Obrona Świąt przed Wigilią

Wigilia staje się formą przymusu, a Boże Narodzenie formą protestu. Mamy szansę to naprawić, jeśli wrócimy do autentycznego rozumienia zwyczaju łamania się opłatkiem i biesiadowania.

Nie ma to jak mieć "udaną Wigilię", bo wtedy nasze Święta są "spokojne i radosne". Boże Narodzenie to czas rodzinny, a sama Wigilia powinna mieć charakter takiej właśnie celebracji. Jednak za tym pobożnym życzeniem kryje się poważny kłopot związany z relacją Wigilii do Świąt.

Owa pożądana wigilijna atmosfera zależy bowiem od wielu czynników, oczekiwań i presji. Wszystkie one razem wzięte sprawiają zazwyczaj, że dla wielu ludzi święta kończą się... na Wigilii. Czyli jeszcze zanim się zaczną. "Święta, święta i po świętach" - mówią zapracowane gospodynie, kiedy wreszcie mogą odpocząć od przygotowywania "tradycyjnych potraw", ale w tym powiedzeniu kryje się nie tylko trafna obserwacja tego, co dzieje się w kuchni, ale problem z desakralizacją Świąt.

Żeby czar nie prysł

Komercjalizacja Wigilii polega przede wszystkim na tym, że obarczyliśmy ją licznymi, muszącymi się ziścić oczekiwaniami. W rezultacie Wigilia nierzadko staje się dla jej uczestników trudnym doświadczeniem emocjonalnym. Ma stać się cud, jak w hollywoodzkich filmach wyświetlanych przed świętami, ale ma stać się bez naszej pracy - bo przecież inaczej pryśnie czar tego wyjątkowego dnia roku...

Tylko pozornie przestaliśmy w to wierzyć. Nawet jeśli staliśmy się cyniczni i wyrośliśmy już nie tylko z wiary w świętego Mikołaja, ale i w rodzinny mit szczęścia przy choince i kolędach, odzywa się w nas dziecięca nostalgia za czasem innym od codziennego - pozbawionym kłopotów i zmartwień. W efekcie wyobrażenie Wigilii z całym jej arsenałem świecidełek, prezentów czy "magicznych" chwil we dwoje przesłania to, co dopiero ma się zdarzyć. A emocjonalny koszt uczestnictwa w realizacji tego typu fantazji sprawia, że ludzie w Święta odchorowują Wigilię. Albo nawet do Świąt właściwie rozumianych nie dochodzą - bo chcą uchronić się przed rozczarowaniami i zranieniami, gdyż bliskość z innymi zamiast goić rany, tylko je odnawia.

Żyjemy w czasach, kiedy ludzie chcą przeżywać Boże Narodzenie wspólnie, ale rodzinami są tylko nominalnie albo stanowią rodziny bardzo poranione. Do tego w zaniku jest właściwe rozumienie wigilijnego łamania się opłatkiem. Przełamywanie się opłatkiem to przełamywanie się człowieka wobec drugiego człowieka. To także przełamywanie się w sobie. Coś pęka, coś pęknąć powinno - to, co usztywnia nasze relacje, co nas od siebie oddala i izoluje. To, co sprawia, że kochamy się coraz mniej, w dawkach i na odległość.

Wigilijny opłatek to szansa na wzajemne przebaczenie, pojednanie i zbliżenie. Zapominamy jednak o dwóch rzeczach. Po pierwsze - Wigilia "kończy rok", a nie go zaczyna, a to znaczy, że przebaczenie musi być przygotowane, a nie wymuszone okolicznościami. Po drugie, łamiąc się opłatkiem trzeba być pokajanym przed Bogiem.
Problem w tym, że religijny rytuał dzielenia się opłatkiem, mający przypominać dzielenie się chlebem eucharystycznym, sprowadziliśmy do świeckiego obrzędu składania sobie życzeń. To oczywiście jest o wiele łatwiejsze, bo można otworzyć usta bez otwarcia serca. Opłatek jest bowiem znakiem tego, że nie można tak naprawdę biesiadować z wrogami. Teologiczny sens kolacji wigilijnej, utwierdzony przez tradycję, miał zgodnie ze zwyczajami Bliskiego Wschodu uświadamiać tę oczywistą prawdę. Nie zaprasza się do stołu wroga, choć należy zostawić miejsce dla przybysza. Jeśli chcecie wspólnie biesiadować, najpierw musicie wyzbyć się nienawiści, a to przecież nigdy nie jest łatwe.

Dlatego opłatek wielu ludziom ciąży: oczekuje się od nich, że się "przełamią", że się zmienią. Ale bez wewnętrznej przemiany będzie to skazane na porażkę. W związku z tym często młodzi w rodzinnej Wigilii w ogóle nie chcą uczestniczyć, a jeśli już przyjdą, to z zamiarem jak najszybszego wyjścia. A potem w same Święta po prostu robią sobie wolne. Coraz bardziej popularne stają się egzotyczne wyjazdy - szuka się nowych wrażeń, świętowanie pozostawiając ludziom chodzącym do kościoła.

Polisa na miłość

Rytuały to nie akty magiczne, lecz symboliczne, przypominające, że to, co w życiu istotne, już jest obecne. Nie zawsze jednak rytuały działają uwalniająco; mogą sprawiać wrażenie sztuczności, wpędzać w chorobę czy problemy emocjonalne i wywierać presję osiągnięć. Celem rytuałów bożonarodzeniowych jest to, żeby przy ich okazji ludzie spotkali się ze sobą i wspólnie świętowali bliskość Boga między sobą.

Jeśli rytuał nie ma podłoża duchowego, powinniśmy raczej mówić o przyzwyczajeniach, tradycjach lub obyczajach - nie po to, żeby oceniać, lecz by się nie zagubić. Jeżeli do spotkania dochodzi pod przymusem oczekiwań i okoliczności, to Święta są wówczas tylko spotkaniem obok siebie, a nie z sobą - są budowaniem fikcji, kultywowaniem hipokryzji, oddalaniem się od religijnego znaczenia Wcielenia. Wcielenie jest bowiem znakiem przebaczenia i pojednania Boga ze stworzeniem. Żeby coś odkupić, trzeba to najpierw przyjąć.

