Pielgrzymka z okna korporacji

(fot. PAP/Waldemar Deska)
Marcin Łukasz Makowski

Na początku ludzie w biurze zbiegli się do okna. Ot, egzotyczna ciekawostka wyjęta z innego świata. Jakieś żarciki, złośliwe uwagi. Charakterystyczny głos z megafonu jednak nie ustawał.

Jestem na spotkaniu w jednej ze sporych krakowskich firm, godzina 10 rano. Wentylatory jednostajnym dźwiękiem usypiają atmosferę, słychać niemrawe stukanie w klawiatury, za oknem nieznośny upał. Nagle ciszę przerywa śpiew i głos z megafonu, brzmi bardzo znajomo. Wyglądam i po chwili wszystko jasne - pielgrzymka. Standardowy obrazek: spora grupa kolorowo ubranych ludzi, duże umocowane na stelażach głośniki, ktoś jedzie na wózku, ktoś z małym dzieckiem. W pewnym momencie ksiądz bierze mikrofon, opowiada dowcip, a wszyscy wybuchają śmiechem. I tak kilka grup, jedna za drugą. Każda rozśpiewana, wesoła i aż trudno sobie wyobrazić, że ruszają w trasę, kiedy asfalt niemal topi się pod stopami.

DEON.PL POLECA


Na początku ludzie w biurze zbiegli się do okna. Ot, egzotyczna ciekawostka wyjęta z innego świata. Jakieś żarciki, złośliwe uwagi, że policja musiała zatrzymać przez nich ruch. A ponieważ młodzi dzisiaj szybko się nudzą, po chwili powracali do komputerów i swoich obowiązków. Charakterystyczny głos z megafonu jednak nie ustawał. Klimatyzacja nie działała, więc okna musiały zostać otwarte. A tutaj raz po raz pomiędzy rozmowy z klientami wkradało się "Alleluja", "O Czarna Madonno" czy inna "Barka". Zdenerwowanie narastało, a wraz z nim - patetycznie mówiąc - opadały maski. Z pozoru grzeczni, fajnie ubrani menadżerzy przed 30-tką zaczęli swoją tyradę. "O, sekta się rozśpiewała", ktoś rzucił. "Najlepiej zorganizowana korporacja w historii, nic tylko z głupich ludzi wyciskają pieniądze. I tak dwa tysiące lat" - przeszło "he, he, he" po biurze. Jedna osoba nadała ton i naraz z każdego biurka zaczęła dochodzić litania żalu i nieukrywanej antypatii w stronę Kościoła. Uczucie niezwykle dziwne, jak z pogranicza dwóch zupełnie nieprzystających do siebie rzeczywistości. Kiedy jedna dziewczyna (wyraźna liderka grupy) odparła, że najlepiej by było, gdyby przejechał ich jakiś tir - puściły mi nerwy. Nie będę szczegółowo opisywał, co stało się dalej, bo nie jestem w tej sytuacji ani głosem rozsądku, ani obrońcą uciśnionych. Fakt faktem, zrobiło się na powrót cicho, ale tym razem ta cisza miała inną wymowę.

Bardzo łatwo wyciągnąć z tej historii proste wnioski. Ot, starcie korporacyjnego profanum z pielgrzymkowym sacrum, które niezrozumiane szło w spiekocie na Jasną Górę. Nie chcę przesadnie piętnować ludzi z biura, ale szczerze zastanowiło mnie to, jak płytkie jest dzisiejsze pojęcie tolerancji. Idę o zakład, że większość z tych osób jest umiarkowanie liberalna, wrażliwa na losy mniejszości i prawa zwierząt. A tutaj proszę, 15 minut religijnych pieśni i kończą się zapasy pobłażania.

Samemu nigdy nie byłem na pielgrzymce, a ta forma manifestowania religijności nie zawsze jest dla mnie czytelna, ale znam dziesiątki osób, które były i wspominają swój marsz jako doświadczenie kształtujące charakter i umacniające wiarę. Cała moja rodzina dojrzewała w "pielgrzymkowym" klimacie, kiedyś regularnie przyjmowaliśmy pątników do domu, a oni po dotarciu do celu odwdzięczali się pocztówkami. To jasne, z okna biurowca i perspektywy korporacji ludzie, którzy idą "niewiadomogdzie" i to jeszcze pod sztandarami ciemnogrodu, są łatwym celem dla prostych generalizacji. Zastanawiałem się później długo, gdzie leży problem. Czy formuła pielgrzymowania jest dzisiaj tak niezrozumiała? Czy jego forma jest zbyt staroświecka i wygląda na pozór "sekciarsko" z zewnątrz?

Można szukać takich pseudotłumaczń, ale każdy, kto zada sobie odrobinę trudu, przekona się, że pielgrzymka to nie jest rzeczywistość jednowymiarowa (wystarczy wspomnieć o takich ciekawostkach jak pielgrzymka dla osób wątpiących i niewierzących organizowana przez dominikanów). Tym bardziej smutne wydawało mi się, że z ust dobrze ubranych i wykształconych osób, niby otwartych na świat, wypływały słowa jeszcze gorsze niż życzenie rozjechania tirem. Po raz kolejny przekonałem się, że dzisiejsza "tolerancja“ to puste hasło, które traci na znaczeniu w momencie, w którym faktycznie trzeba zetknąć się z odmiennością i spróbować ją oswoić. Naturalnie zarzut ten dotyczy również nas, katolików, ale kłuje w oczy szczególnie wtedy, kiedy osoby wypisujące tolerancję na sztandarach dają wymowny przykład hipokryzji. Swoją drogą jestem ciekaw, jak konsekwentny będzie antyklerykalizm "młodych wykształconych“, kiedy przyjdzie data ślubu i chrzciny dziecka. Również z doświadczenia wiem, że na tym kończy się ich odwaga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pielgrzymka z okna korporacji
Komentarze (30)
OZ
obiektywna z Warszawy
23 września 2013, 20:46
Szanowne Panie Koleżanki z biura, serdecznie polecam przystanek nad meritum tekstu autora. nie sądzę że zamysłem było naświetlenie pań jako zapalonych antykatoliczek. prędzej, jak sądzę, ma miejsce w tekście zobrazowanie pewnych reakcji, durnych porywów, też dowcipnego rezonansu. słuszny dziś, pośród skandowania praw dla par identycznej płci, czy też regulacji przepisów dla możliwości odurzania siebie substancjami "umilaczami", zamysł nad sednem tolerancji. razi mnie tykanie terminu - klimatyzacja nie działała - bo jej brak nie wyklucza braku działania. nie był też na spotkaniu - bo pracuje tam od paru miesięcy - anuż akurat w spotkaniu jakiejś wagi uczestniczył. za przeproszeniem - pierdoły. drogie Panie, zachęcam do przemyślenia sprawy w sposób beztronny, bez perspektywy kobiety urażonej. bardzo cenię autora tekstu, jest wzorem Polaka myslącego, odpowiednikiem inteligencji. znamię humanitarnej lojalności, też i kunsztu dziennikarskiego, nosi podarowanie powodów do zadumy, w konsekwencji normowanie własnych wniosków, przekonań. nie pomyslałam o żadnej z Pań, jak Panie same o sobie. tekst na szóstkę z plusem. pozdrawiam autora.
DK
druga koleżanka z biura
27 sierpnia 2013, 16:45
Szkoda, że autor tekstu nie przyznaje się, że ludzie, o których pisze w takich gorzkich słowach to jego koledzy z pracy, z którymi spotyka się na codzień, żartuje i zamawia pizze.  Może po prostu "tym z pozoru grzecznym", "niby otwartym na świat" ludziom, taka forma religijności nie odpowiada? Może zamiast krytykować nas, warto spytać skąd bierze się takie przekonanie i takie, czasem niewybredne słowa. Chyba każdy mógłby uargumentować swoje stanowisko w sposób racjonalny. Poza tym, nie ma co się oszukiwać, jak większość (nie wszyscy, zaznaczam) katolików reaguje na to, że ktoś jest niewierzący? Tolerancyjnie? Nie sądzę.  A co do ślubów i chrzcin, coraz więcej młodych ludzi rezygnuje z tych sakramentów. Poza tym, tu nie kończy się nasza odwaga, lecz bardzo często zaczyna wybór między przekonaniami a oczekiwaniami rodziny, przyszłego małżonka/małżonki, których kochamy i nie chcemy zranić. A to wcale nie łatwy do rozwiązania dylamat.  Drogi Kolego z pracy, masz racje nie powinniśmy głośno przy Tobie wypowiadać naszego zdania. Następnym razem uwzględnimy, to, że możemy stać się dramatis personae Twojego kolejnego artykułu. 
