Bogactwo wielu kultur – dbajmy o ten skarb pieczołowicie
Żyjemy w świecie wielokulturowym, często podzielonym i z trudem szukającym wspólnych mianowników. Czasami to jest spore wyzwanie, ale inaczej nie będzie. Migracja, emigracja różnie nam się kojarzą. Poruszają bardzo delikatne struny naszego życia osobistego, rodzinnego, a nawet narodowego oraz pokazują kim tak naprawdę jesteśmy jako ludzie.
Nowy rok rozpocząłem wśród przyjaciół w Chicago. Tak się złożyło, że 25 lat temu znalazłem się tam, wysłany przez przełożonych, aby kontynuować duszpasterstwo polskich jezuitów wśród Polonii w Ameryce, gdzie jesteśmy nieprzerwanie od ponad dziewięciu dekad. Teraz jestem tylko ‘gościem’, ale miejsce i ludzi noszę w pamięci i sercu, towarzysząc przez te ćwierć wieku kolejnym pokoleniom.
Dwie rodziny z nastoletnimi dziećmi, jedna polsko-litewska, druga polsko-grecka czy raczej amerykańsko-polsko... Znałem pokolenie ich dziadków, ich rodziców. Im samym także towarzyszyłem od samego początku, jak tylko znalazłem się w Chicago. To, co urzeka, to fakt, że wszyscy rosną jako wielojęzyczni, wielokulturowi obywatele współczesnego świata. To nie jest ten mityczny, ujednolicający wszystko, amerykański ‘melting pot – tygiel’. Dziś Amerykanie, jakiejkolwiek rasy, dbają o swoje korzenie i szukają ich. Dlatego ci, którzy mają wielokulturowe pochodzenie dbają o to, by nie stracić łączności z tym, co jest ważną częścią ich tożsamości.
Pochodzenie jest ważne. Korzenie są dla nas życiodajne. Tylko w łączności z nimi mamy szansę zbudować siebie i przynieść wielkie owoce. Pamiętam swoje lata spędzone jako duszpasterz akademicki w Opolu. Ówczesny biskup Alfons Nossol bardzo starał się o to, aby mniejszości etniczne na terenie diecezji były zadbane, by miały właściwą opiekę duszpasterską. Nie inaczej było na drugim krańcu Polski, przy granicy z Litwą, gdzie w parafii katolickiej po polskiej stronie były w niedzielę dwie Msze po litewsku i jedna po polsku, bo taka była potrzeba. Kiedy przyjechałem do Chicago, ówczesny biskup, kard. Francis George OMI bardzo zachęcał nas do objęcia opieką duszpasterską nie tylko starszych polskiego pochodzenia, ale i młodszych. Uważał, że pierwsze pokolenie emigrantów zachowa język i wiarę. Problemem będzie utrzymanie wiary i tradycji w drugim i następnych pokoleniach. Jakże to było mądre. Tak właśnie staraliśmy się działać wśród Polonii chicagowskiej.
Inny emigrancki ‘flash’ mam z wizyty w Irlandii w roku 2007, a więc po naszym wstąpieniu do EU. Rozmawiałem z kilkoma biskupami o duszpasterstwie polskich jezuitów wśród Polaków, bo wtedy było ich tam całkiem sporo. Jeden z nich przekonywał, że nie chce równoległego duszpasterstwa w języku polskim tylko ‘nasi’ musieliby włączyć się w duszpasterstwo anglojęzyczne. Wydawało mi się, że co jak co, ale kwestia relacji z Bogiem, osobistej modlitwy, wymaga wrażliwości i czucia duchem. Zapytałem więc biskupa, dlaczego tamtejszy Kościół wysyła duszpasterzy do emigrantów irlandzkich w USA, skoro tam jest język angielski. Oczywiście, nie doszliśmy do porozumienia.
️Informacje Radia Watykańskiego
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) January 4, 2025
→ https://t.co/Hl85wtzlqf
????????#PapieżFranciszek: dobry nauczyciel to człowiek nadziei.
????????#OjciecŚwięty: szkoła jest misją, nie zapominajmy o tym!
???????? Ponad 900 Orszaków #TrzechKróli w Polsce i na świecie.@EpiskopatNews #Jubileusz2025 pic.twitter.com/hz0nCaFwPe
Przyjaciele, z którymi rozpocząłem ten rok są związani bardzo mocno z polonijnym ruchem harcerskim, który działa w Chicago od wielu dziesiątków lat. Harcerstwo wychowało tutaj całe generacje młodych ludzi. ‘Bogactwo’, które oni poniosą dalej to także obecność i dorobek wielu organizacji polonijnych, instytucji kulturalnych, muzeum, czy też mediów polonijnych. Wielką rolę odgrywa też w tym szkolnictwo polonijne, suplement emigrancki do edukacji młodego pokolenia amerykanów. Przez dziesiątki lat były to instytucje, które wychowały i ukształtowały mnóstwo polskich dzieci i młodzieży. Oni wnoszą do swojej ‘amerykańskości’ to bogactwo, jakie odziedziczyli z kraju nad Wisłą, choć wielu z nich przez lata nie mogło tam pojechać a ich bliscy nie mogli tam wrócić. Warto też wspomnieć Kościół, wspólnotę wiary. Dla wielu Polonusów był on przez lata ostoją, pocieszeniem i miejscem ‘nabrania ducha i podniesienia głowy’. Rzeczywistość emigrancka nie jest łatwa. Każdy, kto jej spróbował zna to doskonale. Nawet w Europie różnie to bywało, a dopiero ostatnie dwie dekady to dla nas poczucie, że nie jesteśmy tam uciekinierami czy emigrantami, ale jesteśmy u siebie.
Kościół w Ameryce, także ten polonijny jest z emigrantami praktycznie od samego początku. Powstało wiele polonijnych ośrodków duszpasterskich, parafii z całą ich działalnością nie tylko religijną, ale i społeczną oraz kulturalną. Dlatego przejmujący jest apel biskupów USA i innych liderów religijnych o uszanowanie długotrwałej tradycji służb imigracyjnych w Stanach, żeby nie tropić, nie ścigać ani aresztować ‘nieudokumentowanych imigrantów’ (tych, którzy mają nieuregulowany status imigracyjny) w miejscach szczególnie wrażliwych, jak kościoły, szpitale czy szkoły. Do tej pory było to respektowane, ale nowa administracja zapowiada zmiany w tym zakresie.
Nikt z nas nie daje życia sam sobie i nie pojawia się znikąd. Tradycje, kultura, religijność to ważne składniki tożsamości każdego. Jesteśmy zbudowani z bogactwa przeszłości i mamy obowiązek kształtowania tego, co przed nami. Różnie się też układają nasze losy. Otrzymaliśmy wielkie bogactwo duchowe, kulturowe i społeczne. To wielkie dobro i skarb. Dbajmy o niego pieczołowicie.
Skomentuj artykuł