Pięć powodów do zastanowienia
Artykuł pana Wojciecha Cieśli zamieszczony w ostatnim numerze "Newsweek’a" poraża. Opowieść o polskim misjonarzu na Dominikanie, któremu postawiono zarzuty molestowania seksualnego ministrantów. Opowieść o tamtejszym nuncjuszu apostolskim, któremu postawiono te same zarzuty. Wszystko to jeszcze na etapie dochodzenia. Jeszcze nie orzeczono winy. Ale zgromadzone fakty, dowody i zeznania chłopców i ich rodzin mają porażającą moc. Ohyda.
Właściwie nie pozostaje nic innego jak zacytować Benedykta XVI z jego listu (opublikowanego ostatnio na łamach włoskiej "La Repubblica") do profesora Odifreddi: to, że siła zła tak głęboko sięga w wewnętrzny świat wiary stanowi dla nas cierpienie, które z jednej strony musimy znieść a z drugiej strony musimy uczynić wszystko, aby podobne rzeczy się już nie zdarzyły.
Po lekturze wspomnianego materiału, ale także po lekturze innych publikacji zrodziło się w mojej głowie pięć myśli.
Po pierwsze, ksiądz Wojciech Gil oskarżony o molestowanie swoich ministrantów w parafii Juncalito podczas pracy na wcześniejszych placówkach nigdy nie dał podstaw do żadnych podejrzeń. Tak twierdzą jego współbracia i przełożeni. Czy to możliwe? W świetle zgromadzonych dowodów wydaje się mało prawdopodobne. Mielibyśmy zatem do czynienia z jakimś grzechem zaniedbania ze strony współbraci, przełożonych. A może faktycznie ukrywał to wszystko tak dobrze, że nikt niczego się nie domyślał.
Po drugie, reportaż pana Cieśli sugeruje, że mielibyśmy do czynienia z taką spójną osobowością pedofila, któremu praca z dziećmi miesza się z czasem wolnym spędzanym z dziećmi. Pracował z nimi w parafii i zabierał je na wakacje ze sobą. Do tego problemy z alkoholem. Tym bardziej wydaje się dziwne, że nikt niczego wcześniej nie zauważył; że nikt wcześniej nie był tym wszystkim zaniepokojonym. Ta spójna osobowość pedofila domagałaby się jeszcze jednego elementu: prawie jedna trzecia pedofilów to ofiary molestowania w dzieciństwie. To oczywiście nie usprawiedliwia, ale powinno nas uwrażliwić, że mamy od czasu do czasu do czynienia z ofiarą, która staje się oprawcą.
Po trzecie, kto za to wszystko ponosi odpowiedzialność? Konsekwencje? Nie sposób odmówić racji Prymasowi Polski kiedy twierdzi, że konsekwencje musi ponieść sprawca. Czy sprawca jest jednak w stanie naprawić wyrządzoną krzywdę? Wątpię. Tym bardziej, że sam potrzebuje pomocy. Wszystko, na co go stać, to na odpokutowanie winy. Pod warunkiem, że przyjmuje do wiadomości, że uczynił coś strasznego. Naprawić krzywdę może tylko Kościół - wspólnota.
W takim sensie rozumiem tych, którzy mówią o odpowiedzialności Kościoła. Termin odpowiedzialność odróżniam od terminu konsekwencje. Ksiądz idzie do wspólnoty posłany przez biskupa czy prowincjała. Idzie ubrany w autorytet Kościoła. I wtedy, kiedy ta misja kończy się klęską Kościół, wspólnota nie może powiedzieć: cóż mamy zrobić?
Również dlatego, że w historii księdza Wojciecha Gila pojawia się zastanawiający wątek. On odnosił sukcesy w pracy apostolskiej! Liczba ministrantów w jego parafii wzrosła do prawie 200, organizował kursy i obozy (na Dominikanie i w Polsce), zaangażował się (skutecznie) w działalność społeczną. O ile znam realia kościelne - wielu przełożonych stawiało go innym księżom za wzór. Patrzcie, w takiej wiosce a potrafi!
Kwestia odszkodowań stanowi wtórny problem. To przede wszystkim kwestia terapii. Dzieci skrzywdzone przez ludzi (duchownych i świeckich) Kościoła muszą wiedzieć, że Kościół im pomoże. Wtedy, kiedy będą chciały skorzystać z terapii w centrach kościelnych i wtedy, kiedy zrażone do Kościoła, tej terapii będą szukać gdzie indziej.
Po czwarte, marne pocieszenie (jak napisał papież emeryt Benedykt XVI we wspomnianym liście do Odifreddiego) stanowi dla nas fakt, że odsetek księży pedofilów (żyjących w celibacie lub w domniemanym celibacie) nie przekracza odsetka pedofilów pośród adwokatów, dziennikarzy, reżyserów, nauczycieli, trenerów nieżyjących w celibacie. Mnie zastanawia jedno: gdzie byli ci wszyscy oskarżyciele Kościoła (że ukrywa pedofilów, że godzi się na pedofilię, że promuje księży pedofilów) kiedy przyszło nam wrócić do historii polskiego reżysera, który w Stanach Zjednoczonych zgwałcił trzynastolatkę? Gdzie są te artykuły i wypowiedzi pełne oburzenia?
I jeszcze jedna myśl. Piąta. To prawda, że ta walka z pedofilią w Kościele idzie wolno. Program Child Protection, o którym tyle się mówi ostatnio, zrodził się po rzymskim sympozjum w 2011 roku. Do Polski (jako trzeciego kraju w Europie) zawitał po dwóch latach. Późno. Oparty jest na programie, który został wypracowany w Niemczech. Przez państwo niemieckie. Dla instytucji oświatowych i wychowawczych. Wygląda na to, że tam Kościół uczy się od państwa. Powtarzam, to wszystko toczy się wolno. Może za wolno. Ale zaczyna się toczyć. Można to krytykować. Ale miejmy w pamięci trafne przysłowie, że łatwiej skrytykować pałac niż samemu w lesie sławojkę postawić.
Kościół z uwagą przygląda się temu, co nastąpiło, aby uznać swą moralną, prawną i duszpasterską odpowiedzialność za popełnione, ciężkie przewinienia, zaniedbania i niedopatrzenia. W tym celu podejmuje refleksję nad problemem jako takim, jego przyczynami, cechami psychologicznymi, możliwymi działaniami prewencyjnymi, oraz sposobami reagowania w przyszłości. Książka Kościół a pedofilia przedstawia zagadnienie pedofilii z punktu widzenia psychologii i opisuje możliwą psychodynamikę osoby odpowiedzialnej za wykorzystywanie nieletnich. Prezentowane teksty wyraźnie dowodzą, że problematyka ta nie jest absolutnie jednoznaczna. Chcę przeczytać tę książkę >>
Skomentuj artykuł