Rząd dusz czy rząd ciał?

Marta Brzezińska-Waleszczyk

 "Jak nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie o pieniądze" - zwykło mawiać się w skomplikowanych sytuacjach, w których daremnie szukać realnych przyczyn sporu. Kiedy Kościół przypomina dziś nauczanie na temat aborcji, antykoncepcji, in vitro czy eutanazji, zarzuca się mu, że… chodzi o władzę.

"Kościół katolicki w Polsce, tracąc rząd dusz, chce utrzymać kontrolę nad cielesnością człowieka od poczęcia do śmierci. In vitro, aborcja, wychowanie seksualne, antykoncepcja, celibat, związki partnerskie, eutanazja - to różne oblicza tego samego zjawiska: odbierania prawa do dysponowania własnym ciałem. Skąd w Kościele ta obsesja?" - zastanawia się w najnowszym numerze tygodnika "Polityka" Adam Szostkiewicz. Wątpliwości nie ma za to Eliza Michalik, dziennikarka Superstacji. Komentując niedawną próbę zaostrzenia ustawy aborcyjnej, publicystka napisała: "Jest jasne, że przeciwnikom aborcji nie chodzi o ochronę życia poczętego, lecz o władzę nad innymi ludźmi".

O co więc chodzi Kościołowi, kiedy w sposób zdecydowany i konkretny przedstawia swoje nauczanie dotyczące sfery moralności i cielesności? Czy o rząd dusz? Czy ma, odmienianą w mediach przez wszystkie przypadki za sprawą wywiadu z Franciszkiem, "obsesję" na punkcie homoseksualistów, rozwodników i osób opowiadających się za aborcją? Bynajmniej. Zresztą, w głośnym wywiadzie Ojciec Święty wcale nie powiedział, że Kościół MA obsesję, ale że NIE POWINIEN jej mieć.

Ojciec Święty nie zmienia nauczania Kościoła w tej materii, ale też podkreśla, że nie ma sensu wciąż o tym mówić, bo jest to oczywiste. Tymczasem media wciąż z troską pochylają się nad biednymi katolikami, uciemiężonymi wachlarzem zakazów, które narzucają im duchowni. Czy rzeczywiście tak jest?

Po pierwsze, wydaje się oczywistym, że, jeśli ktoś deklaruje się jako osoba wierząca, to przyjmuje pewne reguły związane z chrześcijańskim systemem wartości. Może to mało adekwatne porównanie, ale to jest trochę tak jak w przypadku zatrudnienia w jakiejś instytucji - pewne zasady obowiązują i kropka. Po drugie, katolik zwykle nie patrzy na Dekalog jak na spis obostrzeń, za których złamanie czeka surowa kara, a w najgorszym przypadku wydalenie ze wspólnoty. Nawet jeśli Pan Bóg mówi, "tego ci nie wolno", to nie czyni tego z pozycji sadysty, który czerpie przyjemność z dręczenia swoich owieczek. Przykazania to raczej takie wskazówki, których celem nadrzędnym jest dobro i szczęście człowieka.

I wreszcie, jeśli Kościół nie godzi się na zawieranie małżeństw homoseksualnych czy aborcję to nie dlatego, że chce zawładnąć duszami albo narzucić katolicki światopogląd, ale dlatego, że gros moralnego nauczania Kościoła wynika po prostu z prawa naturalnego. Jakoś nie spotkałam jeszcze nikogo, kto oburzałby się na oczywisty zakaz zabicia drugiego człowieka tylko dlatego, że jest on zbieżny z piątym przykazaniem. Ale kiedy Kościół wyraża sprzeciw wobec aborcji czy eutanazji prawo naturalne i wszelka zdroworozsądkowa logika ustępują miejsca powtarzanym jak mantra argumentom o "wolnym wyborze". A przecież nikt tej wolności nie zamierza ograniczać! Tylko dlaczego tak bardzo chcemy dziś zapomnieć, że nasza wolność kończy się w momencie, kiedy zaczyna się wolność drugiego człowieka, nawet jeśli jest maleńki, bezbronny i nie może zaprotestować przeciwko "mojemu wyborowi"?

