Ponad rzekami krwi
Mówiono o papieżu Janie Pawle II, że przerzucał mosty ponad rzekami krwi. Dziś słowa te - z pełną odpowiedzialnością i ogromnym szacunkiem - powtarzam w odniesieniu do zwierzchników dwóch bratnich Kościołów: greckokatolickiego na Ukrainie i rzymskokatolickiego w Polsce.
Przyjęta w piątek z inicjatywy obu Kościołów polsko-ukraińska deklaracja o pojednaniu jest tekstem wypływającym z Ewangelii. Stanowi konsekwencję chrztu przyjętego przez oba nasze narody już ponad tysiąc lat temu. Nie o politykę w niej zatem chodzi, ale o głębokie przeświadczenie, że "ochrzczony człowiek i naród przyjmuje nie tylko odpuszczenie grzechów i otrzymuje nadzieję zbawienia, ale także gotowość życia Ewangelią Jezusa Chrystusa z jej nakazem przebaczania win".
Ze wzruszeniem czytam zawarte w tym dokumencie prośby o wzajemne przebaczenie win. Najpierw prośbę wypowiedzianą w imieniu Kościoła greckokatolickiego do "Braci Polaków" o wybaczenie "zbrodni popełnionych w 1943 roku", a zaraz potem adresowaną do "Braci Ukraińców" prośbę biskupów Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce o wybaczenie z powodu "postawy tych Polaków, którzy wyrządzali zło Ukraińcom i odpowiadali przemocą na przemoc". W słowach tych wyraźnie pobrzmiewa echo listu napisanego kiedyś (w 2003 r.) do Polaków i Ukraińców przez błogosławionego Jana Pawła II, którego śmiało nazwać można patronem naszego pojednania: "Trzeba, aby wierzący umieli przebaczać sobie nawzajem doznane krzywdy i prosić o przebaczenie własnych uchybień i w ten sposób przyczyniać się do budowania świata, w którym respektuje się życie, sprawiedliwość, zgodę i pokój".
Wielkim osiągnięciem Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce jest zaproszenie do współsygnowania tej deklaracji również przewodniczącego rzymskokatolickiej Konferencji Episkopatu Ukrainy abp. Mieczysława Mokrzyckiego ze Lwowa, który jeszcze wiosną tego roku nie widział możliwości współpracy z Kościołem greckokatolickim w sprawie ogłoszenia wspólnego listu pasterskiego na temat rocznicy zbrodni wołyńskiej. Cieszę się, że tym razem udało się go nakłonić do przyłączenia się do "apelu o pojednanie" i zgody na publiczne wyrażenie "nadziei, że pomimo tragicznej przeszłości możliwe są dobrosąsiedzkie i chrześcijańskie relacje Polaków i Ukraińców, gdziekolwiek się spotykają, współpracują i myślą o przyszłości".
Celem deklaracji Kościołów jest "leczenie pamięci z nastawieniem na przyszłość". Bo - co do tego jesteśmy chyba zgodni - "współpraca wolnej Polski z wolną Ukrainą jest niezbędna, żeby w tej części Europy panował pokój, ludzie cieszyli się wolnością religijną, a prawa człowieka nie były zagrożone".
Deklarację przenika duch modlitwy: za wszystkie ofiary zbrodni popełnionej na Wołyniu; a towarzyszy jej nadzieja na konkret, na to mianowicie, że możliwe okaże się sporządzenie listy wszystkich, którzy ucierpieli, a ofiary zostaną w sposób godny upamiętnione w miejscach ich śmierci i największego cierpienia. Niemniej - i jest to rzecz w tego rodzaju tekstach raczej rzadka - biskupi w swojej modlitwie chcą pamiętać również o sprawcach: "Modlimy się o miłosierdzie Boże dla tych, którzy ulegli ideologii przemocy i nienawiści". I o tych, których serca wciąż jeszcze przepełnione są nienawiścią.
Ważny element dokumentu to braterskie pozdrowienie skierowane do wyznawców prawosławia. Znając bezmiar wrogości dzielącej dotąd Kościoły: greckokatolicki i prawosławny, nie sposób tej ręki wyciągniętej do zgody nie dostrzec.
Wiem, że deklaracja obu naszych Kościołów spotka się - po obu stronach granicy - z oporem i kontestacją. Trzeba to jednak głośno i wyraźnie powiedzieć: taka kontestacja będzie przeciwna Ewangelii, domagającej się od nas, wyznawców Chrystusa, pojednania i wzajemnej miłości.
Przy okazji trudno nie zauważyć, że pewnych błędów, które popełnione zostały rok temu - w czasie uroczystości ogłoszenia listu na temat pojednania polsko-rosyjskiego - tym razem uniknięto. Deklarację podpisano zatem w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski, a nie na Zamku Królewskim, jak ostatnio, a aktowi temu towarzyszyła wspólna modlitwa. Ponadto sygnatariusze zapowiedzieli, że ów tekst jest dla nich w pewnym sensie punktem wyjścia do działań, których celem będzie rzeczywiste pojednanie ludzi między sobą. Chodzi przecież o to, aby nie pozostało ono w sferze wyłącznie deklaratywnej, na papierze, ale "dotarło do serc, sumień i umysłów naszych wiernych − zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce" (abp Światosław Szewczuk).
W październiku 1987 roku w Rzymie dwaj kardynałowie, Myrosław Iwan Lubacziwski i Józef Glemp, wspólnie stwierdzili: "Jesteśmy wobec siebie dłużnikami, ponieważ nie zdołaliśmy wprowadzić w życie nauki, która wypływa ze chrztu świętego".
Czas najwyższy, żeby ten dług spłacić.
Skomentuj artykuł