Podział władz
Kościół z nowoczesnym podziałem władz ma kłopot. Czy ze swoją feudalną strukturą może odnaleźć się w demokratycznym państwie?
Normalny dla demokracji liberalnej podział władz, w Kościele taki normalny nie jest. Biskup ordynariusz jednocześnie jest władzą wykonawczą i sądowniczą. Wzajemna kontrola władz nie wszystkim się podoba. Bez niej jakoś łatwiej i szybciej można wiele załatwić. Silna władza skupiona w jednym ręku wydaje się bardziej skuteczna. Dlatego demokrację (tę z prawdziwego zdarzenia) oskarża się o imposybilizm.
Władza, której nikt nie patrzy na ręce, której nikt nie kontroluje, nie ma "związanych rąk" i łatwiej realizuje to, co uważa za słuszne. To działa. Działa też w Kościele. Ale do czasu! Skandale z "zamiataniem pod dywan" pedofilii, moim zdaniem, mają swoje źródło nie tyle w złej woli tego czy innego biskupa, ile właśnie w takim, a nie innym sposobie zarządzania Kościołem.
Gdy sytuacja jest jasna, nie ma większego problemu. Natomiast, gdy wokół oskarżenia księdza o pedofilię nagromadziły się wątpliwości, wtedy pojawia się pokusa, by sprawę "załatwić". Gdy "sędzia" jest jednocześnie "premierem", to nie tak łatwo pozbawi się pracownika (zwłaszcza gdy trudno o sprawnych pracowników). "Władca absolutny" z dobrej woli chce załatwić wiele spraw polubownie, szczególnie wtedy, gdy racje stron nie są ewidentne, gdy trudno o dowody… Wtedy po cichu wypłaca się odszkodowania, by uniknąć skandalu, by dbać o dobre imię organizacji (w czasach, gdy obraz medialny przekłada się na skuteczność działania).
Papież Franciszek kładzie nacisk na "zero tolerancji" wobec pedofilii. Jednocześnie mówi o tym, że to klerykalizm przyczynił się do tej plagi. Stąd wniosek, że trzeba zrezygnować z klerykalnego zarządzania Kościołem. Gdy pojawia się oskarżenie (np. o pedofilię), to sprawa powinna być od razu przekazywana organowi niezależnemu od biskupa. Ten przypadek winien badać sąd niezależny od władzy wykonawczej. W ten sposób unikamy pokusy "naginania wyroku" pod interes organizacji. Wtedy rzeczywiście liczy się przede wszystkim dobro ofiar.
Kościół z takim nowoczesnym podziałem władz ma kłopot. Nawet w Watykanie okazało się, że komisja do spraw pedofili była zbyt zależna od innych kongregacji, a więc od władzy wykonawczej. Stąd słynne dymisje jej członków, m.in. Irlandki - symbolu tej walki. Łatwo nie oddaje się władzy, nawet gdy papież o to prosi.
Relacje państwo - Kościół znowu trafiły do agend politycznych. Nowoczesne państwo opiera się na trójpodziale władzy. Trudno sobie bez niej wyobrazić podstawową sprawiedliwość. Choć są i tacy, którzy w imię skuteczności podważają ten trójpodział czy też czwórpodział (nie zapominajmy o roli wolnych mediów). Czy Kościół ze swoją feudalną strukturą władzy może odnaleźć się w demokratycznym państwie?
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł