Prezydentura, za którą jesteśmy odpowiedzialni
"Szanowni Państwo, nasz wielki rodak Jan Paweł II mówił: wymagajcie od siebie, nawet jeśli inni od was nie wymagają. Powiem tak: dzisiaj wymagają" - tak mówił Andrzej Duda tuż po zaprzysiężeniu na Prezydenta Rzeczypospolitej. Dobrze, że osoba wstępująca na najwyższy urząd w Polsce przywołuje świętego papieża. I dobrze, że wspomina go akurat tym cytatem.
Bo to prawda. Dziś od polityków ludzie wymagają o wiele więcej niż jeszcze 10-15 lat temu. Przekonał się o tym boleśnie Bronisław Komorowski. Wydawało się, że wystarczy, iż nie popełni większych błędów, a drugą kadencję ma w kieszeni. Ale nie. Okazało się, że Polacy dziś wymagają większego zaangażowania, większej aktywności, szerszej wizji przywódczej oraz - last but not least - pokory wobec obywateli. Jego kontrkandydat prawidłowo odczytał te oczekiwania wyborców, celnie wypunktował słabości przeciwnika i zdobył zaufanie rodaków.
Jeśli Andrzej Duda w tym kontekście przywołuje tę znaną frazę Jana Pawła II, to znaczy, że czuje na sobie ciężar tych oczekiwań obywateli. Ale my - niezależnie od tego, czy głosowaliśmy na niego, czy też nie - odnieśmy te słowa również do siebie. Wymagajmy od siebie i wymagajmy od nowego prezydenta. Świat mediów jest dziś tak rozbudowany, że większość z nas ma możliwość bieżącego komentowania rzeczywistości. Jako aktywny użytkownik mediów społecznościowych Andrzej Duda (i jego kancelaria) z pewnością będzie śledził to, co się o nim pisze. Stąd nasza odpowiedzialność za komentarze rośnie.
Chciałbym tu przestrzec przed dwoma trendami, które w tym obszarze już teraz się rysują. Obydwa według mnie są szkodliwe: i dla prezydenta, i dla Polski.
Pierwszy dotyczy tych, którzy na Andrzeja Dudę nie głosowali lub wręcz określają się jako jego przeciwnicy. Da się zaobserwować, że wielu z nic przyjęło linię braku szacunku dla najwyższego urzędu Rzeczypospolitej, merytoryczne komentarze zamieniając na szyderstwo i obśmianie. Niegodny przykład dali zresztą niektórzy posłowie Platformy Obywatelskiej, którzy buczeli podczas pierwszego wystąpienia Dudy. Argumentują oni, że tak właśnie odnoszono się do Bronisława Komorowskiego, więc oni mają prawo robić to samo w stosunku do nowego prezydenta. Faktem jest, że trochę racji mają. Ale powiedzmy to jasno: to nie jest postawa chrześcijańska. Nie przystoi nam hołdować regule "oko za oko, ząb za ząb". Wymagajmy od siebie zgodnie z wezwaniem św. Jana Pawła II i darujmy sobie takie zachowania. Jeśli krytykujemy, to merytorycznie i kulturalnie.
Drugi szkodliwy trend to bezkrytyczne uwielbienie dla wybrańca narodu. Można zaobserwować wręcz coś na kształt pisania hagiografii Andrzeja Dudy. Dwa przykłady z ostatnich dni. Tomasz Terlikowski: "Wybór Andrzeja Dudy na prezydenta to uroczystość Zesłania Ducha Świętego, zaprzysiężenie to święto Przemienienia Pańskiego. #niemaprzypadków". Jacek Kurski: "Krew jego dawne bohatery. A imię jego czterdzieści i cztery. Prezydentura wraca w godne ręce dokładnie 1944 dni po śmierci Lecha Kaczyńskiego".
Z tych komentarzy oraz wielu im podobnych wyłania się obraz człowieka wyjątkowo namaszczonego przez Boga, a wręcz Mickiewiczowskiego Mesjasza. Jak łatwo tę próbę dopasowywania do dat i świąt można zakwestionować, pokazał internauta, który wypowiedź Terlikowskiego skomentował następująco: "Dzień zaprzysiężenia to też rocznica zrzucenia bomby atomowej na Hiroshimę. Jakie wnioski z tego płyną? Przypadek?"
Uważam, że tego typu mitologizacja prezydenta jest nie na miejscu. Gdy mowa o kimś zmarłym, jak przykładowo o śp. Lechu Kaczyńskim, to takie zabiegi można jeszcze usprawiedliwić. Ale tu mamy do czynienia z człowiekiem z krwi i kości, z jego zaletami i wadami, z państwowym urzędnikiem, przed którym 5 lat służby Polsce. Nie dorabiajmy mu na siłę aureoli, bo tym samym pozbawimy się możliwości rzetelnego recenzowania i - jeśli trzeba - krytykowania poszczególnych gestów czy decyzji Andrzeja Dudy. A że takie sytuację będą, to więcej niż pewne. Zapowiedzią tego jest choćby jego wypowiedź dla PAP-u, dla wielu kontrowersyjna, pozytywnie odnosząca się do jakiejś formy ustawy dopuszczającej in vitro.
Bądźmy więc wierni przesłaniu naszego papieża, które ładnie przywołał Andrzej Duda na początku swego urzędowania. Wymagajmy od niego, ale i wymagajmy od siebie. Unikajmy tonu prześmiewczego z jednej i bezkrytycznego uwielbienia z drugiej strony. Za te rozpoczynające się 5 lat prezydentury my też jesteśmy odpowiedzialni.
Skomentuj artykuł