M
mhpaw
27 sierpnia 2013, 16:39
...dla "mniejszości" którą autor reprezentuje. Seksualnej?
KW
koleżanka wyraźnej liderki gru
27 sierpnia 2013, 15:42
O ile mnie pamięć nie myli ta "korporacja" wcale korporacją nie jest, a autor tekstu wcale nie był w niej na spotkaniu, a pracuje tam od paru miesięcy. No ale naciąganie faktów w celu dopasowania ich do kontekstu zdaje się być charakterystyczne dla "mniejszości" którą autor reprezentuje.
KZ
koleżanka z biura
27 sierpnia 2013, 15:33
Charakterystyczny głos z megafonu jednak nie ustawał. Klimatyzacja nie działała, więc okna musiały zostać otwarte. A tutaj raz po raz pomiędzy rozmowy z klientami wkradało się "Alleluja", "O Czarna Madonno" czy inna "Barka". Och, kłamać - to nie po katolicku. Klimatyzacji nie ma, a nie "nie działała". 
16 sierpnia 2013, 08:59
Atak to strach. Strach przed własnym sumieniem, albo strach przed ujawnieniem faktu, iż jest się zacofanym katolem. Bo w pewnych światłych kręgach bycie moherem, to wstyd. Bo znaczna większość ludzi słowem atakujących katolików jest katolikami. Zagubionymi katolikami, którzy nie potrafią poradzić sobie ze sobą, więc atakują. Pozostaje spokojne, z braterską miłością nastawiać policzki i przyjmować takie ataki, czekając z otartymi ramionami na każdego, który dziś z wielką agresja tolerancji wypowiada się o bliźnich.
M
m.g0
16 sierpnia 2013, 06:29
do ~hermenegilda2@poczta.fm na tematy rzekomych mitów poczytaj sobie może te linki http://soborowa.strefa.pl/code/  zamiast strażnicy i britannic'y nt Trójcy http://watchtower.org.pl/jz-trojca.php  w powyższych znajdziesz też rzetelne i obszerne materiały nt  MB ugruntuj swoja wiedzę na podstawie wielu źródeł, a potem może tak przygotowana przestaniesz pisać bzdury...
D
DPMS
16 sierpnia 2013, 01:43
Ale w czym problem? Czy ludzie z biurowca wyszli na ulice żeby nawymyślać tym z pielgrzymki? Albo stanęli jej na drodze? Albo napisali petycję do władz miasta o wprowadzenie zakazu przejścia pielgrzymek? Nie. W swoim własnym gronie wyśmiali pielgrzymów. I co z tego? Nie muszę przed sobą samym, albo w gronie ludzi o podobnych poglądach udawać, że kocham katoli i religiantów. Nie na tym polega tolerancja. To Wam, Wasz bóg kazał kochać nieprzyjaciół i wrogów. Nasz tolerancja polega właśnie na tym, że nie wyśmieway Was na głos kiedy idziecie drogą i nie domagamy się zakazu pielgrzymowania. Tolerujemy Was i Wasze idiotyczne dla nas zachowania, ale nie widzę powodu, żeby okazywać Wam jakąś atencję, bo Wam się wydaje że robicie coś szczególnego. Wy natomiast, chce narzucić innym poprzez prawo cywilne Wasz religijny sposób życia - zabronić aborcji, in vitro, rejestracji związków parnerskich, itp. itd. choć to nie Wasz sprawa co robią inni ludzie ze swoim życiem.
M
Magdalena
15 sierpnia 2013, 23:44
Zabierajmy głos sprawiedliwego nawet w bolesnej światopoglądowej dyskusji, gdyż nasze milczenie sprawi nam większy ból…
J
Janek
15 sierpnia 2013, 23:09
Pelgrzymka - mam 43 lata, jestem menadżerem w amerykańskiej korporacji. W czasach szkoły średniej chodziłem na piegrzymki, ostatnią Pielgrzymkę Wrocławską odbyłem około 4 lat temu. Moim zdaniem jest to miejsce gdzie człowiek spotyka Żywego Boga w drugim człowieku, w modlitwie, w sakramentach, w otaczającej naturze. Osobom, które chciałyby pójść w pielgzymce lecz się wahają chcę powiedzieć, że może to być ,,podróż życia".