Tymczasem nasze przygotowania do Świąt są w gruncie rzeczy przygotowywaniem się do Wigilii: do tego, co podać na stół i jakie kupić prezenty. To przygotowania tak wyczerpujące, że za udaną Wigilię uznajemy tę, po której człowiek w czasie Świąt odpoczywa z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Inni, którym wigilijna kolacja się nie udała, odchorowują tych kilka spędzonych we wzajemnym napięciu godzin.


Przecież koniec końców w Wigilii i Świętach nie chodzi o prezenty ani obżarstwo, ale o to, by być razem. Często zapominają o tym rodzice, którzy swoją nieobecność w ciągu roku chcą zastąpić dzieciom prezentami. Wydajemy na upominki dużo pieniędzy, bo prezenty traktujemy jako wykupienie polisy na miłość. Niech dziecko zobaczy, jak nam bardzo na nim zależy, niech ma satysfakcję z tego, że jest kochane, że się o nim myśli. Problem jednak w tym, że bliskości nie da się "przeliczyć" na gadżety - także wtedy, gdy dziecko zachwycone prezentem zajmie się nim od razu. Co gorsze, dzieci coraz częściej dostają coraz bardziej wyrafinowane prezenty do zabawy w pojedynkę.

Tymczasem Boże Narodzenie należy traktować przede wszystkim jako okazję do spotkania - a nie bycia obok siebie - i okazję do dzielenia się sobą - a nie do rozdawania prezentów.

Między skrajnościami

Gubiąc sens Wigilii i jej religijny charakter, przekształcamy Święta w okazję do protestu. Ci, którzy uważają, że są przez rodzinę czy księży przymuszani do odbycia pustego społecznego rytuału, odreagowują Wigilię w dniach tuż po niej. A przecież ona ma przygotowywać do przeżycia tajemnicy Wcielenia. Tu zresztą łatwo wpadamy w skrajności. Albo tak bardzo infantylizujemy narodzenie Jezusa, że Bóg staje się tylko słodkim dzidziusiem, albo nie potrafimy tego duchowo przeżyć i w efekcie Bóg pozostaje poza naszym światem. Nie elektryzuje nas nowina, że przez fakt wcielenia Bóg nie może być już bliżej człowieka, że przyjął ludzką naturę, a nie stał się awatarem. Nawet jeśli się narodził w Betlejem, po Świętach umieszczamy Go już w niebie.

Spędziłem kilka razy czas Świąt w takich miejscach świata, w których nie ma zwyczaju wigilijnej celebracji. Mówiąc szczerze: brakowało mi tego. Ale z drugiej strony brałem też udział w Wigiliach w kraju, podczas których widziałem, jak daleko posuniętą są one maskaradą. We mnie też odzywa się tęsknota i nostalgia, powracają zapachy Świąt z dzieciństwa, obietnice i rozczarowania tych "niepowtarzalnych" chwil. Coraz bardziej jestem przekonany, że Święta trzeba przeżywać w spokoju, pozwalając Bogu najpierw narodzić się w sobie. Wtedy dopiero człowiek może dać coś z siebie drugim.

Fakt, że ludzie "wolą" umierać po Świętach, niech nam uprzytamnia, że nie rodzimy się po to, żeby być samotni, że rodzina nie jest przeżytkiem, bo nie można być sobą bez świadomości własnych korzeni. Jesteśmy "istotami względnymi", dlatego dostrzegamy naszą osobliwość jedynie w połączeniu z innymi oraz w odniesieniu do całości.

