Papież, który szedł przed Franciszkiem
- Niech wam Bóg przebaczy - tymi słowy miał papież Franciszek zwrócić się do kardynałów, którzy klika godzin wcześniej wybrali go na biskupa Rzymu. Działo się to podczas kolacji w Domu św. Marty, wieczorem po zakończeniu konklawe, a treść tego żartobliwego toastu zdradził kard. Timothy Dolan. Mało kto zrozumiał, że kard. Bergoglio nie wymyślił tej frazy na poczekaniu, a po prostu sparafrazował jednego ze swych poprzedników.
Było to 26 sierpnia 1978 roku podczas konklawe odbywającego się po śmierci Pawła VI. Już w czwartym głosowaniu kardynałowie elektorzy na kolejnego następcę św. Piotra wybrali patriarchę Wenecji, kard. Albino Lucianiego, który przybrał imię: Jan Paweł I. To właśnie wtedy nowo wybrany papież powiedział: "Bóg wam wybaczy to, co mi uczyniliście".
O godzinie 19.26 rozsunięto zasłony centralnego balkonu Bazyliki św. Piotra i kardynał protodiakon ogłosił, kto został 262. następcą św. Piotra. Po chwili wiernym ukazał się kard. Albino Luciani. Był wyraźnie poruszony, ale jednocześnie uśmiechnięty. W pewnym momencie zachował się tak, jakby chciał coś do ludzi spontanicznie powiedzieć, jednak papieski ceremoniarz dał mu znać, iż nie ma takiego zwyczaju…
Następnego dnia były patriarcha Wenecji, znany ze swej pokory i prostoty, zadziwił świat po raz pierwszy. W południe przemawiał do tłumów, które szczelnie wypełniły plac św. Piotra. Mowa była niezwykle osobista, prosta i rodzinna. W pewnym momencie ludzie zorientowali się, że nagle papież zrezygnował z od wieków używanej formy pluralis majestatis. Mówienie o sobie per "My" zastąpiło zwykłe "Ja". Sposób, w jaki przemawiał wtedy nowy biskup Rzymu, tak bardzo ujął wiernych, że wielokrotnie przerywano mu brawami lub okrzykami "Viva!" (niech żyje).
Powiedział wtedy między innymi te słowa: "Będę się nazywał Jan Paweł I. Ja nie mam ani mądrości serca papieża Jana, ani przygotowania i kultury papieża Pawła, ale jestem na ich miejscu i mam służyć Kościołowi. Mam nadzieję, że pomożecie mi swoimi modlitwami".
Dla tych, którzy go znali z pracy kapłańskiej, z czasów gdy był biskupem małej włoskiej diecezji Vittorio Veneto czy też w końcu z posługi w Wenecji, ten prosty styl pasterzowania nie był zaskoczeniem. W notatkach jego sekretarza zachował się zapis zdarzenia dobrze oddającego ducha biskupa Lucianiego. Kiedy pewnego dnia we dwóch z sekretarzem przyjechali do domu rekolekcyjnego, biskup dał siostrom zakonnym z kuchni następujące wskazania: "Proszę o przygotowanie świeżego makaronu dla sekretarza. Dla mnie, siostro, wystarczy zupa, która została wam z wczorajszego posiłku oraz miska mleka. Jutro rano odprawimy Mszę pół godziny później. Pozwolimy w ten sposób pospać naszemu młodemu sekretarzowi".
Pokora następcy św. Piotra łączyła się z czułością, z jaką zwracał się do ludzi. Wielu zapamiętało te słowa wypowiedziane 10 września 1978 roku podczas modlitwy Anioł Pański: "Jesteśmy ze strony Boga podmiotem miłości nie znającej granic. Wiemy, ma zawsze otwarte oczy i patrzy na nas, także kiedy wydaje się, że jest noc. Jest ojcem, co więcej jest matką. Nie chce uczynić nam nic złego, chce nam czynić tylko dobro. Dzieci, jeśli są chore, mają dodatkowy powód, aby być kochanymi przez matkę. Także my, jeśli jesteśmy chorzy na zło, mamy jeden powód więcej, aby być kochanymi przez Pana".
Dość przywołać tematy czterech katechez środowych, które Jan Paweł I zdążył wygłosić, by zrozumieć, w jakim kierunku zmierzała jego papieska posługa. Pierwsza poświęcona była - jakże by inaczej - pokorze. Druga - wierze, trzecia - nadziei, a czwarta - miłości. Piątej katechezy już nie wygłosił. Zmarł 28 września, 33 dni po wyborze na Stolicę Piotrową.
Zapamiętano go nie tylko jako człowieka wielkiej wiary, prostoty i pokory lecz także jako człowieka uśmiechu i poczucia humoru. Znana jest anegdota, która dotyczy nowo wybranego papieża wracającego właśnie z balkonu, z którego udzielił wiernym błogosławieństwa Urbi et Orbi. Jeden z hiszpańskich kardynałów miał wtedy zapytać Jana Pawła I, czy ten wreszcie w spokoju może zapalić papierosa. W odpowiedzi usłyszał taką ripostę: "Oczywiście, o ile dym z papierosa będzie miał biały kolor".
Nie sposób dziś - w pierwszych dniach pontyfikatu papieża Franciszka - nie przywołać tego niezwykłego pasterza. Podobieństwa same się narzucają. Zresztą sam kard. Bergoglio, używając wspomnianych na początku słów swojego poprzednika, chyba chce wpisać się w ten styl papieskiej posługi.
Wielką tajemnicą do dziś pozostaje, dlaczego Bóg wezwał do siebie swego pokornego sługę w miesiąc po wyborze na następcę św. Piotra. Niektórzy mówią, że najlepszych chce mieć blisko przy sobie. Inni w nagłej śmierci papieża dopatrują się udziału ludzi, którym mógł potencjalnie zagrażać. A może zwyczajnie zabrakło mu modlitw wiernych, o które prosił w pierwszym dniu pontyfikatu? Jeśli tak, to nie możemy zawieść Franciszka, który przed nami pochylił głowę i prosił o modlitwy.
Korzystałem z książki: Ks. Jacek Skrobisz, "Zapomniany Papież. Historia życia Jana Pawła I", Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2012.
Skomentuj artykuł