Samobójstwa księży oskarżonych o pedofilię
Podpalenia się jednego z duchownych oskarżonych o pedofilię, powieszenia się innego nie można przyjąć obojętnie, bo nie jest "po sprawie". Obie śmierci dzieli krótki okres czasu, różnica wieku i stażu kapłańskiego oraz ilość stawianych owym duchownym oskarżeń.
Choć z prawnego punktu widzenia postawiono wobec nich te same zarzuty, każdy z nich jako człowiek był różny. To, co ich jednak "połączyło" to odebranie sobie życia w trakcie oczekiwania na wyrok sądu. Czy załamali się dlatego, że byli niewinni, czy dlatego, że nie udźwignęli ciężaru stawianych im zarzutów. O winie decyduje sąd, ale każdy, kto próbuje zrozumieć dlaczego do tego doszło, ma prawo pytać o motywy.
Wyciągnięcie wniosków z tych bolesnych wydarzeń może uchronić innych duchownych - słusznie bądź niesłusznie oskarżanych o przestępstwa wobec nieletnich - przed pokusą takiego "rozwiązania". Każde samobójstwo jest tragedią, ale żadnego nie można z góry traktować jako "alibi".
Zakładanie, że nie warto roztrząsać tych kwestii dlatego, że są to przypadki "marginalne" nie jest trafne. Po pierwsze dlatego, że nie można arbitralnie wyznaczyć ilu duchownych "ma" odebrać sobie życie, aby poważnie zastanowić się nad tym, co ich do tego pchnęło. Po drugie, każda taka śmierć ma znaczenie dla tych, którzy czuli się przez oskarżonych duchownych wykorzystani. Po trzecie, milczenie jest wyrazem braku solidarności z tymi, którzy z owymi duchownymi byli jakoś związani, i teraz cierpią ponieważ tamci ich opuścili. Ich bliscy pozostawieni są z pytaniem dlaczego to zrobili skoro twierdzili, że byli niewinni? Dlaczego nie szukali u nas pomocy?
Konfrontacja z oskarżeniami o pedofilię jest trudnym procesem i najczęściej zaczyna się od zaprzeczenia faktom ze strony sprawcy - nie inaczej jest wśród duchownych, co potwierdzają badania psychologiczne i orzeczenia sądowe. Zakładanie więc, że duchowni oskarżeni o takie przestępstwa będą się zachowywali inaczej tylko dlatego, że są "ludźmi poświęconymi Bogu i Kościołowi" nie może być jedynym kryterium.
W przypadku pedofilów musimy pamiętać, że jednym z objawów ich zaburzenia jest degeneracja sumienia - nie oznacza to jednak, że go nie mają. Potrafią odróżniać dobro od zła, ale w innym "kluczu" oceniają swoje zachowanie, nie czując najczęściej wyrzutów sumienia, i błędnie rozumiejąc empatię wobec ofiary. Czasami, aby pozbyć się wątpliwości czy ludzkich odruchów współczucia, odurzają się substancjami psychoaktywnymi.
Oba przypadki samobójczych śmierci duchownych pokazują, że krytycznym momentem - który może być przełomem, albo kolejną tragedią - jest okres pomiędzy oskarżeniem księdza o popełnienie czynów przestępczych a ogłoszeniem wyroku. Jest to moment szczególnej izolacji w której duchowny pozostawiony jest samemu sobie w zmaganiu się z prawdą o seksualnym i emocjonalnym wykorzystaniu nieletnich ofiar.
Jak pokazują doświadczenia innych Kościołów lokalnych jest to moment trudny zarówno dla tych, którzy są winni, jak i tych, którym winy nie udowodniono. Poczucie stygmatyzacji, pogłębione najczęściej niechęcią, lękiem i wrogością ze strony otoczenia, doprowadzić może do poczucia osaczenia z którego jedynym wyjściem wydaje się śmierć.
Lęk przed odsiadką nie jest tu bez znaczenia, bo tajemnicą poliszynela jest to, co dzieje się za kratkami z gwałcicielami dzieci i nieletnich. Niewiara w moc boskiego przebaczania albo błędnie rozumiana idea odkupienia swoich grzechów może nasunąć myśl, że jedynie śmierć jest odpowiednim wynagrodzeniem. Nie możemy wykluczyć także motywu odebrania sobie życia po to, żeby pozostać "ofiarą", i w ten sposób oskarżającym "zamknąć usta".
Niektórzy pytają, czy w tych konkretnych przypadkach nie mógł to być kryzys spowodowany niesprawiedliwym potraktowaniem i odwróceniem się od tych księży ich przełożonych i najbliższych? Takich zarzutów nie można postawić przełożonym gdyż działali oni zgodnie z wymogami prawa kanonicznego. Nie wiemy, co napisali w "listach pożegnalnych" księża-samobójcy, żadna z kurii nie poinformowała jednak, że byli leczeni psychiatrycznie.