Patrzmy na Rodzinę, która jest w centrum świątecznych wydarzeń, i uczmy się od niej otwartości na Tajemnicę. Wcielenie - parafrazując Mistrza Eckharta - to wieczność, która właśnie wychodzi na jaw. Czy Wigilia przygotowuje nas na ten szok, czy nas otępi?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Obrona Świąt przed Wigilią
Komentarze (50)
M
Maria
26 grudnia 2012, 12:37
Za sam tytuł ukochałabym Autora. Od iluś lat doświadczam "zarąbania" Bożego Narodzenia tą całą masą "gadżecików', akcji, wymogów. Może dlatego powstały w mojej głowie historie o ubóstwie,nadziei i wolności płynacej ze spotkania Miłośc w ten zmarnotrawiony powszechnie dzień. Swietnie spotkać kogoś nadającego podobnie. DZIĘKI
AP
Adrian Podsiadło
25 grudnia 2012, 20:27
Świetny artykuł! I ja nie mam poranionej rodziny tylko normalną. Ale widzę wokół siebie bardzo dużo rodzin poranionych, wręcz chorych. ... Dodajmy do tego, że autor kierował swój głos do czytelników Tygodnika Powszechnego więc wprost do potrzebujących. Ode mnie ponownie 5 gwiazdek!
M
marta
25 grudnia 2012, 19:42
Świetny artykuł! I ja nie mam poranionej rodziny tylko normalną. Ale widzę wokół siebie bardzo dużo rodzin poranionych, wręcz chorych.
ZJ
zostań Jezu na Podhalu, hej!
25 grudnia 2012, 13:56
  Dobrze ześ się Jezu pod Giewontem zrodziył,  bedzies w biołyk portkak i w cuzecce chodził,  i mioł na mój dusik z piórkiem kapelusik  hej, kolynda, kolynda.  Straśnie dzisiok w górak raduje się Gazda  ponad Giewont świyci betlejemsko gwiozda  a ze jasno wkoło śpiewomy wesoło  hej. kolynda. Kolynda.  A kie se podrośnies Jezusicku słodki,  pokozemy Tobie ka rosnom siarotki.  złotogłów, leluje, ka oreł króluje.  hej, kolynda. Kolynda  A kiedy podrośniesz Jezusicku mały  To Ci będą góry i hale śpiewały  Zostań Panie Jezu między góralami  Hej kolęda, kolęda !     
jazmig jazmig
25 grudnia 2012, 12:03
Ten znowy wydziwia. Widać wyraźnie, że jest mocno poraniony i swoje własne traumy i obsesje rzutuje na zachowania innych. Są rodziny poranione, ale są również rodziny normalne, nieporanione. Rodziny poranione mają swoje problemy, których rodziny normalne nie mają. Rozwiedzona żona z dziećmi ma swoich rodziców, często również rodzeństwo, więc ma z kim i gdzie spędzić nie tylko Wigilię, ale i całe święta. O. Prusak ma zwyczaj z wyjątków czynić regułę, jakby nie znał normalnych ludzi i normalnych rodziń. To jest jakieś skrzywienie zawodowe.
MR
Maciej Roszkowski
25 grudnia 2012, 10:54
Każda okazja jest dobra aby wymianę poglądów zamienić w kłótnię.
A
abcd
24 grudnia 2012, 20:05
Ja tam się zgadzam z tym artykułem. Jeśli ktoś jest zbyt delikatny na krytykę, proponuję unikać lektury religijnej, bo jej głównym zadaniem jest poruszać sumienia i uświadamiać błędy. Jedyne, co możnaby uznać za mankament tego artykułu to to, że faktycznie opisał tylko "czubek góry lodowej"... no ale na temat problemu Wigilii tłumiącej istotę Świąt Bożego Narodzenia możnaby napisać książkę niestety...
JP
Jacek Prusak SJ
27 grudnia 2011, 14:19
KOmentarz Goga najlepiej uchwycił poniższy wpis, wiec nie mam nic do dodania. ~Słaba Ojcze Jacku - prośba o więcej delikatności w dyskusji... Bo na razie to jakoś tak, jakby głaskać papierem ściernym - chropawo... W dyskusji chodzi o argumenty, a ja nikogo nie obrażam bo nie uzywam ich ad personam. Wrazliwość jest sprawą indywidualną - proszę do niej zachecić tych, którzy na mnie używają swój scierno-chropowaty papier.
DG
do goga
27 grudnia 2011, 14:13
Jestes przykładem klasycznego ideologa. Bój się bardziej o swoje sumieni niż cudze.
G
Gog
27 grudnia 2011, 13:06
Temat sam w sobie kluczowy, jak przeżyc święta narodzin Chrystusa, żeby zbliżyc sie do Niego.  Czytając uznałem, że Ojciec Jacek o mnie, o mojej małości, o moich przywarach pisze. Ale mimo tego  nie udzwignął Ojciec tematu. Temat zbyt subtelny. Można go zgłębiać np. na rekolekcjach przedświątecznych, przy konfesjonale... żeby katolik mojego pokroju   z tego skorzystał.  Artykuł dla TP być może, dla jego  czytelników o jandowej mentalności  Kosciół znaczy tyle co pole golfowe  "występuje z tego klubu, bo mi chłopaka od noszenia kiji wyrzucili" W artykule Ojca brakuje tylko zwrotu " czubek góry lodowej" , żeby nie bez satysfakcji mogła się pod nim podpisać prof.  jej imię  ... jakos koło czwatrku. Jeszcze jedno: nie ma tak żle napisanego artykułu,  żebym w niedzielnej Mszy nie uczestniczył. Po drugie: autentycznie boję sie o Ojca, żeby nie zasilił tych filozofów co to komentuja na potrzeby TVP, a kiedys byli kapłanami.
S
Słaba
27 grudnia 2011, 12:02
Ojcze Jacku - prośba o więcej delikatności w dyskusji... Bo na razie to jakoś tak, jakby głaskać papierem ściernym - chropawo...
S
Słaba
27 grudnia 2011, 11:55
Jeszcze raz powtórzę - wigilia rozbudza tęsknoty, które do końca zostaną zaspokojone dopiero w szczęśliwej wieczności. To dobrze, że takie tęsknoty rozbudza. Stanowią one bardzo dobre przygotowanie do Bożego Narodzenia - tuż przed. No i jest to zarazem wigilia-oczekiwanie na tę upragnioną pełnię szczęścia ze wspólnoty z Bogiem, z ludźmi, z całym stworzeniem. Chrystus przychodząc na świat, by zamieszkać z nami, zapoczątkował realizację tych tęsknot. To pewne, że jesteśmy grzesznikami, że nie umiemy w pełni kochać. Jedni są bliżej prawdziwego kochania, inni dalej. Ale to nie powód, żeby "bronić święta przed wigilią". Nie ma takiej potrzeby. Wigilia, zarówno ta dająca zaspokojenie, jak i ta powodująca niedosyt, nawet ta przepłakana (mówię z własnego doświadczenia) stanowi ważny element przeżywania Świąt. Wszystkiego najlepszego!