B
Basiek
15 sierpnia 2013, 21:35
@hermenegilda Nie kompromituj się!
H
hermenegilda2@poczta.fm
15 sierpnia 2013, 21:09
Hermenegilda: To portal dla chrześcijan wierzących w Boga Jedynego, a nie dla świadków jehowy, więc podziękujemy za Twoje "błyskotliwe" bajeczki. Pa pa! ...Kilka zaskakujących faktów z historii kościoła.                                      http://www.eioba.pl/a/1hxq/o-czym-90-katolikow-nie-wie
E
ewa
15 sierpnia 2013, 13:38
Matka Boska -najukochańsza i cudowna!
M
Marcelka
15 sierpnia 2013, 12:24
Hermenegilda: To portal dla chrześcijan wierzących w Boga Jedynego, a nie dla świadków jehowy, więc podziękujemy za Twoje "błyskotliwe" bajeczki. Pa pa!
H
hermenegilda2@poczta.fm
15 sierpnia 2013, 11:58
Mit 5: Maria jest Matką Bożą Pochodzenie: „Kult matki Bożej rozkrzewił się gwałtownie, gdy (...) do Kościoła masowo zaczęli napływać poganie. (...) Ich pobożność i świadomość religijną kształtował przez tysiące lat kult boskiej ‚wielkiej matki’ i ‚boskiej dziewicy’” (The New Encyclopædia Britannica, 1988, tom 16, strony 326 i 327). Co mówi Biblia? „Poczniesz i urodzisz syna, i nadasz Mu imię Jezus. On będzie wielki i Synem Najwyższego będzie nazwany (...). Dlatego też święte [dziecko], które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łukasza 1:31-35, Biblia poznańska, kursywa nasza). Powyższy tekst biblijny nie pozostawia wątpliwości, że Maria była matką Syna Bożego, a nie samego Boga. Czyż mogłaby w swoim łonie nosić Tego, którego nawet ‛niebiosa nie mogą pomieścić’? (1 Królów 8:27). Nigdy zresztą nie przypisywała sobie takiej roli. To dogmat o Trójcy wprowadził zamieszanie w poglądach na tożsamość Marii. Sobór w Efezie w 431 roku nadał jej tytuł Theotokos (z greckiego „Boża Rodzicielka”, czyli „Matka Boża”), co utorowało drogę do jej kultu. Miasto Efez, w którym zwołano ten sobór, przez stulecia było ośrodkiem wielbienia bogini płodności — Artemidy. Z tamtejszym wizerunkiem Artemidy, który rzekomo „spadł z nieba”, związane były procesje i inne obrzędy religijne; z czasem stały się one elementem kultu maryjnego (Dzieje 19:35). Kolejną praktyką, która stopniowo przyjęła się w chrześcijaństwie, było oddawanie czci wizerunkom — przedstawiającym zarówno Marię, jak i inne osoby. Porównaj następujące wersety biblijne: Mateusza 13:53-56; Marka 3:31-35; Łukasza 11:27, 28 FAKT: Maria była matką Syna Bożego, a nie samego Boga. Jej kult jako Matki Bożej wyrósł na gruncie mitu o istnieniu Trójcy http://wol.jw.org/pl/wol/d/r12/lp-p/2009805?q=mit&p=par
J
Joanna
15 sierpnia 2013, 11:23
Pozwolę sobie przytoczć myśl, która mnie naszła zaraz po zobaczeniu posta z tym artykułem na facebooku: Atak jest "najlepszą formą obrony"... Myślę, że większość tych ludzi "korporacyjnych" też była wychowywana po katolicku. Po czym poszli w świat, mama, tata nie patrzą, to co sobie będą zawracać głowę "głupotami". Są mądrzejsi, mają samoświadomość, nikt nie będzie mówił jak żyć - więc zostawili to za sobą z dużą dawką wrogości, która pomaga chronić się od "nachalności chrześcijaństwa". Wiecie jak ciężko im, przekonanym o swojej jedynej i słusznej racji, patrzeć na te uśmiechnięte i rozśpiewane twarze? Na ten dowód, że to, co porzucili w swej nieomylności, może jednak nie jest takie głupie, złe i zgnuśniałe. Może nie ma tylko twarzy babci, która wyganiała do kościoła "bo tak trzeba", bo w pokoleniu 80', 90' rodzice w mało którym domu rozmawiali z dziećmi na tematy poważne, ideologiczne, życiowe?? Szkoda ich i należy mieć nadzieję, że każda podobna sytuacja w ich życiu popchnie ich do myślenia, że może warto wrócić do Kościoła, ale wgłębić się i uwierzyć w to, o co w całym tym zamieszaniu chodzi, zrozumieć, że może ono pomóc w codzienności, a nie ją utrudniać jako uosobienie tego, że należy czynić coś, bo trzeba, bo ktoś powiedział.
