Profanacja na ŚDM? Od istoty ważniejsza stała się norma
Dyskusja o tym co dzieje się na ŚDM w Lizbonie przypomina nieco tę sprzed trzech lat, gdy w czasie pandemii dyskutowaliśmy w sprawie przyjmowania komunii na rękę. Coś co w innych częściach świata jest całkiem normalne, u nas jawi się jako profanacja.
W Alpach Bawarskich na zboczu najwyższego szczytu Niemiec, góry Zugspitze, jest mała kaplica. Zbudowana z wapiennego kamienia i pokryta miedzianym dachem świątynia stoi na wysokości 2690 m n.p.m. Tuż obok - na płaskowyżu Zugspitzplatt - znajduje się najwyżej położony i jedyny w Niemczech ośrodek narciarski na lodowcu. Prawdziwa mekka dla narciarzy. Kościółek konsekrowany w październiku 1981 roku przez ówczesnego arcybiskupa Monachium i Fryzyngi Josepha Ratzingera. Napis na drzwiach świątyni głosi, że w każdą niedzielę, w południe, odprawiana jest w tej górskiej świątyni msza.
Byliśmy na nartach z grupą znajomych. Jeszcze przed erą papieża Franciszka. Drzwi od kaplicy otworzyłem dokładnie o 12.03. Stanąłem jak wryty na progu i przez moment zastanawiałem się nad wycofaniem się. Ale zostałem wepchnięty do środka przez nacierających znajomych. Za ołtarzem z szeroko rozłożonymi ramionami stała kobieta, a z jej ust płynęło melodyjne: "Der Herr sei mit euch" (Pan z Wami). Moja znajomość języka niemieckiego pozostawia wiele do życzenia, więc przez 40 minut zastanawiałem się, o co chodzi. Kościół przecież - na co wskazywały choćby fotografie z jego konsekracji - katolicki. Co zatem robi tu ta kobieta? Była liturgia słowa, kazanie, jakieś modlitwy i w końcu komunia. Piąte przez dziesiąte zrozumiałem, że konsekrowane komunikanty przywieziono z Monachium. Ale to było jakby za mało.
Po nabożeństwie usiłowaliśmy nawiązać kontakt z celebranską (cóż za okrutne słowo!). Niewiele się dowiedzieliśmy, bo nie mówiła po angielsku ani tym bardziej po polsku. Wątpliwości rozwiał dopiero telefon do zaprzyjaźnionego polskiego księdza, który przez kilka lat pracował u naszych zachodnich sąsiadów. - Spokojnie. Kościół był jak najbardziej katolicki. Uczestniczyliście w liturgii słowa, a pani była nadzwyczajnym szafarzem komunii świętej z upoważnieniem od biskupa do prowadzenia liturgii słowa - wytłumaczył kapłan i dodał, że w cierpiących na niedobór kapłanów i diakonów stałych Niemczech to całkiem normalna sytuacja. - Kilka lat temu, gdy przyjechałem do Niemiec, miałem podobną sytuację, gdy podczas udzielania komunii z pierwszej ławki poderwała się zakonnica i jak gdyby nigdy nic podeszła do tabernakulum, wyjęła z niej puszkę, stanęła obok mnie i udzielała komunii. To był szok, ale z czasem przywykłem - mówił ze śmiechem.
To w sumie dość humorystyczne zdarzenie przypomniało mi się teraz, gdy w Lizbonie trwają Światowe Dni Młodzieży. Po mszy otwarcia media społecznościowe obiegły fotografie świeckich udzielających komunii świętej. Jedni w koszulkach z krótkimi rękawami, inni w albach. Konsekrowane hostie u jednych w porcelanowych miseczkach, u innych w naczyniach liturgicznych. "Profanacja!!!" - słychać z wielu stron. "Gdzie byli kapłani i diakoni" - pytają oburzeni. "Taka była decyzja organizatorów" - piszą w mediach ci ostatni i dodają, że również oni byli oburzeni.
Faktem jest, że przepisy liturgiczne mówią wyraźnie iż to kapłani winni udzielać komunii, a w sytuacjach nadzwyczajnych (np. brak wystarczającej liczby prezbiterów, dużej liczby wiernych) można skorzystać z pomocy wiernych. UWAGA! Nie muszą to być wcale specjalnie do tego celu przygotowani nadzwyczajni szafarze, ale dowolna osoba, będąca akurat w pobliżu. Obrazek taki nie zdarza się w Polsce dość często, więc stąd pewnie oburzenie. Ale…
Dyskusja o tym co dzieje się na ŚDM w Lizbonie przypomina nieco tę sprzed trzech lat, gdy w czasie pandemii dyskutowaliśmy w sprawie przyjmowania komunii na rękę. Coś co w innych częściach świata jest całkiem normalne, u nas jawi się jako profanacja. Biskupi i wielu księży zalecało, by w trudnym czasie koronawirusa przyjmować komunie na rękę. Środowiska tradycjonalistyczne protestowały, przekonując na lewo i prawo, że to nie godne. Komunię trzeba przyjmować do ust, najlepiej w postawie klęczącej. Na nic zdają się różne argumenty.
Jean Guitton, przyjaciela Pawła VI, ekspert na Soborze Watykańskim II i członek Akademii Francuskiej lata temu napisał książkę zatytułowaną "Przemilczanie istoty". Postawił w niej tezę, że nasza cywilizacja zajmuje się rzeczami nieistotnymi, a tak naprawdę przemilcza istotę rzeczy. Nie zadajemy sobie fundamentalnych pytań, nie chcemy wiedzieć, czemu coś służy i komu, czym zakończy się proces, który rozpoczynamy. Obserwując dyskusję w pandemii, i tą która trwa wokół Lizbony, nie mam złudzeń, że pomija ona właśnie istotę rzeczy. Zajmujemy się kwestią drugorzędną, formą. Na dodatek ustaloną przez ludzi, przez instytucję. Tymczasem istotą jest samo przyjęcie Chrystusa. Czy Jemu nie jest przypadkiem obojętne w jakiej formie Go przyjmiemy? Czy na stojąco, czy na kolanach? Czy z rąk księdza, diakona, nadzwyczajnego szafarza, czy szafarki? Czy nie ważniejsze jest to, że w ogóle to robimy? Czy nie na tym Mu właśnie zależy? Wydaje się, że będąc przywiązanym do norm instytucjonalnych położyliśmy je na Ewangelii. Przykryliśmy ją. Od istoty ważniejsza stała się norma.
Skomentuj artykuł