List do polskich biskupów na nowy rok

List do polskich biskupów na nowy rok
Fot. Flickr / Episkopat News

Piszę ten tekst z mojej małej perspektywy: nie jak owca do pasterzy, ale jak kobieta do mężczyzn, teolog do teologów, siostra do braci, z racji wieku – może też córka do ojców. Piszę z miłości do Kościoła. Po to, żeby ten rok był inny, dlatego, że wiem, iż pewnych rzeczy nie usłyszycie od ludzi, którzy powinni wam je powiedzieć.

Nie usłyszycie, bo niektórzy z nich się boją. Niektórzy nie widzą. Niektórzy widzą, ale nie chcą podpaść. Innym jest dobrze, jak jest, i nie obchodzi ich, że może być gorzej. Jeszcze innym już na niczym nie zależy i nie wierzą, że może być lepiej. Mnie zależy. I wierzę. Dodatkowo mobilizuje mnie rok jubileuszowy: czas łaski, czas porządkowania. Oto więc pięć małych spraw, co do których jestem przekonana, że ich uporządkowanie posłuży naszemu Kościołowi.

Wyrzućcie tych, którzy piszą wam listy pasterskie i przestańcie mówić językiem oblężonej twierdzy

Dla każdego obserwatora życia społecznego w Polsce jest jasne, że jesteśmy w środku poważnej wojny o to,  jakie wartości będą kształtowały nasze społeczeństwo, oraz że jest pewna grupa osób z wielką determinacją próbujących wyrzucić na margines nasze chrześcijańskie klucze do mądrego i szczęśliwego życia. Problem w tym, że opisywanie zagrożenia w coraz mocniejszych barwach i słowach nie trafia już do ludzi, którym głosicie. Nie chodzi nawet o to, że jesteśmy zmęczeni ilością alarmujących i niepokojących nas wydarzeń. My po prostu chcemy słyszeć akcent na dobrą, a nie na złą nowinę.

Kościół od momentu swojego powstania prowadzi walkę ze złym, który próbuje przekupić, wystraszyć, uciszyć, zniechęcić i przygnębić ludzi Boga. To nic nowego. Tak było, jest i będzie, a zło pokazuje się w różnych odsłonach. Trzeba o nim mówić, ale nie pomijać faktu, że jest z góry przegrane, bo dobro już zwyciężyło. Gdy słucham w ostatnich miesiącach Waszych głosów, mam coraz mocniejsze wrażenie, że spora część z was o tym zapomina i głosi, że oto nadszedł czas, w którym osaczeni i bezbronni ludzie Kościoła muszą samodzielnie wywalczyć zwycięstwo w bitwie wyglądającej z góry na przegraną, a Bóg obojętnie przygląda się temu z oddali.

Bardzo brakuje mi głoszenia Boga takiego, jaki naprawdę jest: wszechmocnego, niezwyciężonego, któremu nic nie wymyka się z ręki, który szanuje ludzką wolność, ale mimo naszych wyborów nas nie zostawia. Brakuje mi głoszenia Słowa z mocą, tak, by błogosławieństwo ogłaszane nad Kościołem w Polsce stawało się rzeczywistością. Skoro wydarza się to w życiu małych wspólnot, dlaczego nie miałoby się wydarzyć w życiu wielomilionowej wspólnoty całego polskiego Kościoła? Słowo Boże jest najpotężniejszą bronią przeciwko złemu. Kto raz tego doświadczył, wie, o czym mówię – a jestem pewna, że musieliście tego doświadczyć nie raz. Proszę, mówcie o tym!

By tak głosić, trzeba mówić prosto, zrozumiale i szczerze. Nie można chować się ani za homiletycznym bingo, ani za najmądrzejszymi cytatami z Jana Pawła II, ani za skomplikowanymi teologicznymi wyrażeniami. Nie gniewajcie się, proszę, że ujmę to w ten sposób, ale bardzo chciałabym, żeby to większość, a nie mniejszość z Was potrafiła głosić jak Jezus. Chciałabym, żeby w 2025 roku na wasze listy pasterskie ludzie czekali jak na nowy odcinek ulubionego serialu. Żeby się zachwycali, zastanawiali, powtarzali znajomym co bardziej poruszające zdania. Żeby się nie mogli doczekać, co znowu napisał, co powie biskup, zamiast ziewać z nudy i myśleć o czym innym. Co więcej – wiem, że większość z Was na to stać. Że macie do opowiedzenia niezwykłe historie o Bożym działaniu, których przez wiele lat swojego kapłaństwa byliście świadkami. Że macie doświadczenie Jego mocy, miłości, skuteczności Jego Słowa. Mówcie o tym! Mówcie o tym prostym językiem. Zamiast stuzdaniowych, mało porywających wykładów napiszcie do nas dziesięć osobistych zdań - takich, które naprawdę poruszą nasze serca.

Uważnie dobierajcie sobie współpracowników

Parafrazując apostoła: każdego badajcie, a tego, który szlachetny, zachowujcie. Uważajcie na to, kto tworzy wasze najbliższe otoczenie. Wybierajcie świętych, zwalniajcie karierowiczów. Nie każdy kocha Kościół jak matkę: niektórzy kochają Kościół jak korporację, która da im awans i pieniądze do kupienia tego, co kochają naprawdę. Taka postawa wymaga nawrócenia, a nie ukorzeniania przez powierzanie ważnych funkcji w diecezji.

Po kilku latach przyglądania się, jak działają kurie diecezjalne i inne kościelne instytucje rozumiem coraz lepiej związany z tym poziom trudności. Przyznam, że jest dość wybitny.  Ale takie trudności są do pokonania. Widzę wspaniałe efekty dobierania sobie takich współpracowników, którzy nie tylko są sprawnymi pracownikami, ale ludźmi wierzącymi, pokornymi i pobożnymi, którym zależy na Kościele, a nie tylko na swojej posadzie. Widzę mądre i sprawiedliwe działania biskupów, którzy reagują na różne nieprawidłowości w swoich najbliższych kręgach - oraz przerażające skutki zostawiania rzeczy tak, jak od lat są, a dalekich od nawrócenia ludzi na stanowiskach tylko dlatego, że potrafią zarabiać pieniądze.

Porzućcie przekonanie, że w kryzysie można milczeć, bo „prawda sama się obroni”

Z perspektywy ostatnich trzech lat z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że niewiele jest rzeczy tak rozczarowujących i budzących zwątpienie w Kościół, jak wasze milczenie w momentach kryzysu. Przestańcie wierzyć w to, co powtarzają wam wątpliwi specjaliści od kryzysów: że prawda sama się obroni, więc nie trzeba do niczego się odnosić od razu. Że wystarczy poczekać kilka dni, tydzień, może miesiąc, aż sytuacja się uspokoi, a ludzie zajmą się czymś innym. To bardzo wygodne, ale ta strategia nie działa już od kilku lat, o ile działała kiedykolwiek, a w 2025 roku będzie jeszcze bardziej nieskuteczna. Jako dziennikarka i obserwatorka mediów wyjaśnię w skrócie, dlaczego: gdy milczycie w ciągu pierwszych godzin, a czasem i dni po tym, jak w waszej diecezji wydarzył się jakiś skandal, oddajecie przywilej prowadzenia medialnej narracji tym, którzy życzą Kościołowi jak najgorzej. Dzisiaj liczy się bowiem nie to, kto mówi prawdę, ale kto pierwszy trafi z przekazem do umysłów i serc: piszę to z goryczą, bo we mnie też nie ma na to zgody, ale naiwnością byłoby twierdzić, że jest inaczej.

Proszę, w kryzysach nie bądźcie naiwni. Nie czekajcie, aż „prawda sama się obroni”, bo po kilku dniach zwlekania i milczenia ta prawda będzie samotną wysepką na rozkrzyczanym oceanie miliona przeciwnych narracji i mało kto na nią natrafi. To nie znaczy, że w ciągu trzech minut musicie już wszystko wiedzieć i jasno wyłożyć – często to niemożliwe. Ale dajcie chociaż sygnał, że wiecie o sprawie, że się nią jakoś zajmujecie. Nie czekajcie, aż media przycisną was i zmuszą do wydania oświadczenia. Nie informujcie przez rzeczników, że "żadnego oświadczenia nie będzie", gdy mnożą się domysły, spekulacje i zgorszenie. A jeśli przed reagowaniem od razu powstrzymuje was lęk albo niepobożne sprawy – receptę na to ma prorok Joel.

Nie odkładajcie działania ze strachu, że Kościół się zawali na waszej warcie

Powiem szczerze: ja to bardzo rozumiem. Ten lęk, że ludzie przypiszą wam nie wasze winy. To, że mierzycie się z zaszłościami, do których nie wiadomo, jak się zabrać i jedynym wyjściem wydaje się modlić się, żeby nie wypłynęły na waszej warcie. Że potrzeba czasem ogromnych zasobów siły, determinacji, wiary i pokory, by samemu otworzyć coś, przy czym puszka Pandory jest jak dziecięca zabawka, i zrobić z tym porządek. Wiem, że życie z wiekiem robi się coraz trudniejsze, że więcej jest dolegliwości, a mniej energii, więcej bezsenności, a mniej nadziei, a najtrudniejsza do odparcia pokusa to iść po linii najmniejszego oporu, od punktu do punktu, od zadania do zadania, i nie ruszać tego, co samo się jeszcze nie rozlało. Tylko że to jest droga donikąd. Była już testowana w polskim Kościele i wszyscy widzimy jej efekty.