T
tak
27 grudnia 2011, 11:14
Do Jacek Prusak, skoro Ci dpobrze z takim obrazem i uważasz, że dobrze oddaje prawde i rzeczywistość to pozostań z Bogiem. (piszę per Ty nie z braku szacunku, ale odwzajemniem sposób zwracania sie do interlokutora)
AP
Adrian Podsiadło
27 grudnia 2011, 10:28
Ciekawe czy te statystyki uwzględniają emigrację z naszej "zielonej wyspy" i w jakikolwiek sposób ujmują obecność Polaków w kościołach w Anglii, USA, Niemiec itd. Podaje się, że z Polski w ostatnim czasie wyjechało ok. miliona osób. I to należy uznać, że minimum. Prawdziwa wielkość jest nieznana.
JP
Jacek Prusak SJ
27 grudnia 2011, 00:09
Ja nie przyjmuję pozycji "doskonalszych", ja po prostu nie wierzę w ich argumentację. To "doskonalsi" twierdzą, że nie ma żadnych problemów i rzeczywistość jest "cacy". Nie musisz podzielać moich poglądów. Ważne, żebyś nie był tak zadufany w sobie. Ja znam te statystki, ale również spowiadam tych communicantes, którzy według tych statystk należą do najbradziej religijnych w Polsce. Niestety nie mogę zdradzać tajemnicy spowiedzi. W odróznieniu od ciebie znam problem od środka.
G
Gość
26 grudnia 2011, 23:13
Czy Wy przypadkiem nie jesteście za ambitni, czy za dużo od siebie nie wymagacie? Co Was martwi? Stoje przy trakcie i proponuję człowiekowi szklankę żródlanej. A on śpieszył się...   inny, że za trzy tygodnie.......   sam wypiłem ....dziwi mnie ich głupota....to nie mój problem.  Martwisz się, że głupia  panna nie ma oliwy ?
LS
le sz
26 grudnia 2011, 22:45
Ręce opadają gdy się czyta niektóre wypowiedzi. Podam dane Instytutu Statystycznego Kościoła Katolickiego: w Polsce do Kościoła w niedziele uczęszcza średnio około 50% społeczeństwa. W Tarnowskiem ok. 75% , w dużych miastach np.: Warszawie około 20 % . Uczęszczanie na msze św. w niedziele ciągu ostatnich 20 lat niewiele spadło za to wzrosła ilość communicantes tzn. tych, którzy przystępują do komunii św., proszę księdza Prusaka. Rzeczywiście ręce opadają. Jak łatwo sprawdzić w danych podawanych przez Instytut Statystyczny KK, do kościoła w niedzielę uczęszcza znacznie mniej osób, bo średnio ok. 40% - a nie 50%. I tylko diecezja tarnowska ma tę średnią tak wysoką że osiągającą 70,5% - ale jednak nie 75%. Natomiast zdecydowana większość (bo 37) diecezji ma już zdecydowanie poniżej 50%. I ciągle jest to tendencja spadkowa. W tym pozornym sporze, jego nierozwiązywalność polega na tym , że dla kogoś jeżeli 90% Polaków nie jest głęboko wierzących to to świadczy o poważnym kryzysie, dla innych 30% jest już bardzo dobrym wynikiem. Nie ma twardych dowodów kto ma rację, dlatego tu decyduje subiektywizm. Jak dla kogoś nie ma znaczenia czy to 30% czy 60% czy może 90% bo on i tak będzie twierdził, że wszyscy, to rzeczywiście dla takiego nie ma żadnych twardych dowodów. Podzielałbym niepokój księdza gdyby można było znaleźć dobre i szybkie i dające się kontrolować metody naprawy ludzkości. Bez nich jest to tylko obezwładniające, bezaowocne biadolenie doskonalszych. Nieprawda. Równie dobrze możnaby dowodzić, że póki nie znajdzie się dobrych i szybkich metod kontroli uczciwości to mówienie o kradzieżach jest obezwładniającym biadoleniem uczciwszych.
S
Słaba
26 grudnia 2011, 22:31
Wydaje mi się, że wigilia rozbudza tęsknoty, które nie mogą być do końca zrealizowane na tym świecie. Ja mam nadzieję na ich realizację w szczęśliwej wieczności.
LS
le sz
26 grudnia 2011, 22:27
Nie jest tak, że ojciec nie ma racji, bo przesłanie artykułu na pewno jest prawdziwe i daje do myślenia, tylko nie dotyczy też wszystkich i u niektórych czytelników może budzić sprzeciw... Tyle że autor artykułu nigdzie ani razu nie twierdził, że to co napisał dotyczy wszystkich. Natomiast rzecz w tym że pojawiły się wpisy negujące występowanie tego co zostało opisane. Niejaki @Harry wręcz twierdził, że nie dotyczy nikogo.
K
korab
26 grudnia 2011, 22:22
 "Wiele wskazuje na to, że Święta w cale tak nas nie zmieniają, jak deklarujemy to, gdy się jeszcze nie skończyły". O. Jacku, gdyby człowiek potrafił się tak szybko zmienić i poprawić to czasami wystarczyłaby tylko jedna spowiedź świąta w życiu ;) Niestety musimy ciągle korzystać z tego sakramentu bo upadamy, jesteśmy grzesznikami ale Bóg nas kocha i w Dzieciątku Jezus daje każdemu szansę na przyjęcie zbawienia. Nie jest tak, że ojciec nie ma racji, bo przesłanie artykułu na pewno jest prawdziwe i daje do myślenia, tylko nie dotyczy też wszystkich i u niektórych czytelników może budzić sprzeciw... Nadzieją jest to, że poki żyjemy to wiele możemy naprawić i tutaj "autentyczne rozumienie zwyczaju łamania się opłatkiem i biesiadowania", jak ojciec zaznaczył na wstępie, może temu pomóc. pozdrawiam (parafianin)
T
tak
26 grudnia 2011, 21:42
