całkowitym milczeniem rozumienie pentekostalizacji choćby przez Prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Josefa Ratzingera, pochodzące już z 2002 roku.
A Tenże, dostrzegając pentekostalizację, widzi w niej nową Pięćdziesiątnicę, która ma swoje źródło i przyczynę w Trójjedynym Bogu, który w odpowiedzi na wytrwałą modlitwę Kościoła odczuwającego zranienia racjonalizmem i sceptycyzmem pobudza stygnącą gorliwość Ludu Bożego w budowaniu Mistycznego Ciała przez dary i charyzmaty. Nie jest więc plagą dziesiątkującą Kościół, a błogosławieństwem ożywiającym Mistyczne Ciało. Owszem, dostrzega potrzebę czujności i eliminowania pojawiających się nieprawidłowości. Jest to jednak normalne, że ataki Złego próbują niszczyć każdą duchową rzeczywistość, nie tylko pentekostalną. W kółkach różańcowych, parafialnych chórach czy też wspólnotach eucharystycznych również takie czujne towarzyszenie jest konieczne.

Dla Księdza Kobylińskiego pentekostalizacja na polskim podwórku kościelnym kojarzy się z Rubikonem - momentem tyle historycznym, co i dramatycznym w skutkach, przekroczeniem dotąd niemożliwego. Cezarami, którzy ów polski Rubikon przekroczyli, są jego zdaniem przede wszystkim: "Gloria Polo z Kolumbii, James Manjackal i Jose Maniparambil z Indii, Maria Vadia z USA, John Bashobora z Ugandy, Myrna Nazzour z Syrii, włoscy duchowni Antonello Cadeddu i Enrico Porcu, którzy obecnie pracują w Brazylii". Uwaga! Lista "cezarów" zamknięta nie jest. Czym zawinili "cezarowie"? A no tym, że ich nauczanie - wg Księdza Kobylińskiego - "to najczęściej synkretyczna religijność chrześcijańska, podlegająca głębokiej pentekostalizacji". W rzymskim senacie można by pogratulować Księdzu Kobylińskiemu erystycznej przebiegłości. Wygłosić jedno zdanie, które jest skuteczniejsze od cykuty, to rzeczywiście domena mistrzów. Tyle tylko, że w rzymskim senacie można było pomawiać i kłamać do woli, a w Mistycznym Ciele zabrania tego Pan Bóg w objawionym Dekalogu.

Czy Ksiądz Kobyliński zna całość nauczania wymienionych przez siebie osób? Które z tych nauczań bądź ich elementy są "łączeniem ze sobą różnych tradycji religijnych wielu narodów i wyznań, powodujące zderzenia odmiennych poglądów, a także ich przemieszanie" i przedstawiane jako religijność chrześcijańska? Nie wiemy. Które z nich zdradzają "głęboką" i złowrogą pentekostalizację? Nie wiemy. Na czym ta "pentekostalizacja" u tych ewangelizatorów ma polegać? Nie wiemy.

Naganność powyższego sądu Księdza Kobylińskiego polega na tym, że dezawuuje i osoby przez siebie wymieniane, i ich posługę, sytuując ich w gronie fałszywych świadków, bez jakiegokolwiek uzasadnienia, lecz za pomocą twardej erystyki. Osąd poszedł "w świat". Przeczytało go mnóstwo ludzi: duchownych i świeckich, biskupów i liderów wspólnot. Jaki wchłonęli przekaz? Jakie podejmą na ich podstawie decyzje? Można się spodziewać jakie. Zresztą. Wiele decyzji podjęto już jakiś czas temu pod wpływem podobnych "opinii" Księdza Kobylińskiego. Niektóre diecezje już są zabarykadowane przed "tymi" z zagranicy, niczym Węgry przed uchodźcami. I choć są prawie duchową pustynią, to nadal wolą swój ugór niż wiadro wody.

Tymczasem pełne kościoły i kolejki do konfesjonałów są owocem świadectwa, posługi i rekolekcji Glorii Polo, Jamesa Manjackala, Jose Maniparambila, Marii Vadi, Johna Bashobory, Myrny Nazzour, Antonello Cadeddu, Enrico Porcu i innych. Nie słyszałem jednak, by przez posługę Księdza Kobylińskiego jakakolwiek świątynia pękała w szwach, a spowiedź trwałą godzinami. Jakoś o tej stronie kapłaństwa Akademika "diabelsko" cicho jest.

Erystyczne zabiegi, które bądź co bądź od wieków były domeną filozofujących, wykorzystuje Ksiądz Kobyliński, rozprawiając się z katolickim ruchem charyzmatycznym. Nie zajmuje się w swoich badaniach ich specyfiką - jak twierdzi, ale "przenikaniem treści zielonoświątkowych do wnętrza naszego Kościoła". Tylko że następne akapity i całe bloki niepoważnych i fałszywych wypowiedzi odnoszą się do nich właśnie.

