O złych homiliach i nieposłusznych kapłanach

Fot. Samuele Giglio / Unsplash

Wydaje się, że te dwa wątki: słabe homilie i nieposłuszni kapłani to dwie zupełnie różne sprawy, ale jest w nich jeden i to mocno bolesny punkt wspólny, który sprawia, że trudno nie widzieć tu dwóch stron tego samego medalu. Jaki?

Zaraz wyjaśnię. Najpierw obejrzyjmy sobie to zjawisko. Więc po pierwsze – słabe homilie. Sama jestem rozpieszczana przez Opatrzność, bo w mojej parafii nie dość, że są homilie, a nie kazania, to jeszcze najczęściej naprawdę sensowne, a jedyną wadą jest czasami objętość. Za to w innych parafiach doświadczam czasem, jak bardzo źle być może w kwestii homilii. Śliczne religijne wypracowania pełne ładnych słów, zbyt długie i zbyt dalekie od Słowa, najczęściej nudne i trudne do przyswojenia. 

Problem polega na tym, że nawyk takiego sposobu nauczania trudno jest zmienić. Księża w tych kwestiach na ogół nie słuchają ani wiernych, ani papieża. Z tymi pierwszymi to jeszcze zrozumiałe, bo statystyczny ksiądz na ogół nie dostaje od parafian informacji zwrotnej na temat homilii, którą wygłosił, choć ostatnio materiału do rozmyślań przybyło za sprawą ankiet synodalnych. Z papieżem gorzej, bo jego już trudno nie usłyszeć, a o homiliach mówi regularnie. Choćby w zeszłym tygodniu udzielił kilku najprostszych wytycznych: że homilia ma trwać osiem – dziesięć minut, że nie jest wykładem, że przygotowuje się ją na modlitwie, że wystarczy jedna myśl, którą ludzie zabiorą ze sobą do domu. Pociągająca wizja! 

Nie, to nie tak, że nie ma księży, którzy nie mówią homilii według przepisu papieża. Są, niezależnie od stażu i wieku, do tego wraz z przychodzącym młodym pokoleniem kapłanów jest ich coraz więcej – a może młodzi jeszcze nie zarzucili medytacji Słowa Bożego i łatwiej im z pokorą dzielić się z ludem na mszy tym, co sami odkrywają w czytaniach. I tu jest ukryty mały haczyk: żeby pociągająco mówić o Słowie, trzeba być blisko niego. Trzeba je czytać, chłonąć na śniadanie, obiad i kolację. Wtedy homilia zyskuje głębię, moc, dar przekonywania. I wtedy ludzie słuchają jej i zanoszą do domu jedną myśl, która całkiem serio może zmienić w kolejnym tygodniu ich życie.

A my, słuchacze homilii, chcemy zmiany życia. Chcemy, żeby ktoś mówił do nas tak, żeby nas poruszać. Motywować do zmiany kiepskich nawyków, do porzucania codziennych i grubszych grzechów. Nie wręczać nam drobiazgowej listy zakazów i nakazów, nie piętnować i nie grzmieć, ale pokazywać sens, kierunek, mówić o tym, że życie może być dobre, że jest w nim jeszcze wciąż miejsce na radość, piękno, oddech, choć wydaje nam się, że czeka nas tylko szarość i ciężary do niesienia. I że ta radość i lekkość życia bierze się z bycia blisko Boga. Żeby tak mówić, trzeba mieć w sobie pobożność i gorliwość rozpalaną przez adorowanie Jezusa w Słowie i Eucharystii.  

I tu wchodzi drugi wątek – wątek nieposłusznych kapłanów. Nazywam zjawisko bardzo ogólnie, myśląc o różnych mniej lub bardziej charyzmatycznych duchownych, gromadzących wokół siebie ludzi i szczegółowo mówiących tym ludziom, jak żyć. Dlaczego są tak pociągający, że gdy zostaną na przykład suspendowani, ludzie wciąż korzystają z ich posługi, obciążając swoje sumienia? Co jest takiego w ich nauczaniu i życiu, że nawet obłożeni karą wciąż dla swoich fanów są bardzie wiarygodni niż Kościół w postaci szefa diecezji?