We wspomnianym artykule w "Polityce" Szostkiewicz zarzuca Kościołowi "fascynację seksem". Jednym z powodów tego nadmiernego zainteresowania ma być, jak twierdzi Eugen Drawermann, były niemiecki ksiądz, pisarz i psychoanalityk, celibat. "Młodzi mężczyźni w sutannach i habitach, często emocjonalnie niedojrzali, są pozostawieni sami sobie w zmaganiach ze swoją seksualnością - i bywa - przenoszą te osobiste traumy na świat zewnętrzny" - pisze Szostkiewicz. Ta argumentacja ma w sobie mniej więcej tyle samo prawdy, co utrzymywanie przez Joannę Senszyn, że Kaja Godek walczy o zakaz aborcji eugenicznej, bo sama nie zdążyła w porę usunąć swojego chorego na Zespół Downa synka i liczy na poprawę samopoczucia, jeśli w Polsce będzie rodzić się więcej chorych dzieci...

"W wielu Kościołach katolickich, w tym i w Polsce, właśnie seks, aborcja, eutanazja, związki homoseksualne są traktowane tak, jakby to był dziś najważniejszy temat dla wiernych, jakby to było ich największe zmartwienie i wskazówek w tej materii przede wszystkim oczekiwali od księży i biskupów. Efekt jest taki, że o aborcji mówi się codziennie, o pedofilii wśród księży tylko pod presją. W Polsce lista tematów dyżurnych obejmuje jeszcze in vitro" - pisze Szostkiewicz. A mnie bardzo bawi zarzucanie księżom obsesji na punkcie wymienionych tematów. Nie wiem, do jakich kościołów chodzi publicysta "Polityki", ale jak żyję już ćwierć wieku, tak nie spotkałam się z kazaniem (a chodzę do kościoła nie tylko od święta, ale co tydzień), w którym ksiądz "wałkowałby" aborcję albo antykoncepcję (dla chętnych mogę stworzyć listę przyjaznych parafii). A że czasem biskupi mówią o tym na Boże Narodzenie czy Wielkanoc? Może dlatego, że znaczną część z 90 proc. deklarujących się jako katolicy Polaków tylko wtedy można spotkać w kościele, więc uznają, że warto im przypomnieć naukę dotyczącą moralności, bo to przecież sfera, która dotyka naszego codziennego życia? Kiedy po raz setny czytam o "obsesji" Kościoła, zastanawiam się, czy aby większej nie mają media, które nagłaśniają tylko te "homo-aborcyjne" homilie hierarchów. Przecież kapłani mówią też (a raczej przede wszystkim!) o tym, że Bóg jest Miłością, że ukochał człowieka za darmo. Ale to przecież jest takie mało sensacyjne…

Marta Brzezińska-Waleszczyk - publicystka portalu Fronda.pl, doktorantka w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW, publikowała w "Rzeczpospolitej", "Gazecie Polskiej" i kwartalniku "Fronda". Przygotowuje rozprawę doktorską o social media w Kościele.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Rząd dusz czy rząd ciał?
Komentarze (23)
A
a
18 marca 2014, 10:32
"Ojciec Święty nie zmienia nauczania Kościoła w tej materii, ale też podkreśla, że nie ma sensu wciąż o tym mówić, bo jest to oczywiste". Czy w obecnych czasach jest jeszcze w Kk cokolwiek oczywiste ? Np. od pewnego czasu publicznie głoszone herezje kard. Kasper'a i zupełny brak reakcji papieża. Czy to jest równie oczywiste ?
G
gość
18 marca 2014, 10:03
Nie zapominajmy że biskupi, księża i reszta konsekrowanych, tylko w jakiejś części zachowują swoje przyżeczenia, śluby itp. (zainteresujmy się czasem CO TAM ŚLUBUJĄ I PRZYŻEKAJĄ - publicznie!). Nakładają duże wymogi dla wiernych ale sami wiedzą jak się dyspensować, wytłumaczyć. Dobrze, że nam przedstawiają idealne zachowania, dobrze jeżeli staramy się te ideały zachowywać. Ale nie zapominajmy, że nie ma ludzi idealnych a człowiek ze swej natury jest słaby - jak głosi Kościół. To że nie potrafimy tak jak duchowni tłumaczyć naszych słabości i nas one przytłaczają, tworzą wyrzuty sumienia, skrupuły, to moim zdaniem brak normalnej i naturalnej akceptacji siebie takiego jakim się jest, ze swoimi słabościami. Pamiętajmy, że Bóg jest miłością (!!!), będzie zatem bardziej dla nas miłosierny niż administracja kościelna. Módlmy się za naszych duchownych oczywiście.
Jadwiga Krywult
7 października 2013, 08:55
Singapore, niewierzący może ze swoim życiem i seksualnością robić co chce, Kościół niczego mu nie narzuca, ale z życiem innego człowieka nie może robić co chce. Niby dlaczego miałby mieć takie prawo ?  nie może niczego wymuszać prawem - np. rodzenia po wałcie, czy rodzenie nieuleczalnie chorych. Te dzieci to są ludzie i niewierzący nie ma prawa ich zabijać.
S
Singapore
7 października 2013, 04:13
Brzezińska jak zwykle rżnie głupią, albo może jest głupia? Niewierzący, ateiści mają głęboko w poważaniu co katolicka ortodoksja i kler robią ze swoim życiem, seksualnością. W całej tej dyskuji chodzi tylko o to, żeby KK odp........ się formalnie od życia prywatnego innych ludzi, tzn. konkretnie istotne jest to by katolickie oszołomy nie miały możliwości narzucania - poprzez stanowienie cywilnego prawa - swoich zaściankowych poglądów innym ludziom. O tym czy i jak oraz kiedy rodzić dzieci decydować mają rodzice. Kropka. KK może w tej kwestii pouczać swoje barany przychodzące na mszę, ale nie może niczego wymuszać prawem - np. rodzenia po wałcie, czy rodzenie nieuleczalnie chorych. Dlatego, prędzej czy później ustawa aborcyjna będzie zliberalizowana i będzie też mośliwość zawierania związków partnerskich przez tego kto chce. I tylko o to chodzi. A KK może sobie skamlać i ujadać.
MR
Maciej Roszkowski
6 października 2013, 20:36
Cos mi przerwało.     Czy rozwój systemu nerwowego jest dowodem człowieczeństwa czy DNA, tak różne od innych DNA. System nerwowy umożliwia jedynie odczuwanie m.in. bólu, ale to już  mamy za sobą. Przecież w wielu krajach ciążę przerywa się aż do końca. (birth abortion). Nie przypisuję Panu takich zamiarów, ale te sprawy maja charakter pożaru prerii. Zaczyna sie niewinnie od pigułki "po" i jest tylko kwestią czasu i starań gdy wolno juz wszystko. I kto to wtedy zatrzyma niezależnie od tego jakim językiem o tym będziemy mówić.      Ja sam nie mówię nigdy  o "zwolennikach abrocji", tylko o zwolennikach jej ułatwienia. 
MR
Maciej Roszkowski
6 października 2013, 20:29
        Czy godność stworzeń wymienionych przez Pana p. Dariuszu jest równa godności osoby ludzkiej. O tej wyjątkowej godności mówi nie tylko Pismo Św. Również dokumenty UE. Chyba że dojdziemy do sytuacji jak w Hiszpanii, że  "zarodki" goryla są pod bezwzględną ochroną, a "zarodki" człowieka nie.         Co do języka zgoda, że przydałby sie bardziej neutralny. Tyle, że określenie zarodek, komórki też "ustawiają"  dyskutanta.
