Przekazywać powody, by wierzyć
Na zasłużony koniec każdego ciężkiego dnia nie zechcesz nam, Panie, powiedzieć, co to wszystko znaczy? Żeby móc znaleźć jakiś powód, by wierzyć. Tak śpiewa amerykański piosenkarz i autor tekstów Bruce Springsteen w jednym ze swych albumów, w których najbardziej boleje nad ludzką i społeczną sytuacją Stanów Zjednoczonych.
Pietro Cocco, dziennikarz Radia Watykańskiego
Jego słowa wychodzą poza granice geograficzne. Pytanie to stanowi także u nas w Europie jeden z centralnych, podstawowych problemów współczesnej kultury, zaostrzony jeszcze kryzysem gospodarczym i doświadczanym przez wielu niezrozumieniem związku między tym, co przeżywają, a możliwością istnienia jakiegoś sensu w innym wymiarze.
Dla wierzących jest jasne, że można mówić o kryzysie wiary i usunięciu Boga poza horyzont życia, ale jest też inny aspekt, bardziej zasadniczy. Dotyczy on możliwości, by sens był przekazywany, by wiarą można się było dzielić. Zbyt silne jest poczucie pustki, wyobcowania doświadczanego przez wielu ludzi, utraty tożsamości. Wrażenie to uwydatnia rozdrobnienie społeczne, tak silne w naszych miastach i prowadzące do braku zaufania jednych do drugich, oraz kryzys rodziny, który zdaje się wskazywać, że stała relacja między mężczyzną i kobietą, osobami zasadniczo odmiennymi, jest po prostu nieprzewidywalna i niemożliwa.
Na jakiej wspólnej podstawie myśli, uczuć, wzajemnego zaufania, oczekiwań możliwe jest zatem przekazywanie powodów, by wierzyć? Bo trzeba uznać, że choć dla wielu horyzont jest mroczny, nie jest jednak zamknięty; jest on otwarty w oczekiwaniu na przekonującą odpowiedź. Odpowiedź, parafrazując słowa innej piosenki, jaka byłaby w stanie podjąć nasze grzechy, które leżą nie odpokutowane na ulicy.
Posłuchaj
[-00342553.mp3-]
To niełatwe zadanie stoi na pierwszym miejscu przed tymi, którzy wierzą, którzy mają wiarę. Codziennie doświadczają go rodzice, wychowawcy, ci, którzy mają przekazywać nowym pokoleniom sens tego, czym żyjemy, ale muszą się też nim dzielić. To tak, jakby zagubiła się syntaktyka świata i języka na rzecz wspólnego zaangażowania w budowanie przyszłości. Jak przypomniał Papież już dwa lata temu, przemawiając w londyńskim Westminster Hall, nieadekwatność pragmatycznych, krótkoterminowych rozwiązań złożonych problemów społecznych i etycznych została ukazana w całej pełni przez globalny kryzys finansowy. Narody europejskie nie mogą zamykać się w swoich partykularyzmach, które, także w najnowszej historii, prowadziły jedynie do podziałów i konfliktów. By móc więc coś przekazać, wezwani jesteśmy do przeprowadzenia na nowo inkulturacji myśli i wiary, aby słowa i znaczące horyzonty wyrażały ciało i krew wszystkich ludzi dnia dzisiejszego. Trzeba angażować umysł i serce, jak stale powtarza Benedykt XVI, w taki sposób, by podjąć na nowo mówienie razem, a w przypadku tych, którzy mają ten dar, otworzyć je na Boga. Bez lęków, bo do tego właśnie każde pokolenie jest powołane i codziennie dokonuje się to w rodzinie, nawet jeśli popełnia się błędy. Do tego dzieła inkulturacji trzeba ludzi obdarzonych inteligencją, która ma zdolność pamiętania. Jak bowiem proroczo powtarza Benedykt XVI, rozum abstrakcyjny, ahistoryczny w tym sensie, że wierzy, iż zdoła zapanować nad wszystkim uniezależniając się od wszelkich tradycji i wartości kulturowych, sprawia, że życie staje się niemożliwe; zabiera on grunt spod nóg, pozbawia jakiegokolwiek ciepła wszelkie ogniska ludzkiej społeczności.
Na tej płaszczyźnie dochodzi do rozstrzygającej konfrontacji między różnymi kulturami i religiami, które dziś współistnieją i podzielają tę samą przestrzeń. Razem jesteśmy powołani, by budować wspólną przyszłość naszych społeczeństw, a między nimi musi być możliwy przekaz dotyczący sensu i znaczenia życia. Jak jednak "rozum", który usiłuje uniezależnić się od wszelkich kultur, która narzuca style życia anonimowe, nastawione tylko na własną korzyść i na wzbogacenie nielicznych, może tworzyć dialog międzykulturowy, spotkanie między osobami o równej godności, nakierowane na to, by znaleźć podstawową jedność, która by otworzyła drogi ku przyszłości, a była przy tym braterska?
To dzieło inkulturacji, przekazywania wartości, dialogu między kulturami i religiami wciąga zatem w grę ludzkie serca, czyli umiejętność życia wymiarem relacyjnym i wspólnotowym. Istnieje nieuniknione napięcie względem innej osoby, co każda kultura potrafiła przetworzyć w kategoriach przyjęcia i otwarcia za każdym razem, gdy ten "inny" był widziany jako niosący nadzieję. To bowiem serce w wolności może pozwolić nam uznać "innego" za brata, pozwalając nam w ten sposób uzupełnić słabość, jaką przeżywamy, uzdrowić przejawy niesprawiedliwości i samotności, gnębiące w tak znacznej części ludzkość, począwszy od naszych miast. A także wysłuchać powodów by wierzyć na końcu ciężkiego dnia.
Skomentuj artykuł