Partie i wypaczona misja Kościoła
Gdy w przestrzeni Kościoła zaczynają padać nazwy konkretnych partii politycznych, wszystko jedno, czy w pozytywnym, czy w negatywnym kontekście, powinien się odezwać dzwonek alarmowy. Bo stanowisko Kościoła wobec nich wszystkich jest jasne i precyzyjne.
Z dobrze skonstruowanej i prowadzonej strony parafialnej w Internecie można się naprawdę wiele dowiedzieć o danej wspólnocie ludzi połączonych wiarą. Zarówno o jej przeszłości, jak i teraźniejszości, a czasami również o planach i nadziejach na przyszłość. Strony parafialne w globalnej sieci mogą być (i niejednokrotnie są), dobrym narzędziem nie tylko informacyjnym, ale również formacyjnym. Zdarza się jednak, że ich treść zaskakuje.
Kilka dni temu media nagłośniły tekst, który pojawił się na internetowej stronie parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Niestępowie. Zaraz po wejściu na nią odbiorca otrzymywał podany niebieskimi czerwonymi literami komunikat, mówiący, że dziś potrzeba czytelnego świadectwa, jakie są nasze poglądy, że nie można być trochę chrześcijaninem i „trochę liberałem w stylu: PO-KO, PSL, .N, Wiosny, SLD itp.” oraz że „Albo, albo... Trzeciej drogi nie ma!”. Od 30 września br. ten przekaz uzupełniony jest oświadczeniem proboszcza, wskazującym m. in., że strona internetowa to nie ambona ani nie liturgia, że wspominany wyżej komunikat jest „chrześcijańską refleksją nad różnym widzeniem zasad i wartości w naszym społeczeństwie”. Proboszcz zauważył również, że w Internecie wolno wyrażać myśli inaczej niż na ambonie.
Niektóre media - spośród nagłośniających sprawę - przedstawiły zamieszczony kolorowymi literami wpis jako wskazówkę, na które partie nie powinni głosować wierni w październikowych wyborach parlamentarnych. W sensie ścisłym jest to nadinterpretacja. W tych kilku zdaniach nie ma wprost odniesienia do zbliżających się wyborów. Skąd więc takie odczytanie omawianego wpisu? Być może z faktu, że pojawił się on w kontekście trwającej kampanii wyborczej. Być może w nawiązaniu do rozpowszechnianego nieco wcześniej materiału o proboszczu jednej z podkarpackich parafii, który podczas niedzielnego nabożeństwa wskazywał, na kandydatów którego z komitetów jego uczestnicy nie powinni głosować w październikowych wyborach parlamentarnych. Tamtejszy wójt twierdził, że w rozmowie telefonicznej z nim proboszcz oświadczył, iż jeśli ktoś zagłosuje na pewną konkretną listę kandydatów, to będzie miał grzech.
Łatwo zauważyć, że w gorącym okresie kampanii wyborczej kontekst wypowiedzi ma ogromne znaczenie i mocno wpływa na ich odbiór. Dotyczy to także duchownych, którzy podejmują tematy polityczne i sięgają po nazwy konkretnych ugrupowań, w pozytywnym lub negatywnym świetle. Nawet jeśli nie robią tego na ambonie. Zwłaszcza, jeśli wykorzystują szeroko rozumianą przestrzeń kościelną. Parafialna strona internetowa z pewnością do tej kategorii należy, podobnie jak ustawiona przed świątynią parafialna gablotka.
Odwoływanie się do nazw partii politycznych w wypowiedziach przedstawicieli Kościoła wymaga przypomnienia jego stanowiska wobec ugrupowań politycznych. Ojcowie Soboru Watykańskiego II w konstytucji „Gaudium et spes” jednoznacznie stwierdzili, że Kościół z racji swej uniwersalnej misji, kierując swoje przesłanie do ludzi z wszystkich opcji politycznych, nie może utożsamiać się z żadną konkretną z nich. Podjęcie tego typu działań byłoby szkodliwym wypaczaniem misji Kościoła. Przypominał o tym abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w zeszłym roku w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu.
Papieska Rada Iustitia et Pax w „Kompendium nauki społecznej Kościoła” z 2004 roku wskazała wprost, że twierdzenie, iż jakaś partia lub ugrupowanie polityczne w pełni odpowiadają wymogom wiary i życia chrześcijańskiego powoduje niebezpieczne nieporozumienia. „Chrześcijanin nie może znaleźć partii w pełni odpowiadającej wymaganiom etycznym zrodzonym z wiary i przynależności do Kościoła” - stwierdza dobitnie dokument. Dodaje, że przynależność wiernego do jakiegoś ugrupowania politycznego nie powinna być nigdy ideologiczna, ale zawsze krytyczna. Chodzi o to, aby partia i jej program polityczny „znajdowały zachętę do podejmowania takich form działania, które w coraz większym stopniu przyczyniałyby się do realizacji dobra wspólnego, włącznie z duchowym celem człowieka”.
Obydwa wspomniane wyżej wskazania nie żądają od nikogo w Kościele neutralności politycznej, a tym bardziej nie domagają się pomijania tej tematyki w codziennym nauczaniu i praktyce życiowej. Kościół nie jest apolityczny, lecz apartyjny. To ważne rozróżnienie, które warto nieustannie przypominać tak duchownym, jak i świeckim katolikom. Nie tylko w czasie kampanii wyborczej.
Skomentuj artykuł