L
leszek
15 sierpnia 2013, 01:25
Mówiąc szczerze, to jakaś bardzo dziwna korporacja, bo ta w której ja pracuję takich rzeczy nie dopuszcza. Osoby które w trakcie pracy by krytykowały czyjeś przekonania religijne, wygląd zewnętrzny, światopogląd itp itd raczej by szybko zostały przywołane do porządku przez przełożonych, a w skrajnych przypadkach otrzymały wymówienie.  Gdzies to jest nawet zapisane w jakiś kodeksach etycznych. I to jest raczej ogólna norma, a nie jakiś wyjątek. Wychodzi się z założenia, że w pracy trzeba się zajmować biznesem, a nie wydarzeniami za oknem, a zwłaszcza krytykowaniem obyczajów religijnych ludzi na ulicy. Jeśli takie rzeczy mają miejsce, to jest to przede wszystkim porażka tej korporacji, a nie porażka ludzi. Jeśli przełożeniu tolerują chamstwo względem cudzych przekonań religijnych, to pewnie także tolerują czy nawet stosują chamstwo w samej firmie. 
W
włochaty
15 sierpnia 2013, 00:12
@madeinszwaby Łażą i wrzeszczą: kibice, geje, związki zawodowe, zieloni, czerwoni, różowi, łysi, hippisi i inni. Uważasz, że tylko pielgrzymce nie wolno? Gratuluję takiej "tolerancji" z piekła rodem.
T
Tomek
15 sierpnia 2013, 00:01
Taka postawa dotyczy każdego, kto absolutyzuje swój własny światopogląd i nie szanuje myślenia innych. Jako katolicy musimy uważać na to, by mimo wszystko ateizm także traktować jako w pewien sposób uzasadniony - widzieć racje takiego postępowania. Jeśli tego nie uczynimy, stracimy szacunek dla drugiego człowieka, a to już pycha. Wśród ateistów są jeszcze osoby, które w umiarkowany sposób konfrontują się z własnymi lękami. Oni zazwyczja mówią - religia jest dobra, daje nadzieję, ale to niestety tylko iluzja. Ateista bez komleksów, o ugruntowanym światopoglądzie zazwyczaj stwierdza - nie wiem, czy Bóg istnieję, ale ja po prostu w niego nie wierzę. Co warte zaobserwowania - nie ma tu żadnych kół ratunkowych, ani robienia sobie dobrze w stylu - każdy racjonalny człowiek jest niewierzący. Ważne, aby to wiedzieć i nie wrzucać wszystkich do jednego worka.
C
CSMA
14 sierpnia 2013, 23:40
Spoko, kochani, cierpliwości. przyjdzie Sąd Boży i pójdą do diabła.
K
kiki
14 sierpnia 2013, 23:24
nic nie rozumiesz...
AO
Artur Olędzki
14 sierpnia 2013, 23:08
To jest jeden z najlepszych wpisów dla mnie, k†óry udało mi sie sczytać na "Deonie", gratuluje!
M
madeingermany
14 sierpnia 2013, 23:06
Jakby autorowi łazili pod oknami w czasie pracy, albo wypoczynku to też by go szlag trafił w niewybrednych słowach. Po za tym jaka to mistyka i sacrum jest w łażeniu po mieście i zawodzeniu? To nie pielgrzymka, to manifestacja.
M
mmm
14 sierpnia 2013, 23:03
niestety, takie zachowania stają się codziennością. Wczoraj spotkałam znajomych mojego męża. Oczywiście chila rozmowy i obowiązkowy temat "najazd na tą czarną sekte" itp. Wkurzyłam się! co za hipokryzja! a dziecko kto im ochrzcił? po co było robić cyrk i lecieć na ślub do Rzymu?!bo ja stwierdzili w Polsce to są w kosciele same czarne .... No... tak to teraz wyglada :( aż przykro.