Można powiedzieć, że to zwykła ludzka głupota – jak można nie rozumieć, że ukarany ksiądz grzeszy, sprawując sakramenty, których sprawowanie zostało mu czasowo zakazane. Można powiedzieć, że to płytka wiara – ludzie jak ćmy lecą za księdzem, który mówi ładne słowa i są nim zauroczeni, chcą emocji, a nie wzrostu duchowego. Można powiedzieć, że to jakiś rodzaj słabej w skutkach fascynacji – klasyczny mechanizm idola i tłumu fanów. Jednak śledzę różne historie od lat i te wszystkie wyjaśnienia wciąż wydają mi się niewystarczające.

Myślę, że tak naprawdę chodzi tu o dwie rzeczy: o pewną tęsknotę, która jest w sercach ludzi wierzących, i pewien rodzaj lenistwa, który jest tuż koło niej. Tęsknota jest w ludziach niezależnie od tego, czy ich wiara jest mocna, czy słaba, płytka czy głęboka. To potrzeba posiadania mistrza. Kogoś, kto żyje tak, jak mówi, kto jest bliżej Boga niż oni sami, kto może ich kilka kroków do Niego podprowadzić. A gdy się na takiego ultrapobożnego z wyglądu mistrza patrzy, można wierzyć, że naprawdę jest boży, rozmodlony i gorliwy i czuć się dobrze w prowadzonej przez niego wspólnocie. 

I tacy często wydają się nasi nieposłuszni kapłani. Być może nawet na początku tacy właśnie są i wpadają w „pokusę pobożności”. Co to takiego? Przekonanie o własnej niezastępowalności w głoszeniu i trosce o wiernych. Gdy obserwuję różne przypadki, jest w nich wspólny mianownik, czy chodzi o mieszkańca podczęstochowskiej pustelni, czy o zakonnika, któremu ma się objawiać Jezus, czy o księży upierających się, że wbrew zakazom będą sprawować mszę w rycie trydenckim, jakby tylko ona się liczyła do zbawienia. Ich pobożność staje się ich bożkiem. Ich gorliwość staje się pychą. To klasyczna diabelska pułapka na ludzi pobożnych: nakręcanie pobożności i gorliwości do takiego poziomu, że poza nią nic się nie liczy, ani decyzja biskupa, ani zarządzenie Kościoła, ani narażanie sumień ludzi przez sprawowanie sakramentów bez zgody, ani upomnienia, ani kary. Nic nie jest ważne w obliczu tej ciężkiej misji, którą w swoim mniemaniu pełnią i dla której muszą cierpieć, a dla prowadzonych przez siebie ludzi z poświęceniem biorą wszystko na klatę, także własne nieposłuszeństwo - tyle można wywnioskować z płomiennych kazań i przemówień, które wygłaszają.

A przecież nie trzeba daleko szukać w historii, by wiedzieć, że podstawowy test na świętość kapłana to… posłuszeństwo przełożonym. I że byli w historii tacy księża, którzy niemal z płaczem przyjmowali zakaz sprawowania sakramentów, ale go szanowali i choć z bólem, to przestrzegali, a dziś są kanonizowani.

Druga rzecz, która sprawia, że wierni idą za zbłąkanymi kapłanami, to lenistwo, a może bardziej duchowa wygoda. Jeśli ktoś mi dokładnie mówi, jak mam żyć, nie muszę nic sam rozważać, nie muszę się zastanawiać, po prostu pilnuję się instrukcji. To bardzo kusząca wizja: idąc za wytycznymi człowieka ultrapobożnego, nie zbłądzę – ale jednocześnie wiara wtedy nie dojrzewa i wierni zostają na duchowym poziomie dzieci, którym trzeba wciąż mówić, co mogą robić, a czego nie. Na dłuższa metę to bardzo dekstrukcyjne – i tłumaczy też model przywiązania do nieposłusznych księży: on mi mówi, jak mam żyć, bez niego sobie nie poradzę, nie mogę odejść, bo nikt inny go nie zastąpi, bo nie mam gdzie iść.

I to właśnie łączy oba wątki – kiepskich homilii i trwania przy nieposłusznych księżach. Posłusznych nie brakuje, pobożnych też, ale gdyby więcej z naszych kapłanów żyło w naprawdę bliskiej zażyłości z Bogiem i Jego słowem - czego papierkiem lakmusowym są właśnie homilie - kwestia wiernych zwolenników nieposłusznych księży szybko by się rozwiązała sama, bo na tle równie gorliwej i pobożnej reszty nie byłoby w tych ultramistrzach nic nadzwyczajnego, czego nie można by było znaleźć we własnej parafii. 

