Smoleńsk, ciała, rewolucja
W jednej z powieści Agathy Christie Herkules Poirot rozwiązuje zagadkę morderstwa popełnionego w czasie przyjęcia z okazji Halloween. Przy tej okazji wyraża zdziwienie z powodu angielskich obyczajów. Mówi, że my, Belgowie - czyli katolicy - zamiast upiornych obrzędów zapalamy lampkę na grobach zmarłych i odmawiamy modlitwę.
Majestat śmierci jest dla katolika bardzo ważny. Szacunek dla osoby złożonej z duszy i ciała, jej specjalny status, który wynika z pewności o nadprzyrodzonym powołaniu człowieka, nakazuje nam z szacunkiem odnosić się do ciała zmarłego, do godnego pochówku i modlitewnej pamięci. Tu nie ma upiorności - jest za to tajemnica.
Desakralizacja współczesnego świata to także odarcie śmierci z jej tajemniczości, a bardzo często także niezrozumienie tego, czym jest ludzkie ciało, jak należy je szanować i z jaką delikatnością obchodzić się z nim nawet po śmierci. W Szwecji, na przykład, 45% urn ze skremowanymi ciałami zmarłych nie zostaje nigdy odebrana przez rodzinę. Rzecz wydawałoby się nie do pomyślenia w Polsce, gdzie Wszystkich Świętych i Zaduszki mają specjalną oprawę i gdzie jedzie się z drugiego końca świata, by tylko zapalić na grobie lampkę. To jest ta część naszego katolickiego dziedzictwa, która sprawia, że jesteśmy bardziej ludzcy, że mamy więcej zrozumienia dla tajemniczego powołania człowieka.
W tym kontekście informacje o tym, w jaki sposób Rosjanie obchodzili się ze zwłokami ofiar katastrofy smoleńskiej, budzą przerażenie. Nagie ciała włożone do foliowych worków, wewnątrz zaszyte chirurgiczne rękawiczki. Pobieżnie zrobione sekcje. Do tego dochodzi skandaliczny sposób, w jaki obchodzono się z rodzinami i jak kłamano na temat sekcji i identyfikacji zwłok. To tylko część całości, która zamyka się w temacie: śledztwo i zachowanie Rosji oraz Polski po katastrofie smoleńskiej. Trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla tego działania.
Tak, oburzajmy się tym. To jest kwestia kulturowej wrażliwości, której nie powinniśmy się nigdy pozbawiać. Wierzę, że to oburzenie jest ludziom wspólne - niezależnie od tego, na jaką partię głosują, niezależnie od tego, czy uważają tę katastrofę za zamach lub wypadek. Tym razem chodzi o coś innego, o to, czy jesteśmy jeszcze w stanie szanować człowieka? Oburzajmy się, nawet jeśli nie mamy poczucia, że to cokolwiek zmieni. Są bowiem takie elementy naszego dziedzictwa kulturowego, bez których zatracimy się zupełnie.
Jako katolicy o różnych poglądach na to, co się stało w Smoleńsku, pomódlmy się za zmarłych, których zwłoki tak potraktowano i za rodziny, które teraz muszą poznawać te informacje. Nie żyjemy w fikcyjnym świecie. To wszystko dotyka prawdziwych ludzi. My zaś pozostajemy w niewiedzy.
W szaleńczych tekstach, które pisano po katastrofie smoleńskiej - tych wszystkich o graniu trumnami, w kpinach z ofiar, w smoleńskich dowcipach - więc w tym był zalążek niebezpiecznej rewolucji, której skutki trudno jeszcze oszacować. To rewolucja w stosunku człowieka do śmierci w każdym jej wymiarze - tym transcendentnym, tym czysto ludzkim i tym wyłącznie cielesnym. Chodzi o rewolucję, która - co do tego nie mam żadnych wątpliwości - sprawia, że jesteśmy mniej ludzcy.
To zresztą temat dobry na Wielki Post, który ma nas przygotować na przeżycie tajemnicy śmierci i zmartwychwstania.
Skomentuj artykuł