Przytulić demonkę, czyli o sprawie Hello Kitty
Chyba nikt z nas nie chce, by nasze dzieci przytulały się do demona. Dlatego możemy zrozumieć tych, którzy troszcząc się o dzieci "uwzięli się" na Hello Kitty, plastikowe kucyki, zwłaszcza te z jednym rogiem. Przecież nawet producent Hello Kitty nie unika słowa "demon" w nazwie jednej z serii.
Jednak, wspominając własne dzieciństwo (i nie tylko własne), trudno nie zdumieć się nad tak represyjną akcją wobec przedstawicieli sił nieczystych w bajkach i klechdach dla dzieci. Zawsze roiło się tam od czarownic, diabłów i innych stworów z piekła rodem. Wtedy to nie przeszkadzało. Dlaczego teraz mielibyśmy je rugować ze świadomości naszych pociech? I czy takie cenzurowanie jest zdrowe?
Bajki, legendy, opowieści (nawet straszne) mają wprowadzać dzieciaki w świat realny, w świat dorosłych. Niejako je oswajają z rzeczywistością. Często uczą, by wybierać dobro, a nie zło. Uczą, jak pięknie być szlachetnym i jak zwyciężać zło, które zagraża nam z zewnątrz, ale też i z naszego wnętrza. Myślę, że można powiedzieć, iż przygotowują je do rozeznawania duchów (jakby to powiedzieli jezuici).
Bo przecież i w "realu" jest dobro, i zło oraz stojące za nimi moce, siły, organizacje i inne przyczyny mniej lub bardziej zdemoralizowane. Ludzi trzeba od małego z tym oswajać i przygotowywać do prawych życiowych wyborów. I temu służą również "straszne" opowieści, np. o Gargamelu wśród smerfów. Stąd nie powinniśmy "wygładzać" bajek i zanudzać dzieci brakiem dramatyzmu.
Problem natomiast może się zrodzić, gdy ukazywane zło miałoby być atrakcyjne, zbyt pociągające, gdyby przytulanie demona było na tyle przyjemne, że groziłoby wychowaniem do zła, do nieprawych wyborów życiowych. Tego oczywiście nie chcemy. I czuwanie w tej materii ma sens.
A jednak przytulanie demona nie jest zupełnie bezsensowne. Chrześcijanie pragną wychować dzieci do ewangelicznych postaw (też w szkołach katolickich). A jak uczyć naśladowania Dobrego Pasterza, który idzie za jedną zgubioną, a więc złą, owieczką lub Ojca przyjmującego syna, co z nierządnicami wszystko przehulał, jeśli nie nauczy się współczucia dla złych?
Chcemy, by dzieci potrafiły odróżniać dobro od zła. Chcemy, by wybierały dobro. Ale chcemy też, by wierzyły w nawrócenie, by zwycięstwo nad złem nie kojarzyło się im tylko z wyrzynaniem nieprzyjaciół lecz przede wszystkim z ich nawróceniem.
Nie chcemy również, by strach przed demonem je paraliżował, odbierał siły do zmagania z samym sobą. Niech wiedzą, KTO zwyciężył Zło! Dlatego demonizowanie wszystkiego służy demonowi. Może lepiej go przytulić, popłakać nad nim, współczuć mu i wyrazić nadzieję na jego powrót do Ojca?
Oczywiście nie chcę zachęcać dzieci do wywoływania duchów czy innych rozmów z szatanem (i boli mnie bardzo to, że od pewnego czasu egzorcyzmy, czyli zwracanie się bezpośrednio do szatana, przestają być domeną dyskrecji mianowanych do tego kapłanów. Oddawanie egzorcyzmów w ręce dyletantów kończy się ludzką krzywdą, a nie uzdrowieniem.) Ale czuwając nad treściami współczesnych "bajek", nie możemy tracić z oczu ich celu: mają wychować nasze pociechy do tego, by, walcząc z grzechem, nie zniszczyły grzesznika.
O. Jacek Siepsiak - jezuita, urodził się w 1964 roku we Wrocławiu; po maturze wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Studiował filozofię w Krakowie, teologię w Neapolu, teologię duchowości na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Formację zakonną pogłębiał w Starej Wsi, Czechowicach-Dziedzicach i Sydney. Pracował m.in. w Starej Wsi, w Nowym Sączu i Krakowie, zajmując się głównie duszpasterstwem akademickim, katechezą oraz pracą parafialną. Był proboszczem parafii pw. Św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu, obecnie redaktor naczelny Wydawnictwa WAM.
Skomentuj artykuł