Ręce opadają gdy się czyta niektóre wypowiedzi. Podam dane Instytutu Statystycznego Kościoła Katolickiego: w Polsce do Kościoła w niedziele uczęszcza średnio około 50% społeczeństwa. W Tarnowskiem ok. 75% , w dużych miastach np.: Warszawie około 20 % . Uczęszczanie na msze św. w niedziele ciągu ostatnich 20 lat niewiele spadło za to wzrosła ilość communicantes tzn. tych, którzy przystępują do komunii św., proszę księdza Prusaka. W tym pozornym sporze, jego nierozwiązywalność polega na tym , że dla kogoś jeżeli 90% Polaków nie jest głęboko wierzących to to świadczy o poważnym kryzysie, dla innych 30% jest już bardzo dobrym wynikiem. Nie ma twardych dowodów kto ma rację, dlatego tu decyduje subiektywizm. Podzielałbym niepokój księdza gdyby można było znaleźć dobre i szybkie i dające się kontrolować metody naprawy ludzkości. Bez nich jest to tylko obezwładniające, bezaowocne biadolenie doskonalszych.
JP
Jacek Prusak SJ
26 grudnia 2011, 21:29
W tekście nie kładłem akcentu na moje "negatywne" doświadczenia z Wigilią, po prostu wskazałem, że nie wszystkie były autentyczne, co było widać, jak święta się skonczyły, i ludzie wrócili do swoich uprzedzeń i sporów. Nigdzie też nie napisałem, że nie ma autentycznych Wigilii. Ale gdyby było tak wspaniale, jak niektórzy z WAS twierdzą to żylibyśmy w znacznie lepszej atmosferze społecznej, nie bylibyśmy tak skłóceni, i nie byłoby tyle rozwodów. Wiele wskazuje na to, że Święta w cale tak nas nie zmieniają, jak deklarujemy to, gdy się jeszcze nie skończyły. 
LS
le sz
26 grudnia 2011, 21:23
Nie wiem w jakich środowiskach o. Jacek spędzał wigilię, ale są na szczęście rodziny i myślę że jeszcze jest ich większość, które naprawdę głęboko przeżywają ten czas i obce są im postawy opisane w tekście. Te Twoje przekonania, że większość rodzin naprawdę głęboko przeżywa wigilię i obce są im postawy opisane w tekście, to zapewne na podstawie tego że zdecydowana mniejszość (bo rzędu 20%) rodzin rodzin uczestniczy w co niedzielnej Mszy św. a opłatkiem to się dzielą nawet zadeklarowani ateiści? ;-) Wydaje mi się też, że każde spotkanie rodzinne a tym bardziej wigilia jest szansą i może prowadzić do pojednania, przyjaźni, ocieplenia dlatego warto podejmować takie ryzyko choćby nawet trzeba było to „odchorować ;) Szansą jest napewno, i napewno warto podejmować takie ryzyko. Tyle że to nie zmienia zjawiska opisywanego w tekście.
K
korab
26 grudnia 2011, 20:34
Rzadko zgadzam się z poglądami o. Jacka jednak tym razem wydaje mi się, że w stosunku do części społeczeństwa ma rację. Nie wiem w jakich środowiskach o. Jacek spędzał wigilię, ale są na szczęście rodziny i myślę że jeszcze jest ich większość, które naprawdę głęboko przeżywają ten czas i obce są im postawy opisane w tekście. Wydaje mi się też, że każde spotkanie rodzinne a tym bardziej wigilia jest szansą i może prowadzić do pojednania, przyjaźni, ocieplenia dlatego warto podejmować takie ryzyko choćby nawet trzeba było to „odchorować ;) Pękający opłatek jak pękające okowy serca – myślę że to dobre porównanie, bo tak naprawdę na spełnienie świątecznych życzeń chyba nie mamy wpływu… pozdrawiam (parafianin) 
T
tak
26 grudnia 2011, 18:52
Jeśli chodzi o konkluzje w wypowiedzi ks. Prusaka z godz. 15.27 to i moje odczucia są podobne. Problem z tym , ze trzeba uważać z dużym kwantyfikatorem, bo jak się go nieostrożnie używa to można z pięknej rzeczy uczynić niedobrą. Niezalęzne od klakierów. Z iksLem nie dyskutuję , nie dlatego, że nie mam argumentów tylko uważam to za jałowe. Jego odpowiedzi zbyt często sa projekcyjne
AC
Anna Cepeniuk
26 grudnia 2011, 16:35
Dziekuje Ojcze Jacku za zajęcie po raz kolejny jasnego stanowiska i pokazania, że właśnie bardzo różnie bywa i to nie dotyczy wyłącznie rodzin patologicznych czy dysfunkcyjnych. Myślę, że świetnym wprowadzeniem do Święt, był tekst o rachunku sumienia podany na Deonie, który zaproponowano, by zrobić  w odniesieniu do relacji pomiędzy osobami, które zasiądą przy wigilijnym stole........ I wiem nie tylko z własnego doświadczenia, że skoro "nikt nie rani tak jak własna matka i kościół katolicki" ( to cytat ks. Rufusa Pereira) i że najgłębsze zranienia pochodzą od najbliższych nam osób....... to jesli przy wigilijnym i świątecznym stole ma być prawdziwie, to nie zawsze jest to łatwe....Albo wcześniej ucieka na "egzotyczne wojaże", by wigilię przezyć w gronie nieznanych osób....... Nie dziwi mnie zatem fakt, że po świętach wiele osób poszukuje pomocy psychologicznej...... .No, chyba, że ich "duchowość " im na to nie pozwala....... Ale o tym pisze Ojciec w książce, o której wspominałam..... A życie i to prawdziwe, pisze jszcze więcej......... tylko nie wszyscy o tym chcą wiedzieć. Pozdrawiam wszystkich w przerwie między świątecznymi posiłkami.
LS
le sz
26 grudnia 2011, 15:48