Nie możemy więc wykluczyć, że motyw ich postępowania nie miał związku z rangą postawionych im oskarżeń. Wiemy jednak, że nie poradzili sobie z kryzysem w którym się znaleźli. Myśląc więc o ochronie i pomocy ofiarom nadużyć ze strony duchownych, co powinno być priorytetem w przeciwdziałaniu skutkom przemocy seksualnej, musimy również pamiętać o samych oskarżonych. Nie chodzi o to, aby ich "wybielać", ale pomóc im w konfrontacji ze stawianymi im zarzutami. Polityka "zerowej tolerancji" wobec duchownych oskarżonych o pedofilię nie może być synonimem pozostawiania ich samym sobie w oczekiwaniu na wyrok sądu - który ich skażę bądź uniewinni. Niektórzy nie znajdują motywacji, aby doczekać tego momentu.
Wydaje mi się, że ostatnie wydarzenia pokazują, iż przełożeni duchownych oskarżonych o pedofilię muszą zadbać o ich bezpieczeństwo poprzez stworzenie warunków dla interwencji kryzysowej. To nie jest synonim wysłania księdza na psychoterapię, ale podjęcie kroków mających zminimalizować skutki traumatycznego wydarzenia jakim jest postawienie mu oskarżeń, na które może zareagować myślą o śmierci. Nie wiemy czy obaj samobójcy byli czy nie byli winni, ale wiemy, że to nie tak musiało się skończyć. Tak czy inaczej pozostaje to tragedia, której nie warto powielać.
Samobójstwa duchownych oskarżonych o pedofilię nie są pociechą dla ich ofiar, nie są również odkupieniem win. Chyba warto zacząć myśleć - a powinni to zrobić najpierw biskupi i wyżsi przełożeni zakonni - o wprowadzeniu do kanonicznych procedur postępowania wobec duchownych oskarżonych o pedofilię profesjonalnej interwencji kryzysowej. Nikomu na siłę nie da się pomóc, ale dzięki profesjonalnej pomocy psychologicznej można zapobiegać samobójstwom. Samobójstwo jest zawsze aktem desperacji, a my przecież wierzymy, że tylko prawda wyzwala.
Możliwość publikacji tekstu na stronie internetowej jest okazją do wymiany opinii na jego temat. Tekst ten jest przeróbką wcześniejszego komentarza w odpowiedzi na pytania oraz krytykę ze strony internautów. Czas pokaże, czy myliłem się sugerując, że w obu tych przypadkach głównym motywem samobójstw były wniesione oskarżenia z którymi sobie nie poradzono. Oskarżenia, które były uzasadnione.
Przeczytaj uaktualnioną wersję poniższego tego tekstu
Konfrontacja z oskarżeniem o pedofilię najczęściej zaczyna się od zaprzeczenia faktom ze strony sprawcy - nie inaczej jest wśród duchownych. Jednym z psychopatologicznych objawów pedofilów jest degeneracja sumienia - nie oznacza to jednak, że go nie mają. Potrafią odróżniać dobro od zła, ale w innym "kluczu" oceniają swoje zachowanie, nie czując najczęściej wyrzutów sumienia, i błędnie rozumiejąc empatię wobec ofiary. Czasami, aby pozbyć się wątpliwości czy ludzkich odruchów współczucia, odurzają się substancjami psychoaktywnymi.
Krytycznym momentem - który może być przełomem, albo kolejną tragedią - jest okres pomiędzy oskarżeniem duchownego o popełnienie czynów przestępczych a ogłoszeniem wyroku. Jest to moment szczególnej izolacji w której duchowny-pedofil pozostawiony jest samemu sobie w zmaganiu się z prawdą o seksualnym i emocjonalnym wykorzystaniu nieletnich ofiar.
Poczucie stygmatyzacji, pogłębione najczęściej niechęcią, lękiem i wrogością ze strony otoczenia, doprowadzić może do poczucia osaczenia z którego jedynym wyjściem wydaje się śmierć. Lęk przed odsiadką nie jest tu bez znaczenia, bo tajemnicą poliszynela jest to, co dzieje się za kratkami z gwałcicielami dzieci i nieletnich.Niewiara w moc boskiego przebaczania albo błędnie rozumiana idea odkupienia swoich grzechów może nasunąć myśl, że jedynie śmierć jest odpowiednim wynagrodzeniem.
Myśląc o ochronie i pomocy ofiarom nadużyć ze strony duchownych, co powinno być priorytetem w przeciwdziałaniu skutkom przemocy seksualnej, musimy również pamiętać o samych sprawcach. Nie chodzi o to, aby ich "wybielać", ale pomóc im w konfrontacji z prawdą o popełnionych czynach. Polityka "zerowej tolerancji" wobec duchownych-pedofilów nie może być synonimem pozostawiania ich samym sobie.
Wydaje mi się, że ostatnie wydarzenia pokazują, iż przełożeni duchownych oskarżonych o pedofilię muszą zadbać o ich bezpieczeństwo poprzez stworzenie warunków dla interwencji kryzysowej. To nie jest synonim wysłania księdza na psychoterapię, ale podjęcie kroków mających zminimalizować skutki traumatycznego wydarzenia, jakim dla takich duchownych pozostaje odkrycie prawdy o ciemnej stronie ich życia.
Skomentuj artykuł