M
Małgosia
14 sierpnia 2013, 22:52
Komentarz Tomka - w samo sedno. Dodam od siebie, że "hasła, slogany, aforyzmy" kształtują każdego z nas dopóki nie przemyślimy danej kwestii na własny rachunek. Przekonałam się o tym osobiście wielokrotnie - za każdym razem po śmierci kogoś, kogo znałam tylko z mediów i (z racji m.in. swojego wieku) nie byłam bezpośrednio zainteresowana szukaniem własnej opinii. I rozpiętość była zadziwiająca - od Lady D. przez Tischnera po Kaczyńskiego. Za każdym razem stwierdzałam, że "z powietrza" tkwiło we mnie przekonanie, że z każdą z tych osób jest coś nie tak. Potem, zastanawiając się, skąd to się we mnie wzięło, gdy przecież nawet specjalnie nic o nich nie wiedziałam (z poprawką na Kaczyńskiego, bo tu już pamięć moja sięgała do bieżących wydarzeń), a jednak miałam już błędne przekonania w sobie. Morał z tego taki, że w każdym wieku i miejscu, jakie na przyjdzie zająć na świecie, trzeba ten świat analizować i zadawać sobie samemu pytania, kwestionować, wątplić w bezapelacyjność własnych osądów. Dzięki za tekst i za sensowne komentarze!
W
winegre
14 sierpnia 2013, 22:50
Czarnowidztwo. Ja paracuje w Motoroli w krakowie i mogloby sie wydawac, ze informatyczna korporacja ble ble ble. A tu zonk. Rozmowy o wierze nie sa niczym dziwnym, czesc ludzi bierze urlop, zeby isc na pilegrzymke i nikogo to nie dziwi, przy obiedzie modlitwa nie jest dziwna a jednym z porszuanych tematow moze byc katolicki podcast jaki ostatnio slyszałem. A jak wracamy wspolnie tramwajem do centrum do przy kosciolach ludzie robia znak krzyza. Jak sie tez poszuka, to okaze sie ze w innych korporacjach tez da sie wiele dobrego znalezc. Slyszałem o grupach modlitwenych, ktore zbierajaj sie w godzinach pracy na chwile wspolnej medytacji nad pismem i w NSN i w Sabre. Wiec juz nie popadajmy w te paranoje i przedstawianie swiata jako wrogiemu katolikom.
IT
inny Tomek
14 sierpnia 2013, 19:39
Dobrze że autor dotknął tego tematu. Swoją drogą od pewnego czasu, na bazie osobistych doświadczeń, zastanawia mnie dlaczego odpuszczamy sobie ewangelizację biurowców. To jest duże, wymagające, często międzynarodowe i niezagospodarowane pole. Zewangielizować biurowce!!!! Wysłać tam suttannowych i takich spodniach i sukienkach, a nawet czemu by nie stworzyć oddziału, ubrać i wyposażyć w niezbędne narzedzia, i wysłać na misje ....do biurowaców.
Marcin Makowski
14 sierpnia 2013, 16:28
Świetny komentarz Tomek. Zgadzam się z nim w 100%. 
M
m
14 sierpnia 2013, 16:05
Brawo, świetnie napisane!
T
Tomek
14 sierpnia 2013, 15:34
To niestety norma związana z tym, że ludzie kształtowni są jednokierunkowo. Z jednej strony mogą być specjalistami w określonej dziedzinie, lecz jeśli spojrzy się na ich światopogląd, to widać, że jego rdzeń warunkowany jest przez treści z telewizji i internetu - hasła, slogany, aforyzmy itp. Też ostatnio byłem uczestnikiem rozmowy z kilkoma "naukowcami". "Religia omamia"; "Religia zabija naukowe myslenie" itp. W pewnym momenice rzucili jakiś Dawkinsowski argument (niby naukowy), na co ja wyszedłem z Popperem. ...i okazało się, że Ci wielcy naukowcy nawet nie wiedzą, kto to jest Popper. Myślisz, że się tym zmartwili? Perspektywa uważania siebie za oświeconego, wśród tłumu religijnych idiotów jest tak mocna, że ci ludzie nie są w stanie jej porzucić; nie mówiąc już o tym, że poddawanie tego przekonania pod wątpliwość stanowi dla nich przeżycie traumatyczne.