Siostra Chmielewska: dlatego jest mało świętych kobiet
Mam wrażenie, że statystycznie większość kanonizowanych świętych to mężczyźni. Wniosek prosty, o gender zahaczający - pisze siostra Małgorzata Chmielewska.
Dzwonią i piszą ludzie. Spotkali człowieka bezdomnego i chcą pomóc. Często na nawiązanie relacji, przekonanie, że tak nie można, żyć pod płotem, poświęcili sporo czasu, energii i….pieniędzy. Nie zawsze się udaje, ale próbować trzeba. Krąg nieobojętnych jest szeroki.
Nasz wędrowiec, co go policja pięć razy przywoziła i cztery wybywał następnego dnia, jest i zaczyna mu być dobrze. A jak komuś dobrze, to nie zmienia na źle, chyba, że głuptas jest, a on nie jest.
10 prawie dni dwóch młodych bawiło jedną starą - Błażej Strzelczyk (Tygodnik Powszechny) i Piotr Żyłka (DEON.pl) w Nagorzycach, a bawili mnie. Chłopaki mają mądre głowy i serio Pana Boga biorą. Nauczyli mnie robić selfie, stracili kilka książek, które mój synek potrafił znaleźć w najgłębszym schowku i zagarnąć. Życie z ubogim w realu. Worów z odzieżą ponosili sporo, gadali, słuchali i wyjechali.
Grupa facetów z Tarnobrzega skrzyknęła się i działa pod wodzą O.Wojciecha- Dominikanina. Na szczęście panowie ruszają się w Kościele, bo Kościół babski ułomny jest w połowie, jako, że Pan Bóg stworzył panią i pana, żeby jedna całość była. Jakoś się utarło, że modlitwa i dobre uczynki to kobieca sfera w życiu świeckich. Wystarczy popatrzeć na skład kół Caritas czy na mszę pójść do parafialnego kościoła. Większość to kobiety. Jest sporo już grup mężczyzn aktywnie poszukujących i działających w różnych miejscach. Przywieźli co uzbierali-żywność i odzież.
Mam wrażenie, że statystycznie większość kanonizowanych świętych to mężczyźni. Wniosek prosty, o gender zahaczający: jak kobieta jest dobra, to jest normalka i nikt jej z tego powodu na ołtarze nie wynosi. Dla mężczyzny to taki wysiłek, że aż mu honory trzeba oddać. Spokojnie, to moja prywatna i przewrotna interpretacja faktu, założywszy, że prawdziwe jest zdanie pierwsze.
Zmarły dwie nasze mieszkanki. Mamy kolejne plecy w Niebie.
Artur rozwinął się w nowym miejscu szeroko, bo zakamarków tu mnóstwo i pokoi też. Wszystko przeszukał i poznosił różności do swojego pokoju. Biegiem dopasowaliśmy klucze do pomieszczeń i z Marią, która z nami zamieszkała trenujemy sprawność: znajdź właściwy klucz i potem pamiętaj o schowaniu. No i gdzie chowasz. Wprawimy się. Imponuje mi spryt i wytrwałość synka w poszukiwaniu szczęścia. Starej płyty, gazety, książki czy jakiejś figurki. Jest lepszy niż św.Antoni w tym znajdowaniu. Może zostanie patronem poszukiwaczy radości z rzeczy małych?
Kot Garfield odważył się wyjść na dwór po raz pierwszy w nowym miejscu. Całą chyba noc przesiedział na drzewie, bo nie wziął pod uwagę, że niejaka Łapa puszczana jest na noc, a psina ta kociego rodu nie lubi. Starałam się to sierściuchowi wytłumaczyć zanim otworzyłam drzwi, pod którymi się darł ku wolności. Cóż, jak się nie słucha mądrzejszych, to się ląduje na lipie. Dziś już o wyjście nie prosi. Nie każda wolność jest wolnością prawdziwą.
I tylko za Zochcinem czasem z Arturem tęsknimy, ale nic nie jest dane na zawsze.
Na Potrzebnej bal był - zdomni z bezdomnymi, starzy z młodymi. A na Stawkach chór z Anina rozrywki dostarczał. I kto mi powie, że u nas nudno albo że na świecie nie ma fajnych, dobrych ludzi? I że trzeba mieć wiele, żeby dawać szczęście?
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł