Seks jest najważniejszy?
Seks jest ważny. Są ludzie, którzy się od niego powstrzymują z różnych względów, też ze względu na miłość. Ale są i tacy, którzy widzą, że jego brak bardzo im utrudnia harmonijne życie emocjonalne, a więc grozi jakości ich miłości.
Nad Wisłą jednak seks jest najważniejszy.
Skąd taki wniosek? Bo gdy dowiadujemy się z korespondencji między biskupami regionu Buenos Aires a papieżem Franciszkiem, że droga do przyjmowania sakramentów świętych przez żyjących w powtórnych związkach nie jest absolutnie zamknięta, to w Polsce słyszymy, że co prawda jeszcze nie przeanalizowaliśmy Amoris Laetitia (i robimy to wolno zgodnie z wytycznymi papieża), to jednak możemy odpowiedzieć, że u nas w Polsce żyjący w takich związkach nie otrzymają Komunii św.
W świetle wcześniejszej wypowiedzi przedstawicieli hierarchii, że u nas nic się nie zmieni, rozumiem, że jednak zostaną dopuszczeni do sakramentów, lecz tylko wtedy, gdy zrezygnują z seksu (mówiąc potocznie).
Tak do tej pory (zresztą od niedawna) było prowadzone duszpasterstwo par "nieregularnych" (papież Franciszek nie lubi takiego sformułowania). Warunkiem "uregulowania" było wyrzeczenie się seksu.
Amoris Laetitia i wspomniana korespondencja mówią wyraźnie o takiej opcji. To jest jeden ze sposobów pojednania z Kościołem i jednoczesnego kontynuowania życia rodzinnego, a więc tworzenia środowiska sprzyjającego rozwojowi dzieci. Jest to dla ludzi, którzy nie mają szans na odtworzenie pierwszego związku, a jednocześnie podjęli zobowiązania, których nie mogą sobie ot tak porzucić, jeśli mamy mówić o poczuciu odpowiedzialności. Być może kiedyś postąpili nieodpowiedzialnie. Ale to nie znaczy, że powinni powielać tamte błędy.
Nie wystarczy dzieciom przekazać życie fizyczne. Jesteśmy odpowiedzialni za to, by przekazać im też życie duchowe i psychiczne, a to oznacza staranie się o to, by wzrastały w zdrowej rodzinie.
Są tacy, którzy rozeznają, że mogą taką rodzinę stworzyć, nie współżyjąc seksualnie. Są jednak i tacy, którzy rozeznają, że seks jest im potrzebny do stworzenia takiej rodziny.
To przekonanie wypływa z nauczania Kościoła. Jan Paweł II, nie tylko w Familiaris Consortio, nauczał za Soborem Watykańskim II, że celem współżycia nie jest tylko "przysparzanie" potomstwa, ale też jednoczenie małżonków, mówiąc potocznie, "cementowanie" rodziny. Seks służy nie tylko temu, by rodzice mieli dzieci, ale też i temu, by "byli jedno".
Skąd się bierze miłość nadopiekuńcza? Dlaczego tyle dzieci czuje się zagrożonych w swoich rodzinach? Jak się rodzą problemy emocjonalne? Można powiedzieć, że to retoryczne pytania. Wiemy dobrze, jak duży wpływ mają tutaj niedostatki w życiu emocjonalnym rodziców. Gdy ktoś jest nieszczęśliwy w swojej relacji małżeńskiej, trudno mu kochać dzieci harmonijną, bezpieczną miłością. Oczywiście nie chodzi tu tylko o seks; o jego brak czy o jego jakość.
Jednak jego znaczenie potwierdza praktyka Kościoła. Jako duszpasterz miałem do czynienia z parami studenckimi, które mieszkały razem, ale nie współżyły. Wiem, jak strasznie się męczyli i jak wiele nerwowości wkradało się w ich życie. Dobrze wiemy, że mieszkanie jak "brat z siostrą" w pewnym wieku (dość długim) też nie jest rozwiązaniem. Dlatego Kościół nie od każdego przyjmuje zobowiązanie do wspomnianej wstrzemięźliwości seksualnej. Trzeba rozeznać, czy to nie będzie zbyt duży problem zagrażający jedności małżeńskiej. Zresztą z katechizmu wiemy, że nieuzasadnione odmawianie współżycia w małżeństwie jest grzechem.
Seks jest ważny. Są ludzie, którzy się od niego powstrzymują z różnych względów, też ze względu na miłość. Ale są i tacy, którzy widzą, że jego brak bardzo im utrudnia harmonijne życie emocjonalne, a więc grozi jakości ich miłości.
Ludzie żyjący w powtórnych związkach to najczęściej ludzie, którzy doświadczyli niepowodzenia w miłości. Często "nieodwracalnego" niepowodzenia. Teraz chcą kochać jak najlepiej, chcą dobrze kochać, owocnie, nikogo nie krzywdząc. Pragną rozeznać, co robić, by nie krzywdzić siebie, tego, z kim wcześniej tworzyli małżeństwo, tego, z kim są obecnie i razem odpowiadają za stworzenie środowiska jak najlepszego dla wzrastania dzieci. By też nie krzywdzić tych, którzy stoją z boku, a może potrzebują wsparcia w budowaniu swojego małżeństwa (by im nie podcinać skrzydeł jakimś deprecjonowaniem wagi sakramentu). To nie jest łatwe, ale nie oznacza, że mają rezygnować z dążenia do doskonałości. Bo miłość jest tego warta.
Amoris Laetitia wskazuje wiele dróg. Ostrzega, że nie każda jest dla każdego. Ale realistycznie patrzy na rolę seksu i na wagę sakramentów. Bo to, że gdy chce się posmakować mięsa w piątek, to wystarczy przekroczyć graniczną Odrę (a w pewne szczególne dni dzielącą Warszawę Wisłę), jest raczej wesołe niż straszne. Natomiast dostępność do Sakramentu Pojednania i do Najświętszego Sakramentu to dla katolika "życiowa" sprawa.
Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".
Skomentuj artykuł