 

 

  

 

  

 

 

(Na marginesie - różnica między kazaniem a homilią. To pierwsze wyjaśnia jakieś kwestie wiary, lecz nie jest związane z czytaniami z dnia, druga jest komentarzem do czytań i wyjaśnieniem Ewangelii przeczytanej przed chwilą).

 

 

 

 

 

 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O złych homiliach i nieposłusznych kapłanach
Komentarze (21)
TS
~Tomasz Sosnowski
30 stycznia 2023, 18:31
U nas w parafii jest jakiś emocjonalnie niestabilny, młody ksiądz, który na swoich 20-30 minutowych kazaniach zawsze opowiada o problemach ze swoim ojcem biologicznym... Właściwie to nie mówi tylko wykrzykuje te kazania. Do tego jakieś sofizmaty typu "każde zło jakie was spotyka jest wolą Bożą". Staram się go unikać ale czasem się nie da.
TM
~Tomek Mazurek
1 lutego 2023, 11:33
Śp. ks. Kaczkowski tez sporo mówił na temat swego niewierzącego ojca. I to było pozytywnie przyjmowane.
KW
~ka we
29 stycznia 2023, 18:38
O ile zgadzam się z tym co napisane jest o nieposłusznych kapłanach, to ta część odnośnie poziomu homilii ma za dużo uogólnień. Sama ocena, czy homilia jest dobra, to sprawa dość subiektywna, bo to też zależy od słuchającego. To co w ocenie jednego może być świetną homilią dla innego jest czasem straconym i przespanym. Nie zawsze też pobożność księdza przekłada się na poziom homilii. Są księża, pobożni, ale np. nie mają odpowiedniej wymowy, lepiej się odnajdują w byciu na przykład spowiednikiem. Bywa odwrotnie: fantastyczni mówcy - a okazuje się że zwodziciele nie potrafiący utrzymać jedności z kościołem, albo na tyle popularni że ktoś przymknął oko na ich okropności, czego ostatnio mamy niejeden przykład.
TS
~Tomasz Sosnowski
31 stycznia 2023, 20:37
Najlepiej wszystko zrelatywizować, zawsze mieć opinię neutralną i niejednoznaczną, wtedy jest się kimś takim lepszym i ponad te ludowe pretensje. Nie kazanie 8-10 minutowe jest po prostu lepsze od 30 minutowego. Przekręcanie prawd wiary i nadinterpretacje ewangelii też nie są lepsze od jej dokładnej egzegezy.
RK
~Radosław Kozłowski
29 stycznia 2023, 11:08
Bardzo ciekawa hipoteza, a do tego wydaje się bardzo trafna. Jakiś czas temu w mojej parafii zmienił się proboszcz, a obecnie wprowadził swoje nowe porządki. Nowy proboszcz głosi homilię/kazanie przez +-30 min!, głosi przy użyciu wzniosłych i ładnych słów, zbyt długo i zbyt daleko od Słowa, najczęściej bardzo nudno i w sposób trudny do przyswojenia. Msza niedzielna trwa teraz około 70-75 min! A po jej zakończeniu nie wiem o czym tak naprawde była homilia/kazanie... Za to w niedzielę na mszy w kościele jest coraz więcej wolnych miejsc. Dodatkowo mogą dochodzić inne kwestie, np tego, że ks proboszcz wydaje się mało empatyczny, stawia twarde wymagania co do opłat za sakramenty i wymogów co do ich przystąpienia (I-sza Komunia, bierzmowanie), w Iszy piątek miesiąca dzieci ustawiają sie do wymaganej spowiedzi, ale po uzyskaniu rozgrzeszenia i podpisu ks wychodzą przed mszą z kościoła (nie na tym polega nabożeństwo pierwszych piątków!).
FD
~F. D.
31 stycznia 2023, 08:45
"(...) po uzyskaniu rozgrzeszenia i podpisu ks wychodzą przed mszą z kościoła" === Może dobrze by było poradzić proboszczowi żeby robił tak jak "mój" proboszcz - podpisy PO mszy.
AR