A
Anglia
6 października 2013, 12:10
Panie Dariuszu Nie sadze ze sie dogadamy. My nie myslimy o zarodku ludzkim w kategoriach robakow a Pan musialby wpierw uznac istnienie Boga-Stworcy i niesmiertelnej duszy zeby zrozumiec nasz punkt widzenia. Co zreszta polecam - jest wiele dobrych kursow ewangelizacyjnych (chociazby Kurs Filip czy Alfa) - warto dac sobie szanse, wiele osob Bog niesamowicie zaskoczyl ! Co do niewierzacych, podoba mi sie argument ktorego uzywa Pan Janusz Korwin-Mikke - to wlasnie niewierzacy powinni byc przeciwko aborcji bardziej niz chrzescijanie. Dla nas, katolikow, zabite dziecko pojdzie do Nieba gdzie spedzi wiecznosc w towarzystwie Boga, co jest najwyzszym szczesciem. Ale dla niewierzacych, wg ktorych nie istnieje nic poza trwaniem ziemskim, strata kazdego zycia jest niepowetowana. Jako ze kobinacja DNA takiego dziecka jest unikalna, byc moze aborcja zabija przyszlych wynalazcow lekarstwa na raka, genialnych muzykow czy atronoma ktora zapobiegnie kolizji Ziemi z jakas spora asteroida? Sa niewierzacy ktorzy podzielaja te logike i sa przeciwni aborcji. Pozdrawiam
M
Magdalena
5 października 2013, 23:54
Rozstrzygnijmy może najpierw spór o zabijanie życia, pochodzącego od ludzkiej matki i ojca, na etapie zarodka. Konkretniej: przed powstaniem układu nerwowego. Moje stanowisko do debaty proponuję takie: zabicie tego życia powinno być uważane za moralnie mniejsze zło, niż zabicia jakiegokolwiek organizmu żywego z rozwiniętym, funkcjonującym systemem nerwowym. W to wliczam "psy? koty? krowy? myszy? muchy? ryby? pająki? wróble?", jakie podał Skalisty. ...Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga i to też nie jest temat na debatę.
DK
Dariusz Kot
5 października 2013, 23:38
Do Aglii: uważam, że nazywanie życia, pochodzącego od ludzkiej matki i ojca na poziomie zarodka - człowiekiem lub dzieckiem na podstawie identyczności DNA jest mylące. Wywołuje ono silne emocjonalne skojarzenia z dziećmi już pod narodzeniu, gdyż własnie w takim kontekście jest zazwyczaj używane. Tymczasem mamy do czynienia z organizmem na poziomie poniżej robaków, które przecież mają już system nerwowy. (Co do filmu, obejrzę go, jeśli zdołamy przejść w tej debacie na poziom płodu).
DK
Dariusz Kot
5 października 2013, 23:30
Rozstrzygnijmy może najpierw spór o zabijanie życia, pochodzącego od ludzkiej matki i ojca, na etapie zarodka. Konkretniej: przed powstaniem układu nerwowego. Moje stanowisko do debaty proponuję takie: zabicie tego życia powinno być uważane za moralnie mniejsze zło, niż zabicia jakiegokolwiek organizmu żywego z rozwiniętym, funkcjonującym systemem nerwowym. W to wliczam "psy? koty? krowy? myszy? muchy? ryby? pająki? wróble?", jakie podał Skalisty.
M
Magdalena
5 października 2013, 22:53
Do ~Dariusza Kota, Wierzący w Boga wierzy w Prawdę, że Pan Bóg jest Stwórcą wszelkiego stworzenia i to wg wierzącego nie podlega żadnej dyskusji…
S
SunLight
5 października 2013, 22:41
No wiec: zarodek, plod, noworodek, niemowle - ciagle jeszcze nie dziecko? Jak daleko mozna tak ciagnac? I co wlasciwie stoi na przeszkodzie, zeby zmieniajac nazewnictwo pozwolic na zabijanie na dowolnym etapie rozwoju? Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi
A
Anglia
5 października 2013, 22:14
Oczywiscie ze tak. Czy DNA Panskiego zarodka roznilo sie od tego ktore ma Pan obecnie? Do kiedy rozrywanie czlowieka jest Pana zdaniem dopuszczalne? Btw Jestem mezczyzna. Btw 2 filmu Pan nie obejrzal prawda?
DK
Dariusz Kot
5 października 2013, 21:34
Do Pani Anglii: Pani już ewidentnie myśli o etapie płodu, ja pisałem o etapie zarodka. Porozmawiajmy najpierw o tym etapie. Zanim pojawi się system nerwowy - co wtedy? Też to jest dziecko, człowiek? Nie potrafię zrozumieć, dlaczego katolicy tutaj się sprzeciwiają przerwaniu życia. Przecież przerywają życie mnóstwa organizmów żywych bez porównania wyżej rozwinietych i odżywiają się nimi.
K
Kasia
5 października 2013, 21:29
