Rachunek sumienia jezuity
Minął rok, a papież Franciszek nie przestaje zaskakiwać prostotą i mocą swojego przepowiadania. Wiele osób nawraca się i z większą miłością spogląda na świat, ale czy nawracają się jego współbracia - jezuici?
Wydawało się, że papież jezuita będzie dobrą reklamą dla zakonu, że nowicjaty Towarzystwa Jezusowego będą przepełnione. Tak jednak się nie stało. Liczba nowych powołań utrzymuje się na stałym poziomie. Nie zwiększa się też w sposób radykalny nabór do jezuickich szkół. Może nie nadążamy za Franciszkiem, a może to wszystko jeszcze przed nami?
To, co zadziało się przez ten rok wśród moich zakonnych współbraci i w moim sercu, daje nadzieję na poważny rachunek sumienia, na głęboką refleksję, która sprawi, że marazm i wygodnictwo znikną całkowicie z zakonnych murów. Już teraz mury te stają się coraz słabsze i coraz częściej otwierają się na potrzebujących. Zaczynamy myśleć inaczej niż przed kilku laty.
Po pierwsze, papież uświadomił nam, że obrzędy religijne, choćby to była najpiękniejsza liturgia i modlitwa, są zgorszeniem i bluźnierstwem, jeśli oderwane są od posługi osobom potrzebującym. Po drugie, dał jasno do zrozumienia, że dialog ekumeniczny inicjuje się poprzez otwarcie serca na ludzi innych wspólnot chrześcijańskich, a nie poprzez przekonywanie ich do naszych racji. Wielokrotnie też wysyłał sygnały, że powinniśmy zmienić nasz hermetyczny, księżowski język, pełen formułek i terminów teologicznych, na język prostych ludzi. Z nimi powinniśmy żyć i z nimi czytać Ewangelię. Włoski jezuita, ojciec Silvano Fausti, w opublikowanej w tym roku książce "Sogni, allergie, benedizioni", napisał, że, "czytając Ewangelię z ludźmi prostymi, bardzo ryzykujemy". Czym ryzykujemy? Ryzykujemy, że ją wreszcie zrozumiemy.
Nie da się przyjąć ubogiego Chrystusa zamykając drzwi domu zakonnego lub otwierając je jedynie na krótką, duchową rozmowę. Nie ugasi się pragnienia pogubionego, bezdomnego człowieka podając mu szklankę wody przez uchylone okienko portierni. Wiem o tym, ale… brakuje mi nieraz odwagi, nieraz czasu, nieraz po prostu cierpliwości. Wtedy przypominają mi się słowa Franciszka: "kapłan wezwany jest, by mieć serce, które się wzrusza" (por. spotkanie z klerem rzymskim w dniu 6.03.2014). Wtedy widzę przed sobą upadającego pod krzyżem Chrystusa. Nie boję się zapytać Go: "Gdzie mieszkasz Panie?". I wiem, że chcę się z Nim zaprzyjaźnić, a nie tylko wysłuchać.
Bardzo ignacjańskim przesłaniem papieża Franciszka, które przypomina nam, jezuitom jakiej postawy oczekiwał od nas założyciel zakonu Ignacy Loyola, jest szukanie Boga we wszystkim, dostrzeganie dobra w każdym człowieku, nie koncentrowanie się na złu, nie walczenie ze złem. Najpotężniejszą bronią przeciwko szatanowi jest szukanie Boga i tego, co dobre, piękne, wartościowe. Szukanie Tego, który wzrusza! Wiemy o tym od zawsze, a jednak demon niezadowolenia i połajanek dominuje w niejednym kazaniu.
Przez ten rok pontyfikatu Papież przypomniał mi i wielu moim współbraciom, prostą Ewangeliczną prawdę, że Ewangelia realizuje się w relacji z drugim człowiekiem, a nie w głoszeniu poglądów na temat Boga.
Wiele jeszcze przed nami, ale za nami "mocny kuksaniec" współbrata w białej sutannie. Wierzę, że zaowocuje on większą czułością w relacjach z ludźmi i mocą w głoszeniu Dobrej Nowiny. Z Bożą pomocą.
Skomentuj artykuł