Kościół wyewoluował z narodu wybranego. Historia zbawienia jest jasnym dowodem na to, jeśli Bóg chce, żeby coś trwało albo dał słowo, że będzie trwać – nic tego nie jest w stanie zmienić. Nic. Dlatego właśnie Kościół się nie zawali, gdy na jaw wyjdą wszystkie grzechy i zaniedbania w waszych diecezjach – te, których nie spowodowaliście i o których nie mieliście pojęcia i te, których mieliście świadomość,  ale baliście się ich dotknąć. Nie bójcie się. Ecclesia trwa. Jezus sam o nią dba, z całą miłością, jaką trudno sobie wyobrazić. Nie da zrobić jej krzywdy – ale też nie pozwoli, by brud i grzech zapanowały nad świętością i czystością. Najbliższy rok, tak, jak poprzedni i jeszcze wcześniejszy, wciąż będzie czasem oczyszczenia: kolejne autorytety sięgną dna, wyjdą na jaw kolejne ciężkie przewinienia i zaniedbania. Nie jest łatwo być oczyszczanym przez Pana: to boli, jest czasem przerażające, chwilami wygląda, jakby wszystko miało się skończyć. Ale się nie kończy. Płoną zanieczyszczenia i paprochy, aż wszystko się wyczyści i wypali do końca.
Proszę, bądźcie drogą do tego, nie przeszkodą.

Doceniajcie swoich księży i budujcie ich autorytet

Wiem, że to trudne zwłaszcza w dużych diecezjach, gdzie jest wielu kapłanów, bo nie jest łatwo wszystkich poznać i być na bieżąco, ale to teraz bardzo potrzebne: doceniajcie księży, których macie u siebie. Nie tych, którzy robią wszystko tylko po to, by się wam przypodobać, być w biskupiej łasce, bo ona otwiera tyle możliwości. Tych, którzy robią wszystko, by być w Bożej łasce i otwierać wiele możliwości duchowych dla ludzi im powierzonych. Doceniajcie ich publicznie. Pokazujcie swoim wiernym tych kapłanów, którzy potrafią głosić Słowo z mocą, którzy świetnie spowiadają, którzy zachęcają ludzi do wiary.

Widzę, że w wielu diecezjach na aprobatę biskupa pracuje się tym, co materialne. Nie tylko dochodem z parafii, ale jej utrzymaniem, „wyładnieniem”, remontami, polbrukami i  wymianą okien. Dobrego gospodarza poznaje się po ładnym dachu: co z tego, że stado spod dachu w międzyczasie się rozpierzchło, szukając pożywienia na własna rękę. Proszę, nie zapominajcie, że bardziej trzeba doceniać tych, którzy dach mają brzydki, ale pod nim mnóstwo pięknych ludzi, tych, którzy wydają pieniądze na odnawianie wspólnoty, a nie ogrodzenia.  

Przyznam, że brakuje mi bardzo w naszym Kościele tego, żeby biskup chwalił się swoimi ludźmi przed światem: tymi mądrymi duchowymi przewodnikami, których ma w diecezji. By polecał ich inicjatywy w listach pasterskich, promował książki i rekolekcje. Czasem aż żal, gdy się wchodzi na stronę diecezji, w której są świetni księża, tworzący różne rozwijające w wierze inicjatywy, piszący mądre książki, organizujący fantastyczne rekolekcje – a na stronie nie ma o tym nawet małej wzmianki. Uważam, że to byłoby coś naprawdę dobrego, gdyby strona diecezjalna nie była tylko pamiętnikiem i kroniką biskupów miejsca i gablotką ogłoszeniową kurii i okolic, ale także przestrzenią, w której pokazuje się mądrych i dobrych księży i to nie tylko wtedy, gdy zmieniają przydział albo umierają.

Piszę z troski i miłości, nie po to, żeby wbić szpilkę na nowy rok

I jeszcze na koniec jedna uwaga, bo tekst ma to do siebie, że łatwo wyjąć z niego to, co zabolało, i przypisać autorowi złe intencje. Moja intencja jest jedna i dobra: zadbać o Kościół. Jestem wdzięczna tym z was, którzy to robią: widzę wiele dobra, która wydarza się w diecezjach i wiele starań o to, by Kościół miał się jak najlepiej. Widzę troskę, poświęcenie, pokorę, pobożność, miłość. Doceniam to. 

Mój tekst nie jest też pretekstem do tego, by pod pozorem mówienia o Polsce nakreślić obraz jednej diecezji: pisałam go, myśląc o wielu różnych diecezjach, o różnych problemach, o różnych sytuacjach. Nie przeciwko komuś, ale dla wszystkich. Nie z myślą o nazwiskach i twarzach, ale mechanizmach i nawykach. Po to, by każdy, komu na tym zależy, wziął sobie z niego to, co go poruszyło - może zabolało, może zainspirowało - i poczuł się zaproszony do choćby jednej, małej zmiany.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marta Łysek

Zło jest bliżej niż ci się wydaje…

Sokółka, mała urokliwa miejscowość na Podlasiu. Spokojne życie mieszkańców przerywa zagadkowe zaginięcie proboszcza. Strach i napięcie potęguje wiadomość, że w okolicy doszło do brutalnej zbrodni.

Grzegorz Sobal, kiedyś...

Skomentuj artykuł

List do polskich biskupów na nowy rok
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.