Patrzeć na świat przez pryzmat wieczności

Patrzeć na świat przez pryzmat wieczności
Vaclav Havel, jego żona Dagmar oraz Jan Paweł II w pałacu prezydenckim w Czechach, 26 kwietnia 1997 roku (fot. PAP/EPA)
Tomasz Królak / KAI

Publikujemy treść wywiadu przeprowadzonego w lutym 2000 r. na potrzeby filmu "Świat Jana Pawła II", który realizowany był przez Telewizję Polską przy współpracy z KAI:

Tomasz Królak: Czy przypomina Pan sobie okoliczności w jakich dowiedział się o wyborze kard. Wojtyły na papieża?

Vaclav Havel: W gronie przyjaciół byłem akurat w moim domku w górach. Pamiętam, że kiedy usłyszeliśmy tę wiadomość, zaczęliśmy krzyczeć z radości i wiwatowaliśmy do późnego wieczora. Instynktownie czuliśmy, że jest to olbrzymie wsparcie dla wszystkich ludzi kochających wolność, a żyjących w świecie komunistycznym. Działalność Papieża z Polski wzmocniła w mieszkańcach bloku wschodniego poczucie godności i przyczyniła się do powstania "Solidarności".

W kwietniu 1990 witał Pan Jana Pawła II już jako prezydent Republiki Czeskiej...

Doskonale pamiętam, co wówczas powiedziałem: "Nie wiem, czy wiem, co to jest cud, ale to właśnie wydaje mi się cudem". Bo to naprawdę nie było nic oczywistego. Papież planuje swoje podróże na kilka lat do przodu. Tymczasem ja zaprosiłem go podczas mojego noworocznego orędzie, 1 stycznia 1990 r., a cztery miesiące później Jan Paweł II już tu był. Uczynił pewien wyjątek, bowiem wyczuwał ogromne znaczenie zmian, które u nas wówczas się dokonywały. Był to w ogóle taki niezwykły okres, pełen nadziei, radości, poświęceń i wiary w nową przyszłość, która otwierała dzieło Papieża, które zaczynało przynosić owoce. Właściwie wcześniej nie było wiadome, czy Papież doczeka tego momentu... Dla mnie osobiście są to niezapomniane doświadczenia życiowe.

A jak wspomina Pan rozmowę z Papieżem podczas jego wizyty w Czechach?

Uświadomiłem sobie, że spowiadam się przed nim, choć nie mam zwyczaju chodzić do spowiedzi, nie jestem bowiem praktykującym katolikiem. Nagle, po kilku minutach rozmowy odczułem taka potrzebę, ponieważ z osoby Papieża emanuje ogromne pragnienie zrozumienia drugiego człowieka. Ośmieliłbym się powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi.

Z czego, Pańskim zdaniem, wynika zafascynowanie postacią Jana Pawła II wśród milionów ludzi na całym świecie w tym niekatolików?

Odnajduję w nim osobę godną zaufania i obdarzoną wielką charyzmą. A to doskonale łączy potrzebami jakie budzą się właśnie w młodych ludziach. Jest to niewątpliwie związane z tęsknotą młodego pokolenia do kierowanego doń duchowego posłannictwa. Wynika to także z poczucia pewnej pustki, sytuacji bez wyjścia w tej, w zasadzie ateistycznej, cywilizacji. Oczekiwanie na takie posłannictwo spotyka się z charyzmatyczną osobowością.

Przesłanie Jana Pawła II jest traktowane przez współczesny świat jako niezwykle uniwersalne. Jak Pan to sobie tłumaczy?

To, co głosi Papież, staje się sprawą nie tylko ludzi jednego wyznania, ale kwestią wspólną dla wszystkich. Niesie w sobie potencjał ekumenizmu i tolerancji. Jest to niezwykłe posłannictwo, zrozumiałe dla wszystkich niezależnie od tego, czy są chrześcijanami. To wielka osobistość tego świata. Bez niego i bez śladów, które po sobie pozostawia, trudno byłoby sobie ten dzisiejszy świat wyobrazić.

Karol Wojtyła, podobnie jak Pan, jest człowiekiem teatru. Dostrzega Pan ślady scenicznych fascynacji w posłudze Jana Pawła II?

Owszem. Widać to w niekonwencjonalnych sformułowaniach, naturalnym, "ludzkim" języku jakim posługuje się nie tylko w rozmowie ale i podczas kazań. Z osobistych doświadczeń wiem, że w szczęśliwych momentach mojego pisarstwa materiał sam mnie dokądś prowadził. Logika dramatyczna opisywanej historii układała się w sposób, którego wcześniej nie planowałem. Stawałem się jakby medium czegoś tajemniczego, co jest poza mną i nie jest na pierwszy rzut oka dostrzegalne, a co zdecydowanie zmusza autora do wykroczenia poza pierwotne plany. Naturalnie, byłoby wspaniale, gdyby działo się tak zawsze. Przez całe życie twierdziłem, że sztuka teatralna powinna być mądrzejsza od jej autora. Niedobrze się dzieje i jest wręcz podejrzane, kiedy autor jest mądrzejszy niż sama sztuka i ciągle ją komentuje.

Odnosząc się do procesów integracyjnych na naszym kontynencie Jan Paweł II zwracał uwagę, że fundamentem prawdziwego zjednoczenia muszą być wartości duchowe, że nie będzie prawdziwej Europy, jeśli nie będzie ona Europą ducha. Uważa Pan podobnie?

Należy odnaleźć, podkreślać i akceptować to, co najlepsze i na tym opierać europejskie procesy zjednoczeniowe. Przede wszystkim oznacza to przywrócenie odpowiedzialności człowieka za świat. Nie jest to jakieś moralizatorstwo; nie jestem owładnięty jakąś swoją wiarą, ideologią czy doktryną, którą głoszę bez względu na okoliczności. Jest to raczej wyraz pewnego doświadczenia ze światem, a zwłaszcza z Europą, która ma korzenie antyczne (myślę o filozofii greckiej i prawie rzymskim), korzenie żydowskie a przede wszystkim oczywiście - chrześcijańskie. To taki ogromny zbiór pewnych wartości i zasad duchowych, który na przestrzeni historii rozwijał się w sposób dość złożony i pełen sprzeczności.

Czy w naszym niespokojnym i niesprawiedliwym świecie, religie nie mają jakiejś szczególnej roli do odegrania?

Wszystkie religie mają pewien identyczny, uniwersalny element i wiele wspólnego. Wszystkie podstawowe zasady są przecież podobne. Co z tego może wynikać? Może jakiś wspólny typ bazy religijnej. Jaki konkretny kształt miałaby ona przybrać? Nie odważyłbym się ani na to pytanie odpowiedzieć ani nawet owego kształtu sobie wyobrazić. Ale jestem przekonany, że jest to jedyne możliwe wyjście. Myślę, że im bardziej zagrożenia cywilizacji będą się nasilać, tym bardziej aktualne staną się moje słowa.

Podkreślanie przeze mnie wagi wymiaru duchowego, konieczność jego odbudowy i nowego poczucia świadomości w dzisiejszym świecie jest odzwierciedleniem mojego własnego doświadczenia. Po prostu, gdziekolwiek bym nie był - czy jako dysydent, więzień czy w końcu prezydent podróżujący po całym świecie z oficjalnymi wizytami - stwierdzam, że w każdym napotkanym większym problemie odnajduję aspekt moralny, ludzki, duchowy.

Oczywiście, nie wiem co się stanie, ale sądzę, że tak naprawdę najbardziej pożądane jest, aby dzisiejsza ludzkość w jakiś sposób duchowo się opamiętała. Aby znalazła w sobie siłę do przeciwstawienia się różnym zagrożeniom niesionym przez cywilizację i jej współczesny rozwój. Chodzi o wymiar techniczny i technologiczny, a także niebezpieczeństwa niesione przez obecną, rozwiniętą gospodarkę rynkową. Są to, według mnie, dosyć poważne problemy ogólnoludzkie, przed którymi stoi cywilizacja. W dodatku problemy te są jednakowe i wspólne dla całej kuli ziemskiej. Nie znam innego sposobu, jak tylko stawić temu czoło poprzez odrodzenie elementów duchowych w ludzkim życiu. Potrzebne jest odrodzenie ludzkiej odpowiedzialności, jak również spojrzenie poprzez, obecny w różnych religiach, pryzmat wieczności.

Praga, 22 lutego 2000 r.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Patrzeć na świat przez pryzmat wieczności
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.