Niepotrzebnie niektórzy z Was napadli na Harryego. Zarzut , że nie robił badań a się wymądrza jest o tyle niesłuszny, że i ks. Prusak nie opiera się na żadnych badaniach, natomiast te , które są publikowane w prasie wskazują na to ,że ponad 80% Polaków ceni sobie Wigilię. Utyskiwanie na to jak my, Polacy obchodzimy Wigilię, nie ma zatem żadnego oparcia w rzeczywistości, jakkolwiek zapewne są rodziny np.: patologiczne w których opisane rzeczy mogą się zdarzać. Najwyraźniej nie potrafisz czytać ze zrozumieniem. Problem nie w tym, że jakiś @Harry wypowiada się bez robienia wcześniejszych badań, ale w tym że uważa siebie za pępek świata oraz swoje subiektywne odczucia utożsamia za obiektywną rzeczywistość. On wie nie tylko co było i co jest, ale nawet co będzie ('jest było i będzie'). I to nie tylko wg niego, ale we wszystkich rodzinach, bo on doskonale zna wszystkie rodziny ('wszyscy w rodzinach to doskonale rozumieją').  A jak sam/sama przyznajesz, wcale nie wszyscy. A więc uwagi na temat niewłaściwego traktowania wigilii są jak najbardziej na miejscu. Skoro są i na deonie osoby , które ochoczo dziękują ks. Prusakowi za obserwacje zgodne z rzeczywistością to widzę tu dwie możliwości, autorzy tych opinii: 1. sami przeżywają w ten sposób Wigilię czego im gorąco współczuję, 2. uważają, że są wybrani w swoim właściwym przeżywaniem Wigilii, ale reszta Polaków „na pewno” nie tak jak oni głęboko i religijnie ją obchodzą. Bo przecież świat jest taki zły. Tym nie współczuję – za tych się modlę. Na podstawie nawet 100 przypadków nie wolno uogólniać – Polaków jest 38 milionów. Tym razem to już nie tylko objaw problemów w czytaniu ze zrozumieniem. To również insynuacje niewłasciwych postaw. W związku z tym sądzę, że to właśnie przede wszystkim Tobie należy nie tylko gorąco współczuć, ale i modlić się za Ciebie. Masz rację, nie należy uogólniać. Tyle tylko że wyłącznie @Harry tu uogólniał i Ty w swoich wymyślonych insynuacjach. Więc zadedykuj te uwagi @Harremu i sobie.
JP
Jacek Prusak SJ
26 grudnia 2011, 15:17
Mam wrażenie, że krytycy mojego tekstu i mojej osoby, bo czasami trudno w ich wypowiedziach odróżnić jedno od drugiego nie zrozumieli, że: (1) w swoim tekście podkreślałem na co warto zwrócić uwagę, aby Wigilia nie była "pustym obrzędem"; (2) w przypadku trudnych sytuacji rodzinnych, które wpływają na to, że Wigilia staje się trudnym wydarzeniem emocjonalnym, albo z tego powodu się jej unika zrobić wszystko, aby się na niej nie zatrzymać tylko celebrować Boże Narodzenie, które zaczyna się pasterką a nie wieczerzą wigilijną; (3) wbrew niektórym krytykom, zarówno doświadczenie duszpasterskie jak i psychoterapeutyczne pokazuje (i to nie tylko moje), że po tych Świętach zwiększa się liczba osób szukających pomocy psychologicznej, bo traumatycznie przeżyły święta bez bliskich albo czują się samotne egzystencjalnie, albo kontakt z rodziną wydobył na wierzch zranienia; (4) badania socjologiczne pokazują, że mamy silnie zakorzenioną obrzędowość a nie religijność w przeżywaniu Wigilii. Nawet osoby niewierzące łamą się opłatkiem bądż składają sobie życzenia, ale jest to świecki rytuał - nie twierdzę, że nieszczery. Podsumowując: z Wigilią jest po prostu różne, ale albo nam się "sekularyzuje", albo zastępuję Święta, albo jest do nich przygotowaniem.
26 grudnia 2011, 14:09
Czym się ~Hary i ~tak zajmuje, ani w oparciu o co wydają opinie, tego nie wiem i nie chcę wiedzieć....... Zarzucanie akurat Ojcu Jackowi, że pisze w oparciu o opinie w gazetach jest nieprawdziwe........ i tylko się dziwię po co to czytacie? Z nudów, czy też swoje zdanie chcecie wyrazić i żeby było "ważniejsze" to piszecie w liczbie mnogiej? ~Beniaminie - polecam Ci książkę Ojca Prusaka - "Poznaj siebie, spotkasz Boga" i wszystkim tym, którzy cenią sobie PRAWDĘ........ Dzięki chętnie skorzystam
AC
Anna Cepeniuk
26 grudnia 2011, 14:04
Czym się ~Hary  i ~tak zajmuje, ani w oparciu o co wydają opinie, tego nie wiem i nie chcę wiedzieć....... Zarzucanie akurat Ojcu Jackowi, że pisze w oparciu o opinie w gazetach jest  nieprawdziwe........ i tylko się dziwię po co to czytacie? Z nudów, czy też swoje zdanie chcecie wyrazić i żeby było "ważniejsze" to piszecie w liczbie mnogiej? ~Beniaminie - polecam Ci książkę Ojca Prusaka - "Poznaj siebie, spotkasz Boga" i wszystkim tym, którzy cenią sobie PRAWDĘ........
26 grudnia 2011, 13:23
Dziękuję ojcu za ten mądry i potrzebny artykuł który zwraca mi uwagę na wiele ważnych aspektów przeżywania świąt Bożego Narodzenia .Szczęść Boże  i niech ojcu błogosławi Narodzony Pan Jezus. Ja ze swej strony dziękuję Panu Bogu za takich kapłanów jak ojciec Jacek . Czekam na dalsze teksty ojca i zapewniam że jest grono forumowiczów Deona dla których teksty ojca są ważne,potrzebne inspirujące i budujące
T
tak
26 grudnia 2011, 11:53
cd Czytam wspomnienia wigilijne różnych osób i nigdy nie zdarzyło mi się aby traktowali dzielenie się opłatkiem jako czegoś w rodzaju komunii św. W iluż wspomnieniach wigilijnych czytam o obrzędach wigilijnych, radości ubierania choinki, przygotowywania potraw , itd. Także i w moim kręgu znajomych z radością myśli się o Świętach Bożego Narodzenia, których Wigilia jest nierozłączną częścią. Z przebaczeniami nie czeka się na Wigilie tylko załatwia się to jak najszybciej. Jeszcze raz współczuję tym dla których Wigilia jest męczarnią. Dla mnie jest radosnym oczekiwaniem.
T
tak
26 grudnia 2011, 11:52
Niepotrzebnie niektórzy z Was napadli na Harryego. Zarzut , że nie robił badań a się wymądrza jest o tyle niesłuszny, że i ks. Prusak nie opiera się na żadnych badaniach, natomiast te , które są publikowane w prasie wskazują na to ,że ponad 80% Polaków ceni sobie Wigilię. Utyskiwanie na to jak my, Polacy obchodzimy Wigilię, nie ma zatem żadnego oparcia w rzeczywistości, jakkolwiek zapewne są rodziny np.: patologiczne w których opisane rzeczy mogą się zdarzać. Skoro są i na deonie osoby , które ochoczo dziękują ks. Prusakowi za obserwacje zgodne z rzeczywistością to widzę tu dwie możliwości, autorzy tych opinii: 1. sami przeżywają w ten sposób Wigilię czego im gorąco współczuję, 2. uważają, że są wybrani w swoim właściwym przeżywaniem Wigilii, ale reszta Polaków „na pewno” nie tak jak oni głęboko i religijnie ją obchodzą. Bo przecież świat jest taki zły. Tym nie współczuję – za tych się modlę. Na podstawie nawet 100 przypadków nie wolno uogólniać – Polaków jest 38 milionów. My w naszej rodzinnie obchodzimy radośnie Wigilię: jest choinka, prezenty dla dzieci, które im sprawiają ogromną radość, są życzenia, serdeczności , dzielenie się opłatkiem, ale nie jako „religijny rytuał dzielenia się opłatkiem, mający przypominać dzielenie się chlebem eucharystycznym, sprowadziliśmy do świeckiego obrzędu składania sobie życzeń.” Przecież Eucharystię udzielają kapłani i diakoni a nie każdy wierzący. Zatem udawanie, że o to chodzi było by sztuczne. Do pasterki można te parę godzin doczekać, a tam już jest prawdziwa Eucharystia.
AP
Adrian Podsiadło
26 grudnia 2011, 00:09
Ja myśle, że to świetny artykuł dla czytelników Tygodnika Powszechnego. Muszę ojca pochwalić. Oby ziarno padło na żyzną glębe.
LS
le sz
25 grudnia 2011, 20:22
Aha, byłbym zapomniał. Moje życzenia Wigilii pojednania dla o. Prusaka są jak najbardziej szczere, w przeciwieństwie do jego szyderczej odpowiedzi, w stylu właśnie Gazety Wyborczej, na mój wpis. Dobre sobie! Opluć kogoś i jeszcze skwitować to stwierdzeniem, że wypowiada się szczerze, w przeciwieństwie do oplutego! @Harry, zaprezentowałeś się tu jako wyjątkowo zakłamany :-(
LS
le sz
25 grudnia 2011, 20:18
Nie jestem pewien w jakim świecie o. Prusak żyje, chyba w świecie Gazety Wyborczej i TVN (wraz z TP). Nie jestem pewien w jakim Ty @Harry świecie żyjesz, ale wygląda na to, że w świecie tych którym na mózgi rzuciło się węszenie wszędzie Gazety Wyborczej i TVN (wraz TP) . Przełamanie się opłatkiem jest było i będzie znakiem pojednania w rodzinie polskiej i nie utraciło nic ze swojego głębokiego znaczenia. Wszyscy w rodzinach to doskonale rozumieją. Analiza o. Prusaka, jak zwykle powierzchowna i "naukowa" uderza w znaczenie opłatka, twierdząc, że go już nie ma. Otóż znaczenie pojednania i przebaczenia gestu przełamania się opłatkiem jest i to jest głęboko obecne w polskich rodzinach i nie tylko. Oj, @Harry, a niby skąd masz taką wiedzę, że cokolwiek nie tylko jest ale i było i jeszcze w dodatku będzie w rodzinie polskiej? Niby skąd wiesz że nie utraciło nic ze swojego głębokiego znaczenia? Jak żeś to przebadał, że wszyscy w rodzinach to doskonale rozumieją?!? Przydałoby Ci się choć odrobinę krytycyzmu i pokory zamiast tej zarozumiałej i buńczucznej demagogii. To, że nasze przygotowania do świąt nie są, jak pisze o. Prusak, "przygotowywaniem się do Wigilii: do tego, co podać na stół i jakie kupić prezenty", świadczą najlepiej kolejki do konfesjonałow i w czasie rekolekcji adwentowych i w czasie bezpośrednio przed świętami. Oj, @Harry, znowuż sama buńczuczna demagogia... Kolejki do konfesjonałów bezpośrednio przed świętami mogą świadczyć o różnych rzeczach, choćby o tym, że duchowe/religijne przygotowanie do świąt odkładane jest na ostatnią chwilę, gdy już zakończy się przygotowywanie tego co podać na stół i kupi się prezenty. Ale sądzę że o czym świadczą kolejki do konfesjonałów najlepiej wiedzą ci co w nich siedzą i spowiadają... Czasami myślę, że o. Prusaka trzeba ratować przed jego własną sztuczną konstrukcją rzeczywistości. Zadaniem o. Pruska jest być może dłuższe przebywanie w konfesjonale w czasie Adwentu i bardziej uważne wsłuchiwanie się w krzyk ludziego serca wołający o pojednanie właśnie. Oj, @Harry, a ja myślę, że to Ciebie należałoby ratować przed Twoją własną sztuczną konstrukcją rzeczywistości. O.Prusak nie dał Ci najmniejszych powodów do takiego bezpardonowego ataku na jego osobę i tak autorytatywnego negatywnego osądzania jego osoby. Najwyraźniej przydałaby Ci się lekcja pokory...
AC
Anna Cepeniuk
25 grudnia 2011, 20:01
~Harry - nie wiem dlaczego piszesz z "ukrycia", skoro wypowiadasz się  w imieniu "wszystkich rodzin".... i to jeszcze takich, które "wszystko doskonale rozumieją"....... Wiesz, wolę jednak przebywać w prawdziwym świecie, gdzie akurat trudno o jednomyślność i doskonałość..... Ojcu Jackowi chcę tą drogą wyrazić swoją wdzięczność za nazywanie prawdy i wielką znajomość ludzkich problemów. Czytam właśnie książkę pt. "Poznaj siebiie, a spotkasz Boga" - dla mnie rewelacja i wiele moich doświadczeń pokrywa się z tymi opisanymi w niej. Pozdrawiam serdecznie
E
Eryk
25 grudnia 2011, 19:47
Zwyczaje Wigilijne są w Polsce cudowne. Każda rodzina przeżywa Wigilie w inny sposób. Sądzę, że podobnie jak liturgia wyglada w róznych parafiach "różnie", tak tez i obrzęd wigilijny. W mojej rodzinie czasami dzieci chciały 'pójść na skróty" i ogladać przez cały czas telewizję. Aktualnie jest bardzo dobrze: jest rozmowa, spiewanie kolęd, świetna atmosfera. Nasza rodzina jest spora. Rzeczywiscie trzeba popracowac nad kształtem wigilii. Samo przez się, nie uda się.
H
Harry
25 grudnia 2011, 17:31
Aha, byłbym zapomniał. Moje życzenia Wigilii pojednania dla o. Prusaka są jak najbardziej szczere, w przeciwieństwie do jego szyderczej odpowiedzi, w stylu właśnie Gazety Wyborczej, na mój wpis.
H
Harry
25 grudnia 2011, 17:25
