"Prezydenckie" Eucharystie
Ostatnie lata obfitują w wiecowanie podczas Mszy św. W naszej ojczyźnie wielu księży niestety uprawia politykę partyjną.
To ma być tekst o Eucharystii, nie o polityce.
Podoba mi się troska o. Grzegorza Kramera SI o autonomię Eucharystii, o to, by nie była zamieniana w wiec polityczny.
Rzeczywiście ostatnie lata obfitują w wiecowanie podczas Mszy św. W naszej ojczyźnie wielu księży niestety uprawia politykę partyjną (wbrew prawu kościelnemu) i robi to też podczas świętych czynności.
Czemu nie wolno im tego robić? By nie wykluczać. Nie może być tak, by ktoś czuł się wyproszony ze Mszy św., ponieważ ma inne sympatie polityczne niż proboszcz. Dlatego księża nie tylko nie powinni być członkami jakiejś partii, lecz także nie powinni publicznie manifestować swoich wyborów politycznych. Wspólnota eucharystyczna jest ważniejsza niż ich dobre samopoczucie.
Naprawdę sporo ludzi przestało chodzić na niedzielną Mszę św., bo się poczuli wyproszeni przez uprawianą tam politykę partyjną. Mam nadzieję, że chodzą do innych parafii. Eucharystia jest święta, należy do sfery "sacrum" i nie wolno o tym zapominać.
Z drugiej strony Eucharystia powinna jednak być zaangażowana w nasze życie, też życie społeczne. Nie można jej odrywać od codzienności. Inaczej "mea culpa" na wstępie nie miałaby sensu. Kazania chyba też nie mają "bujać w obłokach". To nie czas na drzemkę.
Jak więc łączyć jedno i drugie? Kluczowym słowem jest zapewne "wykluczanie". Zaangażowany przekaz nie może wykluczać, nie może dzielić wspólnoty eucharystycznej na bardziej i mniej zaproszonych.
W tym świetle warto spojrzeć na "napiętnowane" przez o. Kramera zachowania podczas "prezydenckich" Eucharystii.
Oklaski (przyjęte u nas od czasów pielgrzymek Jana Pawła II) mogą wykluczać tych, którzy głosowali inaczej, ale wcale tak nie musi być. Pewnie zależy to od proporcji. I rzeczywiście w ostatnich dniach obserwujemy proboszczów modlących się zasadniczo tylko za jedną osobę w państwie.
Taki entuzjazm zasmuca. Taka modlitwa rani. Bo nie docenia, bo poniża, bo proporcje są zachwiane. A to jest niesprawiedliwe. Ale czy przy odpowiednich proporcjach nie ma miejsca na gratulacje podczas Mszy św.?
Przepraszanie za zachowanie ludzi Kościoła, za krzywdzące słowa. Oczywiście liturgia rezerwuje miejsce na żal za grzechy. Nie unikamy bicia się w piersi. Problem w tym, czy mamy prawo bić się w piersi za cudze grzechy. Jeżeli mój sąsiad zwymyślał innego sąsiada, to niech on przeprasza.
Ale jeżeli mój sąsiad jako Polak zwymyślał innego sąsiada dlatego, że ten jest np. Niemcem i nazwał go powiedzmy "hitlerowskim pomiotem", to ja jako Polak mam prawo (a może nawet obowiązek) przeprosić zwyzywanego w imieniu Polaków.
Ludzie Kościoła już nieraz przepraszali za grzechy, których oni sami osobiści nie popełnili, ale były to krzywdy wyrządzone przez chrześcijan. Nie odbierałbym im takiego prawa nawet w kontekście liturgicznym. Co bym wtedy musiał myśleć o liście polskich biskupów do niemieckich, tak chętnie potępianym nie tylko przez PRL-owskie władze?
Trzeba jednak jasno powiedzieć, że ktoś może sobie nie życzyć, by przepraszano w jego imieniu, bo uważa, że niczego złego nie zrobił. Ale gdyby się z tym liczyć, to biskupi polscy nie mogliby tak napisać do niemieckich. Tutaj widać ciężar odpowiedzialności osób publicznych (też księży). One też muszą oceniać zachowania "swoich", nawet wbrew samoocenie niektórych. Tym się oczywiście narażają, budzą sprzeciwy.
Jednakże kapłan nie może uciekać od takiej odpowiedzialności. Inaczej nie mógłby przewodniczyć modlitwie wspólnoty.
Napisałem, że kluczowym słowem jest "wykluczanie". Ono słusznie kojarzy się z ekskomuniką. Bywa, że nakłada się ekskomunikę, czyli wyklucza się ze wspólnoty kościelnej. Ale trzeba pamiętać, że zawsze robi się to w tym celu, by w ten sposób kimś wstrząsnąć, aby się opamiętał i wrócił do owej wspólnoty.
Czy to jest skuteczne? Pewnie coraz mniej.
A tak na marginesie. Twierdzenie, że prezydent został ekskomunikowany jest kłamstwem i domaga się przeprosin. I nie tylko należy przeprosić prezydenta, ale również Kościół (bo został pomówiony).
Skomentuj artykuł