~Aleksandra Rutkowska
29 stycznia 2023, 08:35
Odprawianie mszy świętej w rycie trydenckim odbywa się za zgodą biskupa. Nie ma więc mowy o nieposłuszeństwie wobec Kościoła.
JK
~J K
28 stycznia 2023, 22:47
Ksiądz też ma myśl o churchingu: znaleźć kościół, w którym są ludzie wierzący.
ZJ
~Zygmunt Jerzy Stanowski
28 stycznia 2023, 14:30
W każdej grupie ludzi: 80% to zwykli rzemieślnicy bez polotu, a 10% to artyści i wirtuozi. Statystyka jest tu bezlitosna. Pani domaga się żeby większość kapłanów miała na ambonie charyzmę xPawlukiewicza czy abp Rysia. Ale czy zwykłe, poprawne, choć wygłoszone bez wielkiego polotu kazanie nie przemieni serca ludzkiego tak samo - albo nawet bardziej, niż płomienne wezwania xPiotra? Pan Bóg się potrafi posłużyć i takimi kaznodziejami, i takimi. To co mówi każdy kaznodzieja to jest tylko 20% wartości każdego kazania. Pozostałe 80% dokonuje się w sercu każdego człowieka, w reakcji na usłyszane słowo. Jednego człowieka poruszy wyrafinowane słowo abp Grzegorza, a innego - zwykłe, monotonne gadanie wiejskiego Proboszcza.
AM
~Alicja M.M.
28 stycznia 2023, 22:18
Ale to naprawdę nie chodzi o wirtuozerię. Chodzi o taką zwykłą sprawę, żeby wierni na homilii słyszeli, że ksiądz chce się z nimi podzielić tym, co wyczytał w Słowie Bożym. Proste kobiece porównanie: mama zachwycona swoim dzieckiem opowiada o nim, niekoniecznie musi być złotousta i błyskotliwie inteligentna, byśmy czuli, że jest w to dziecko wpatrzona jako w osobisty skarb (dla postronnych, czasem przesadnie wpatrzona). Niechby nawet nieporadnie, ale ksiądz się dzielił swoim zasłuchaniem w Słowie Bożym, zachwytem, albo zmaganiem… ale jeśli sam tym nie żyje, nie jest to możliwe.
JD
~Jan Drop
29 stycznia 2023, 14:08
Ok. Nikt nie mowi o chafyzmatykach, ale o zwyklej rzetelnosci Skoro podajesz 80 proc To wychodzi, ze na duzej parafii jeden powinien sie znalezc. Szkoda, ze tak nie ma
JS
~Jakub Szymczyk
29 stycznia 2023, 16:10
Problem w tym, że jakieś 70% kazań jakie słyszę w kościołach nie spełnia nawet wymogu poprawności. Są za długie i zasadniczo na jedno kopyto. Ciągle zwalczają ten konsumpcjonizm jak by nie było innych problemów duchowych (np. powszechna bylejakość i tumiwisizm). Do tego ciągle historyjki o jakichś romańsko brzmiących świętych. Po co mi kolejna historia o świętym który porzucił bogactwo i znalazł szczęście w klasztorze. Fajnie ale co mnie to obchodzi. Na co dzień mam inne problemy. Czy wytrzymam w tej ch... pracy do końca roku, czy znajdę miejsce w przedszkolu dla córki, czy o tej godzinie przebiję się przez korek do lekarza, czy ta biegunka to coś poważnego, czy dam radę wpłacić jeszcze jakąś kasę na drona dla Ukrainy czy inny szlachetny cel.
TT
Tom Tom
29 stycznia 2023, 20:22
Ten trop bywa używany na usprawiedliwienie całkowitej miernoty niektórych kazań czy homilii. "Skoro Pan Bóg przemówił przez oślicę do Balaama to i przeze mnie też przemówi". Z pewnością Pan Bóg żeby do kogoś przemówić nie potrzebuje w ogóle żadnych pośredników, a z drugiej strony powołuje głosicieli Słowa do posługi. Czy skoro zostali powołani, to czy nie powinni starać się być mistrzami od strony technicznej, tak aby Pan Bóg nie musiał uciekać się do przemawiania przez osłów???
JP
~Jan Pawlikowski
30 stycznia 2023, 17:34
Może ci którzy wymagają aby księża się "bardziej starali" popatrzą na własny sposób wykonywania pracy zawodowej. I czy z czystym sumieniem mogą każdego wieczoru powiedzieć że dziś w swojej pracy "naprawdę się starali"? Mnie osobiście dosyć mocno drażni wymaganie nie wiadomo czego od księży przez ludzi, którzy od samych siebie wogóle nie wymagają.
JP
~Jan Pawlikowski
30 stycznia 2023, 20:13
Kazanie nie ma nam rozwiązywać problemu pracy, przedszkola dla córki, lekarza. Kazanie ma nas ukierunkować na Boga i patrzenia na życie przez pryzmat Ewangelii. Jeżeli tego nie będziemy rozumieć, to będziemy tylko w życiu przechodzili od jednego problemu egzystencjalnego do drugiego. Od jednej potrzeby do innej. Naprawdę trzeba starać się przede wszystkim o Królestwo Boże i prosić by wszystko inne było nam dodane.
FD
~F. D.
31 stycznia 2023, 09:04
Miejmy nadzieję, że żaden ksiądz, nigdy nie zawrze w kazaniu rozważań o tym "czy ta biegunka to coś poważnego". Nawet w czasach kiedy my, dla przyszłych pokoleń, będziemy tak samo odlegli w czasie jak ci "romańsko brzmiący święci".
MS
~M S
28 stycznia 2023, 12:40
Pani Marto, homilia to egzystencjalna aktualizacja słowa Bożego. Coś więcej niż wyjaśnienie. I znacznie trudniejsze zadanie dla księdza, ale tylko wtedy on może stać sie mistrzem duchowym.
DK
~Dorota Kozak
30 stycznia 2023, 21:29
każdy kapłan jak my jest tylko człowiekiem ze wszystkimi ułomnościami. U mnie w parafii jest proboszcz od pół roku, zasadniczy, niektórzy mówią mało empatyczny, ale zazwyczaj głosi homilie, i też niektórzy mówią że zanim się rozpędzi a już meta. Tyle tylko że za mało słuchamy, jedna myśl zabrana do domu może rozmnożyć dobro, taki cel. A i w kazaniach nawet przydługich można znaleźć jedno zdanie jedno słowo. Wymagaj od siebie a potem od innych.
FD
~F. D.
31 stycznia 2023, 09:11
"homilia to egzystencjalna aktualizacja słowa Bożego" === To jest, najprawdopodobniej, wyjaśnienie różnicy między homilią a kazaniem dla uczonych w piśmie. A może i prawie. Ale są jeszcze i tacy, jak ja, do których trzeba prościej.
MS
~M S
1 lutego 2023, 11:23
To może w formie przykładu. Na parafię przybywa gościnnie ksiądz i mówi homilię. Po mszy w drzwiach wierny zaczepia go i pyta: Skąd ksiądz mnie zna, skoro całą homilię mówił o moim życiu w świetle słowa Bożego?! Po chwili to samo mówi drugi, trzeci itd. Każdy wierny odczuł, że słowo Boże było o konkretach jego życia, jak je dalej ukierunkować. Homilia idealna! Powiedziana w mocy Ducha.
FD
~F. D.
9 lutego 2023, 21:31
Do MS. Jeśli komentarz z 1 lutego 2023, 11:23 jest odpowiedzią na mój z 31 stycznia 2023, 09:11, to informuję, że to co napisałem 31 stycznia 2023 o 09:11 na końcu (Ale są jeszcze i tacy, jak ja, do których trzeba prościej) oznacza, że wyjaśnienie Pani Marty Łysek ("Na marginesie - różnica między kazaniem a homilią. To pierwsze wyjaśnia jakieś kwestie wiary, lecz nie jest związane z czytaniami z dnia, druga jest komentarzem do czytań i wyjaśnieniem Ewangelii przeczytanej przed chwilą") jest, według mnie, dużo lepszym objaśnieniem niż "homilia to egzystencjalna aktualizacja słowa Bożego", bo zrozumiałym dla każdego. Czyli nie wymaga mnóstwa słów, które musiał / musiała Pan/ Pani użyć żeby objaśnić swoje słowa.