Obawiam się, o. Prusaku, że nie przytoczył ojciec żadnego argumentu na to, że nie mam racji. Pozostałe więc uwagi szanownego ojca są więc jedynie potwierdzeniem mojej wcześniejszej wypowiedzi. Życzę ojcu jeszcze wielu wspaniałych polskich Wigilii, z przełamaniem się opłatkiem, oczywiście, :-).
JP
Jacek Prusak SJ
25 grudnia 2011, 17:14
Nie mam zamiaru się bronić przed tak bezsensowanymi argumentami, które są po prostu atakami ad personam. Wystarczy mi, że inni czytelnicy, także z DEON-u zgadzają się z tym, co napisałem - a to oznacza, że nie żyje w świecie, który "Pan" dla mnie stworzył. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że ci czytelnicy też żyją w wirtualnej rzeczywistości GW, TVN czy TP ale to jest tylko rozszerzanie tego błędnego wnioskowania ad infinitum. Po prostu, nie ma pan racji. A zamiast się wysilać na takie mędrkowanie, to proszę z wieksza uwagą czytać to, co napisałem. Może Pan również tego nie czytać, przynajmniej wtedy nie bedzie się pan ośmieszał. To takie moje życznia Świąteczne
H
Harry
25 grudnia 2011, 16:46
O. Prusak: "Problem w tym, że religijny rytuał dzielenia się opłatkiem, mający przypominać dzielenie się chlebem eucharystycznym, sprowadziliśmy do świeckiego obrzędu składania sobie życzeń. To oczywiście jest o wiele łatwiejsze, bo można otworzyć usta bez otwarcia serca. Opłatek jest bowiem znakiem tego, że nie można tak naprawdę biesiadować z wrogami." Nie jestem pewien w jakim świecie o. Prusak żyje, chyba w świecie Gazety Wyborczej i TVN (wraz z TP). Przełamanie się opłatkiem jest było i będzie znakiem pojednania w rodzinie polskiej i nie utraciło nic ze swojego głębokiego znaczenia. Wszyscy w rodzinach to doskonale rozumieją. Analiza o. Prusaka, jak zwykle powierzchowna i "naukowa" uderza w znaczenie opłatka, twierdząc, że go już nie ma. Otóż znaczenie pojednania i przebaczenia gestu przełamania się opłatkiem jest i to jest głęboko obecne w polskich rodzinach i nie tylko. To, że nasze przygotowania do świąt nie są, jak pisze o. Prusak, "przygotowywaniem się do Wigilii: do tego, co podać na stół i jakie kupić prezenty", świadczą najlepiej kolejki do konfesjonałow i w czasie rekolekcji adwentowych i w czasie bezpośrednio przed świętami. Czasami myślę, że o. Prusaka trzeba ratować przed jego własną sztuczną konstrukcją rzeczywistości. Zadaniem o. Pruska jest być może dłuższe przebywanie w konfesjonale w czasie Adwentu i bardziej uważne wsłuchiwanie się w krzyk ludziego serca wołający o pojednanie właśnie.
JP
Jacek Prusak SJ
25 grudnia 2011, 16:25
~życie Autorowi artykułu współczuję, że nie spędza świąt w gronie najbliższej rodziny. Bo tylko z bliskimi i kochanymi osobami można spędzić ten cudowny wieczór oraz nadchodzące swięta. Nie wyobrażam sobie spędzania świąt z obcymi sobie ludźmi. Jeśli "nie wyobrażasz sobie spędzenia świąt z obcymi ludźmi" to znaczy, że jeszcze nie zrozumiałeś/aś ich najgłębszego znaczenia. Effa dziękuję Tobie i pozostałym, którzy zrozumieli ten tekst za dobre słowa i życzenia. Od dzisiaj świętujcie, bo wiecie o co w tym wszystkim chodzi!
AC
Anna Cepeniuk
25 grudnia 2011, 15:45
Bardzo dziękuję Ojcu Jackowi za ten artykuł....... za prawdę o przeżyciach związanych z samą wigilią i świętami...... Pozdrawiam serdecznie wszystkich i błogosławionych świąt życzę,.... szczególnie tym, którzy świętowania nie zakończyli z końcem wigilii.
Ż
życie
24 grudnia 2011, 21:42
 Autorowi artykułu współczuję, że nie spędza świąt w gronie najbliższej rodziny. Bo tylko z  bliskimi i kochanymi   osobami można spędzić ten cudowny wieczór oraz nadchodzące swięta. Nie wyobrażam sobie spędzania świąt z obcymi sobie ludźmi. 
jazmig jazmig
24 grudnia 2011, 16:44
neurolog, Zosia, duch: Jeśli komuś "padło na mózg" to chyba autorowi poprzedniego komentarza. ...przmawiają wilki!!!, ... jazmig ma dzisiaj szansę wypowiedziec sie jeszcze raz ze zwierzątkami Wyjmijcie belki ze swoich oczu, potem zajmijcie się słomką w moim.
D
duch
24 grudnia 2011, 13:58
pozdrowienia dla o. Prusaka od ojca rodziny , jazmig ma dzisiaj szansę wypowiedziec sie jeszcze raz ze zwierzątkami
Z
Zosia
24 grudnia 2011, 13:57
Widzę, że jezuitom na święta padlo na mózgi. Jeden wydziwia na bożonarodzeniowe homilie, a drugi na Wigilię. Ot, zaczęła się WIGILIA, przmawiają wilki!!!
N
neurolog
24 grudnia 2011, 13:22
Jeśli komuś "padło na mózg" to chyba autorowi poprzedniego komentarza.
jazmig jazmig
24 grudnia 2011, 12:17
 Widzę, że jezuitom na święta padlo na mózgi. Jeden wydziwia na bożonarodzeniowe homilie, a drugi na Wigilię. Nie wiem, kiedy o. Pruska spędzał ostatnio święra w rodzinnym domu, jeżeli niedawno, to mu współczuję rodziny. Kardynał Nycz przełamał się opłatkiem z Nowicką, więc można się przełamać nim z wrogiem, bo trudno nazwać Nowicką przeciwniczką, przy jej mentalnym nastawieniu do KK. Wigilia, szanowny ojcze, to przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia, typowe katolickie rodziny mają tego świadomość, wbrew przekonaniom ojca. Prawdziwe święto to Boże Narodzenie, spędzane zazwyczaj w rodzinnym gronie, a święto św. Szczepana to dzień odwiedzin krewnych w ich domach. Taki jest standard, od którego, jak zwykle, są odstępstwa, ale nie aż tak wielkie, żeby je uogólniać jako powszechnie panującą rzeczywistość. Życzę o. Prusakowi więcej optymizmu od Bożej Dzieciny, którą będziemy witać podczas pasterki.