Tajemnice katolicyzmu
W katolicyzmie jest wiele rzeczy, które moglibyśmy nazwać tajemnicami lub misteriami wiary.
Przykładem najmniej znaczącym, i pewnie przez niewielu poddawanym refleksji, jest rzecz, która co roku do mnie wraca na okoliczność Wielkiego Postu. Zadaje sobie bowiem pytanie, dlaczego jest tak niewiele czasu między końcem okresu Bożego Narodzenia a początkiem Postu?
W niektórych latach, jak chociażby w obecnym 2016 roku, ma się wrażenie, że ledwo co włosy Jezusa przeschły po przyjętym chrzcie w wodach Jordanu, a już trzeba rozważać Jego męczeńską śmierć. Gdybym został kiedyś odpowiedzialnym za Rok Liturgiczny w Kościele (to bardzo mało prawdopodobny scenariusz), rozciągnąłbym okres zwykły aż do początku roku kalendarzowego, by w ten sposób można było usłyszeć więcej o publicznej działalności Jezusa.
Druga rzecz, która mnie zastanawia, to dlaczego w środę popielcową słyszymy we fragmencie Ewangelii, jak Jezus mówi: "Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu" (Mt 6,17), a potem zachęcamy ludzi, by wychodząc na sam środek kościoła, przyjmowali popiół na swoje głowy, wiedząc, że przez to wszyscy wokoło będą wiedzieć, że dana osoba czyni post?
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że odpowiedź na moje wątpliwości mieści się w obszarze tradycji Kościoła, jednak co roku nie mogę przed nimi uciec, odczuwając ironię sytuacji.
Ostatecznie, nie potrafię również zrozumieć, dlaczego jeśli nie sprawujemy w Wielki Piątek Eucharystii, by podkreślić wielkość straty, jaka dokonała się na Krzyżu, rozdajemy Komunię świętą? I znowu, przyjmuję, że odpowiedź nie jest oczywista, ale poczucie swoistego zdziwienia pozostaje.
Kwestie te to zaledwie liturgiczne "zagadki", a nie prawdziwe misteria wiary. Osadzone są one na gruncie bogatej tradycji Kościoła, w której czynniki historyczne i racjonalne odgrywały ważną rolę.
Są również prawdziwe misteria wiary, prawdy, które wymykają się naszej logice. W mojej ocenie najtrafniejsza definicja misterium znajduje się w wybitnej pozycji, jaką jest "Wielki słownik teologiczny".
Pod hasłem "misterium" opracowanym przez Philipa Gleesona OP czytamy, że jest to: "rzecz ukryta, która została ujawniona, niedostępna, która zaprosiła do przekroczenia swoich progów, rzecz nieznana, dająca prawdziwe zrozumienie", tak jak Trójca, Wcielenie czy nade wszystko sam Bóg.
Misterium, nad którym najczęściej z podziwem się zatrzymuję, to dwie natury Jezusa. Rzeczywistość złączona z tajemnicą Wcielenia. Jezus Chrystus, jak określił to jeden z pierwszych soborów Kościoła, jest "w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem".
Prawda ta jest dla mnie nieskończenie fascynująca. W jaki sposób można być w tym samym czasie i Bogiem, i człowiekiem. Jak to jest móc przebywać w otoczeniu takiej wyjątkowej osoby?
Pamiętamy oczywiście, że zarówno uczniowie, jak i tłum był "pełen podziwu" i "zadziwienia" wobec tego, co Jezus mówił i czynił? Czym było przebywanie w Jego obecności?
Kolejne nurtujące mnie pytanie płynie z innego jeszcze misterium: czy Jezus miał świadomość swojego bóstwa już od samego początku swojego ziemskiego życia, tak jak twierdzą niektórzy wierzący? Czy może Jego boskość odkrywana była stopniowo, wraz z upływem czasu?
Jedną z rzeczy, wciąż powtarzanych podczas moich studiów teologicznych, była prawda, że Jezus jest zawsze w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem.
Przypuszczam, że jeślibyście zapytali mnie przed moim studiami o tę kwestię, to pewnie odpowiedziałbym, że oczywiście wierzę, że Jezus jest Bogiem i człowiekiem, jednak, jak większość ludzi, miałbym tendencje do rozdzielania tych dwóch rzeczywistości.
Niektóre fragmenty Pisma Świętego zdają się uprzywilejowywać boskość Jezusa, takie jak uzdrowienia fizyczne czy cuda. Inne z kolei mocno akcentują Jego ludzki wymiar, przykładem jest choćby moment, w którym Jezus wydaje się tracić cierpliwość wobec niewiary ludzi, nazywając ich "plemieniem przewrotnym i niewiernym" (Łk 9,41).
Nie można zapominać, że Jezus nie jest raz Bogiem, a innym razem człowiekiem. Chrystus jest zawsze Bogiem-człowiekiem, jednocześnie. Podczas pracy w zakładzie stolarskim w pełni jest Bogiem. Podczas wskrzeszania z martwych Łazarza - w pełni człowiekiem.
Sposób, w jaki dostrzegamy dwie natury Jezusa, wpływa na to, jak przeżywamy wydarzenia Wielkiego Postu, a w szczególności Wielkiego Piątku. Jeśli przeakcentujemy bóstwo Zbawiciela, możemy mieć problem z uznaniem, że Jezus cierpiał na krzyżu tak jak każdy inny śmiertelnik. Gdy zbytnio skupimy się na człowieczeństwie, trudno będzie nam zbudować prawidłową więź z Bogiem.
Jeśli nie wierzymy, że Jezus na Krzyżu faktycznie cierpiał fizycznie, duchowo i emocjonalnie, mało prawdopodobne jest, że w sytuacji osobistego cierpienia zwrócimy się do Niego o pomoc. Pomyślimy pewnie: "Czy On w ogóle może mnie zrozumieć w moim cierpieniu".
W momencie gdy skupimy się wyłącznie na człowieczeństwie Jezusa, możemy zatracić przekonanie, że ma On również moc nam pomóc. "Po co mam prosić Jezusa o pomoc? Przecież On był tylko człowiekiem?". Świadomość współistnienia w Jezusie dwóch natur jest kluczową kwestią, jeśli chcemy wejść głębiej w Jego miłość.
Takie jest misterium. Niemniej warto się nad nim zatrzymać i pomyśleć, zwłaszcza w tym czasie Wielkiego Postu.
James Martin SJ - redaktor naczelny America Magazine. Autor książki "Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim"; Tekst pierwotnie ukazał się pod tytułem "A Lenten Mystery". Tłumaczenie Jarosław Mikuczewski SJ
Skomentuj artykuł