Tak właśnie - jestem spragniona EWANGELIZACJI CZYLI MÓWIENIA O EWANGELII. Wczoraj, kiedy Papież Franciszek prosił księży, aby nie głosili długich kazań bo są nudne, o 21 na Apelu Jasnogórskim jakiś zakonnik przed obrazem Najświętszej Panny dukał coś o pedofilii wśród księży - było to rozważanie na dobranoc... Było mi NIEDOBRZE! Czy po to w łączności z całym światem (Apel jest transmitowany) gromadzimy się na modlitwie, aby wysłuchiwać takich rzeczy.    
A
AP
5 października 2013, 21:29
Jak księżna Kate była w ciąży to mówiono o jej dziecku. Działo się tak nie tylko w Polsce, ale  a całym świecie. Nie widzę powodu, żeby innym nienarodzonym dzieciom odmawiać prawa do mówienia o nich podmiotowo tylko dlatego, że nie są w łonie księżnej z Anglii.
A
Anglia
5 października 2013, 20:17
Czy zmiana terminologii zeby nie urazic czyichs uszu tak naprawde zmienia moralna ocene tego potwornego czynu? Prosze obejrzec: http://www.youtube.com/watch?v=DZf9I0zVT-U - juz czlowiek czy jeszcze nie?
DK
Dariusz Kot
5 października 2013, 17:34
Do Pan Anglii i Ali: przepraszam za slowo fundamentalizm. Wycofuję się z tego określenia. Zacznę inaczej: nie zgadzamy się co do tego, w którym momencie można mówić o pojawieniu się nowego człowieka (moment zapłodnienia, czy później). Twierdze, że jeśli będę zmuszony używać nazwy "dziecko" w każdym momencie od chwili zapłodnienia do chwili urodzin, to przez samo przyjęcie takiego języka już musiałbym zrezygnować ze stanowiska, jakiego chcę bronić (bo wg mnie np. na etapie zarodkowym wlasnie nie mamy jeszcze dziecka). Innymi słowy, używając słowa "dziecko" na każdym etapie, narzuca mi się język, który uniemożliwia mi debatę, bo ten język już sam w sobie decyduje, że moje stanowisko jest błędne. Pytam: czy moglibyśmy poszukać - na poczatek - jakiegoś bardziej neutralnego języka, aby rozmowa stała się możliwa?
A
Anglia
5 października 2013, 17:17
Panie Kot Zaiste dziwna definicja fundamentalizmu. Mowienie prawdy jest juz fundamentalizmem?
A
Ala
5 października 2013, 17:07
Panie Dariuszu "Dziecko" brzmi fundamentalistycznie? Ale przecież to JEST dziecko we wczesnej fazie rozwoju. Mogę oczywiście w obecności arachnofoba mówić, że w pokoju znajduje się "wielonożne  miłe stworzonko", ale nie zmieni to faktu, że w pokoju jest pająk. Czy mówienie prawdy jest fundamentalizmem?
A
Ala
5 października 2013, 16:38
@Dariusz Kot Dla mnie uporczywe określanie człowieka w fazie prenatalnej płodem i wzdryganie się na nazywanie go dzieckiem to przejaw postawy fundamentalistycznej.
DK
Dariusz Kot
5 października 2013, 16:30
Pani Marto. Zadam proste pytanie. Czy przyszło Pani kiedyś do głowy, aby porozmawiać na temat problemu aborcji z kimś o odmiennych poglądach? Mam na myśli porozmawiać, a nie "porozmawiać". Rozmawianie jest całkowicie udawane, jeśli używa Pani określenia "dziecko" na każdym etapie rozwoju od zarodka do urodzin. Czy widzi Pani, że sami Pani język wyklucza w ten sposób rozmowę - bo samym językiem Pani ustawia się w pozycji fundamentalistycznej? W ten sposób nie robi Pani niczego dobrego dla społeczeństwa, bo można w ten sposób co najwyżej uchwalić prawa tymczasowe, które np. PiS zatwierdzi, potem PO zdejmie, potem PiS przywróci i tak w nieskończoność, a ilość osób zainteresowanych zmianami będzie maleć. W podobny sposób zaklinowała się właśnie Ameryka, gdzie 90% stanowisk we władzach ustawodawczych w ogóle przestało podlegać wyborom, zawsze wygrywa ta sama partia.(wg. najnowszego TIME) Podobnie w Polsce, gdzie coraz więcej osób nie chce żadnej z dwóch wielkich partii. Brak otwartości języka zabija życie społeczne, a władza zostaje nadana przypadkowo, może trafić w ręce kogokolwiek. A zatem jeszcze raz: byłaby Pani skłonna zawiesić to swoje "dziecko" i wspólnie popatrzeć na Pani powyższy tekst, tak trochę z boku, jakby to nie Pani go napisała? 
jazmig jazmig
5 października 2013, 11:48
Ja w moim kościele o aborcji, homoseksualistach i in vitro nie słyszałem ani razu. Te tematy są poruszane na różnych katolickich portalach, ale w kościołach jest cisza na ten temat.