Ksiądz Kobyliński uważa, że łączy się katolickie nabożeństwa adoracji Najświętszego Sakramentu z tzw. Toronto Blessing - czyli z "wprowadzaniem ludzi w histeryczny śmiech". Tymczasem modlitewne "upojenie ducha" i "szaleństwa Ducha" objawiające się drganiem ciała, chichotem, krzykiem, płaczem lub łkaniem były obecne np. u bł. Doroty z Montów. Jej biograf Jan z Kwidzyna w "Vita Dorotheae Montoviensis magistri Johannis Marienwerder" odnotowuje u niej stany, które właśnie tak nazywa. I rozumie je następująco: "Upojeniem ducha może być nazwana każda wielka pobożność miłości i radości, która jest pewnym namaszczeniem ducha, z którego jakby mocą kielicha duchowego wina, zapał ducha tak bardzo wzrasta, że nie może się wewnętrznie powstrzymać, lecz wybucha przez niezwykłe ruchy, głosy lub łkania. Stąd w upojeniu zadowalającym, które wynika z częstego picia ze słodkiego kielicha poza porwaniem, upojony raduje się duchowo, śmieje się, śpiewa itp.".

Natomiast "szaleństwo Ducha zachodzi, gdy z wielkiej radości wlanej przez Ducha Świętego, lub żaru miłości przezeń rozpalonego, lub silnego pragnienia Boskiej rozkoszy, oraz jakiegoś nagle obudzonego nowego opromienienia i z żaru rozpromienienia tak się w sobie rozszerza i rozciąga, że wzburza i wstrząsa całe ciało, a ponieważ serce w ciasnocie piersi nie mogąc się zmieścić, w pewien sposób usiłuje się wydobyć, by płomień, którego wewnątrz doznaje, wyrzucić na zewnątrz i osiągnąć jakąkolwiek ochłodę swego żaru, dlatego wybucha jakimiś jawnymi oznakami wewnętrznej pogody lub pobożności, na przykład śmiechem, chichotem, krzykiem, płaczem lub łkaniem itd., których nie może ani ukryć, ani im rozkazywać, ani się od nich uwolnić". Idąc więc tokiem rozumowania Księdza Kobylińskiego, winno się uznać bł. Dorotę za ofiarę Toronto Blessing. Tylko że ona żyła w XIV wieku!!! Czyżby więc ruch zielonoświątkowy rozpoczął się w średniowieczu???

Trudno traktować poważnie osobiste poglądy Księdza Kobylińskiego, jaskrawie sprzeczne z najnowszymi dokumentami Kościoła, iż spoczynki w Duchu są utratą świadomości bądź tożsame z hipnozą magnetyczną, transem czy autosugestią - czyli "wprowadzaniem ludzi w odmienne stany świadomości". Bo nie jest prawdą, że w trakcie spoczynku traci się świadomość. Ją się traci, ale podczas egzorcyzmów. Jeżeli z tym chce walczyć bardzo wykształcona osoba duchowna, to... można jedynie współczuć serdecznie.

Nader wiekowe - sprzed 30 laty - jest "doświadczenie charyzmatyczne" Księdza Kobylińskiego. Zdradza ponadto trwałe piętno traumy. Rozumiem, że wynika to z silnego przeżycia, gdy w czasie katolickiego nabożeństwa i w obecności katolickiego księdza wspólnota doświadczyła "dziwnych zjawisk", które niedoskonały i subiektywnie oceniający umysł sytuuje w kategoriach "utraty przytomności, transu, histerii, szlochu, krzyków itp.". A przecież doświadczali tego również mistycy, choć nazywali to inaczej, bo w duchowym darze poznania widzieli w tym dzieło Ducha Świętego.

Źle się dzieje, gdy strach sprzed 30 lat staje się motorem napędowym uderzeń w charyzmatycznych. Akademicka pozycja jedynie je wzmacnia. Niszczy jednak przy tym ludzi, pozbawiając ich dobrego imienia, powszechnie czyniąc z nich zwodzicieli. Doprowadza do gwałtownego uszczelnienia wielu diecezjalnych i wspólnotowych granic, niczym Samaria przed Izraelem w czasach Chrystusa Pana. Nie bada, lecz a priori duchowe doświadczenia traktuje jak złowrogi pożar, a nie jak pożyteczny, choć dość tajemniczy ogień. Karmi wreszcie strachem Pasterską i duszpasterską wspólnotę, która bezkrytycznie w wielu wypadkach mówi "ufam", zamiast "ufam i sprawdzam". Bez tego niezbędnego "sprawdzam", także (a nawet i szczególnie) wobec artykułów i referatów Księdza Kobylińskiego, nadal będziemy nieświadomie szczęśliwi niczym Azor na widok pachnącego pęta. Ale uwaga! Trzeba być mądrzejszym niż Azor. Nie każde bowiem pęto jest tym pętem, o którym myśli Azor. Może się bowiem okazać, że to ziemniaczany flak - czyli po prostu... kiszka.

Przeczytaj też: Nie tylko grzeczni chłopcy chodzą w mocy Ducha >>

ks. dr hab. Tomasz Szałanda - kapłan archidiecezji warmińskiej, wykładał homiletykę w WSD w Elblągu i Pieniężnie, autor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów z zakresu demonologii, mariologii i homiletyki. Od 2000 r. proboszcz parafii w Stawigudzie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O wizjach pentekostalnych ks. Kobylińskiego
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.