Petycja powinna lepiej bronić życia

Petycja powinna lepiej bronić życia
(fot. shutterstock.com)

Życie ludzkie jest święte i trzeba go bronić. Właśnie, chodzi o OBRONĘ ŻYCIA. To jest podstawowa zasada. Bronić go, dlatego że stanowi ono podstawową wartość, bez której nie mają sensu wszystkie inne wartości.

Mam zastrzeżenia do petycji, którą zapowiadałem, czytając w niedzielę ogłoszenia parafialne i to pomimo oczywistej słuszności zasady "bronienia życia", którą mi potwierdzili przykładami moi znajomi, gdy z nimi rozmawiałem na ten temat.

Jeden z nich powiedział na przykład, że lekarz sugerował jego córce aborcję, bo stwierdził, że jej dziecko jest obciążone zespołem Downa. To dziecko się urodziło i jest normalne, co więcej, wyróżnia się pośród innych dzieci nieprzeciętną inteligencją. Dodał, że każde z jego dzieci według lekarzy było zagrożone zespołem Downa iza każdym razem nie sprawdziły się ich przewidywania. Ktoś z naszej grupy pozwolił sobie w tym momencie na mało wytworną uwagę, że widać z tego, iż to "raczej lekarz był obciążony tym zespołem".

Ktoś inny dorzucił jeszcze, że nie zawsze kalectwo dzieci jest przeżywane jako wielka trauma i niekoniecznie musi mieć wymiar tragiczny. Podał przykład, gdy takie właśnie dziecko było oczkiem w głowie rodziny, wprowadzając do domu atmosferę dziecięcej radości i prostoty.

DEON.PL POLECA

Inna jeszcze osoba, która ma dziecko upośledzone, poruszyła bardzo ważny, materialny wątek. Powiedziała, że otrzymuje 153 zł państwowego wsparcia, a gdyby zrezygnowała z pracy, aby zająć się wyłącznie opieką nad dzieckiem, wówczas tracąc pensję, zyskałaby 1200 zł pomocy państwowej. Sytuacja dziecka byłaby znacznie lepsza, ale ich sytuacja finansowa uległaby pogorszeniu.

Zwrócono mi przy tym uwagę, że pierwszym problemem, z jakim musi się taka rodzina jak ich borykać, jest przede wszystkim duża samotność. Nie ma bowiem środowiska, które mogłoby stanowić dla niej wsparcie. Brak ten daje o sobie znać jeszcze przed narodzeniem dziecka, kiedy odkrywa się symptomy jego upośledzenia. Bardzo często lekarze nawet w sposób brutalny wskazują na aborcję jako jedyne skuteczne rozwiązanie tego problemu. Często nawet bliska rodzina wywiera presję, aby tego właśnie wyboru dokonać.

Problem przechodzi w nową fazę po urodzeniu się dziecka. Ujawnia się wówczas brak zorganizowanego, systemowego wsparcia. Są jakieś inicjatywy, grupy, ruchy, ale trzeba ich szukać w wielkich miastach i nie zawsze taka grupa, poza okazaniem dobrych intencji, jest w stanie udzielić rzeczywistego wsparcia.

Pojawienie się "takiego" dziecka, niemal automatycznie, degraduje rodzinę w odbiorze społecznym, obarczając ją w pewien sposób "winą" stworzenia "problemu dziecka upośledzonego" w ich środowisku. Daje się to odczuć nieraz nawet pośród katolików.

Szanując imperatyw Bożego: "nie zabijaj" i uważając obronę życia za pierwszy obowiązek, nie mogę  w pełni solidaryzować z petycją domagającą się zakazu dokonywania aborcji z przyczyn eugenicznych, w takiej, w jakiej ona jest obecnie formie. Uważam bowiem, że wprawdzie powołuje się ona, ale de facto nie uwzględnia rzeczywistych wymogów związanych z obroną życia.

Obecność w rodzinie dziecka głęboko upośledzonego wymaga heroicznego poświęcenia ze strony jego rodziców i nie jest bez skutków dla losów jego rodzeństwa. Nie trzeba tego szczegółowo wyjaśniać, bo łatwo zdać sobie sprawę z ogromu zaangażowania czasowego, sił fizycznych i psychicznych, aby podołać temu poświęceniu i ile to wymaga środków finansowych.

Bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego materialny poziom życia takiej rodziny ulega degradacji. Zmusza to małżonków do szukania dodatkowej pracy, ale jej podjęcie często staje się niemożliwe z racji ich obowiązków domowych, które się zwiększyły zasadniczo w związku z opieką nad ich upośledzonym dzieckiem. Wytwarza się wówczas wysoce stresowa sytuacja, powodując zmęczenie fizyczne i psychiczne, co może rzutować negatywnie na wzajemne relacje w rodzinie. Oczywiście jest to "tylko" zagrożenie, ale niestety życie często pozytywnie je weryfikuje.

Krótko mówiąc, sytuacja staje się katastrofalna, jeżeli nie ma rzeczywistego, substancjalnego wsparcia dla tej rodziny. Słuszne hasło obrony życia powinno być konsekwentne w realizacji tego, co głosi, to znaczy powinno jednocześnie zatroszczyć się o przepisy prawne, które pomogą rodzinom przyjąć upośledzone życiowo dziecko i mieć środki, aby tego życia bronić również po jego urodzeniu.

Trzeba też mieć na uwadze obronę życia ich rodzeństwa i życia rodziców, a więc krótko mówiąc, trzeba wypracować sposób pomocy całej rodzinie, wówczas dopiero skutecznie będzie można pomóc upośledzonemu dziecku, do którego obrony wzywa rzeczona petycja. Życie jest bowiem niepodzielne i trzeba go bronić konsekwentnie we wszystkich jego aspektach.

Nie można oddzielać życia nienarodzonych dzieci od ich kontekstu rodzinnego. Bez tego uzupełnienia wszystkie propozycje przeciwko aborcji zawieszone będą w egzystencjalnej próżni. Będą słuszne jako społeczna afirmacja ZASADY obrony życia, ale niewiele wniosą do rzeczywistej PROMOCJI tego samego życia, ale już po urodzeniu.

Każda społeczna akcja - to jest drugi aspekt problemu - powinna mieć również świadomość konkretnego jej usytuowania w szerszym środowisku społecznym, tak aby mogła przynieść jak najlepsze owoce dla tej szerokiej społeczności, a w tym podstawowego dobra, jakim jest pokój społeczny. Oczywiście nie za wszelką cenę, nie taki pokój, który ignorowałby albo tym bardziej obrażał istotne wartości.

Będąc wiernym zasadzie obrony życia w jakimś jednym jego aspekcie szczegółowym, trzeba się zatroszczyć również o szerszy jego aspekt, czyli o dobro szerokiej wspólnoty, takiej jak Kościół, państwo i naród. Inaczej bez uwzględnienia pełnego życiowego kontekstu projekt "bronienia życia" jest nie tylko ograniczony, ale również mało dojrzały.

Przed kilkoma dniami została wniesiona petycja do Sejmu, mająca za sobą 400 tysięcy podpisów, która domaga się od Sejmu liberalizacji prawa do aborcji. Trzeba mieć świadomość istnienia tej konkretnej inicjatywy i istnienia w przestrzeni społecznej tej innej, tak konkretnej jak nasza grupy, należącej do tej samej państwowej i narodowej wspólnoty. Oni to też MY.

Jeżeli jestem rzeczywistym "obrońcą życia" i kieruję się Ewangelią, to pierwszym moim odruchem powinien być zwykły, ludzki szacunek dla tych ludzi. Nie powinienem ich traktować jak wrogów, tak jak i ja nie chciałbym, aby oni mnie traktowali jako ich wroga, dlatego że nie podpisałem i nie popieram ich petycji.

Chciałbym natomiast, aby istniała możliwość społecznej debaty, a nie tylko zajadłej polemiki, aby móc przedstawić im racje swoich wyborów życiowych. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy wspólnie zadbamy o szacunek i o kulturę naszej prywatnej i publicznej debaty. Jeżeli natomiast damy się wciągnąć w wir wzajemnego manifestowania sobie wrogości, mnożenia wulgaryzmów, brutalnych napadów, oskarżeń i potępień, to szansa osiągnięcia porozumienia jest żadna. Nie unikniemy wówczas wzajemnie wyniszczającej nas wojny i to w imię szlachetnych haseł i szlachetnych moralnych powinności.

Dodatkową przesłanką absurdalności wojny, która w naszym kraju nieustannie się toczy, jest powoływanie się na wiarę katolicką dużej części społeczeństwa, a co za tym idzie, na Ewangelię i wspólne nam jej uaktualnienie dokonane przez Jana Pawła II, z jego apostolskim nawoływaniem do budowania cywilizacji miłości. Musimy się z tym zmierzyć, również w kontekście tego dramatycznego sporu, który się toczy wokół problemu obrony życia dzieci nienarodzonych.

Dopowiem jeszcze, chociaż to brzmi jak patetyczny banał, że wojna werbalna, gdy jest wojną postaw i poglądów na życie, staje się rzeczywistą wojną, stymulującą rzeczywistą wrogość, tworzącą rzeczywiste bariery i wewnętrzne podziały.

Wojna, która karmi się nienawiścią i ją nieustannie pomnaża, jest rzeczywistą destrukcyjna siłą, która niszczy pojedynczych ludzi, poszczególne grupy, ale i powoduje również autodestrukcję całej wspólnoty. I nie pomogą już tutaj żadne same tylko szlachetne deklaracje, że Chrystus jest naszym Królem i Panem. Kościół na tym właśnie odcinku ma szczególnie ważną misję do spełnienia.

Zygmunt Kwiatkowski SJ - jezuita, misjonarz, spędził 30 lat w Egipcie, Libanie i Syrii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Petycja powinna lepiej bronić życia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.