Takiemu Kościołowi daję lajka
"Maybe some striptize?" ("Może striptiz?") - ktoś słyszy pytanie, idąc Floriańską. "Cała ziemia jest pełna Jego chwały" - krzyczy tłum prawie za rogiem. Kościół wyszedł z kościoła. Tylko czy wystarczy nam odwagi na łagodzenie kontrastów?
Kontrast pomaga widzieć różnice. Pojawia się, kiedy wychodzimy. Nie tylko z murów kościoła, ale też ze wspólnot, w których przyznać się do Boga to nie wstyd. Z towarzystwa, gdzie punkt widzenia nie dzieli, a zwykle łączy. Z utartych schematów myślenia, bo one nie mieszczą tych o innych poglądach. Z każdego miejsca, w którym brakuje okazji na trening miłości.
Małymi krokami
Ojciec Józef Puciłowski, dominikanin, w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" mówi, że ciągle się boimy: "Większość naszych hierarchów boi się liberalizmu, gender i jeszcze licho wie czego. Gdyby apostołowie tak się zachowywali jak dziś Kościół w Polsce, dotąd siedzielibyśmy w grajdołku nad Jordanem. Nigdy nie wyszlibyśmy w świat, żeby się z nim zmierzyć, żeby z nim dyskutować".
W ostatnich tygodniach Kościół wyszedł na ulice. Nie dało się nie zauważyć eksplozji miłości i radości. Festiwalu jedności.
A wyszedł między innymi z Bazyliki Mariackiej. Małymi krokami. Bo najpierw na plac, potem na sam środek rynku. Była scena jak na duży event przystało, a na niej kapela śpiewająca dla Jezusa (to słowa wokalistki zespołu niemaGOtu). Był tańczący, około 60-letni pan z siwymi już włosami, ktoś z flagą Francji, ludzie ułożeni w pociąg przeciskający się przez tłum tysięcy osób. A w nim też ci obserwujący z niedowierzaniem. Ciekawi, ale ostrożni. Było uwielbienie Boga.
Bogu niepotrzebny PR
Ojciec Adam Szustak ze sceny mówił do kogoś, kto może właśnie miał randkę pod parasolkami w restauracji obok, szedł na imprezę do "Gorączki", albo stojąc z tyłu, sam nie dowierzał, że w ogóle się zatrzymał. Choć Bóg wcale nie potrzebuje PR-u, ktoś mógł usłyszeć: "dla Niego jesteś ważny, stoimy tu po to, żeby ci to powiedzieć".
Może jego słowa poruszyły dziewczynę z parasolką zapraszającą na striptiz, może pana, który zachęcony jej ofertą szedł w stronę czerwonych okien przy Grodzkiej albo kobietę chwiejnym krokiem zmierzającą do monopolowego? A może były dla kogoś, kto modlił się w pierwszym rzędzie z rękami uniesionymi w górę?
Kontrasty bywają pozorne. Bo wszyscy jednakowo potrzebujemy Jego wyciągniętych rąk i otwartych ramion. Bo podział na "my" i "oni" jest tak samo bez sensu jak zamykanie się w schematach.
Kontrast znaczy, że jest dobrze
Mówią, że w czasie Festiwalu Conrada Kraków zamienia się w europejską stolicę literatury. Ostatnio stał się światową stolicą Królestwa Króla świata.
W rozmowie, o której już wspomniałam, ojciec Puciłowski mówi, że papież spotka: "Kościół radosny i kolorowy. A potem wyjedzie, my zaś powrócimy do codzienności". Nie wracajmy.
Zróbmy wszystko, żeby nie wrócić. Żeby różnice nie powodowały odwracania wzroku i udawania, że nie widzimy. Żeby szczęście nie myliło się nam ze świętowaniem życia na bezpiecznej kanapie, a strach nie paraliżował dobrych pomysłów. Od tego może od razu czerwone światła przy Grodzkiej nie zgasną, ale i w nas, i obok zrobi się jaśniej. Resztą zajmie się Bóg. Tylko potrzebne są Mu nasze oczy i ręce. I kontrasty. Bo one zawsze znaczą, że udało nam się wyjść.
Każde zdanie nadaje się na lead
"Bóg czegoś od ciebie oczekuje, Bóg czegoś od ciebie chce, Bóg czeka na ciebie. Bóg przychodzi, aby złamać nasze zamknięcia, przychodzi, aby otworzyć drzwi naszego życia, naszych wizji, naszych spojrzeń. Bóg przychodzi, aby otworzyć wszystko, co ciebie zamyka. Zaprasza cię, abyś marzył, chce ci pokazać, że świat, w którym jesteś, może być inny. Tak to jest: jeśli nie dasz z siebie tego, co w tobie najlepsze, świat nie będzie inny. To jest wyzwanie!"
"Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Czasy, w których żyjemy, nie potrzebują młodych kanapowych, ale młodych ludzi w butach, najlepiej w butach wyczynowych".
"Trzeba pójść na ulice, naśladując szaleństwo naszego Boga, który uczy nas spotykania Go w głodnym, spragnionym, nagim, chorym, w przyjacielu, który źle skończył, w więźniu, w uchodźcy i w imigrancie, w człowieku bliskim, który jest samotny".
Tak mówił Franciszek. Mówił do nas w taki sposób, że (jak ujął to ktoś z moich facebookowych znajomych) z dziennikarskiego punktu widzenia każde zdanie nadaje się na tytuł albo lead! Był nam w Polsce i w Krakowie bardzo potrzebny. No i wiadomo, co mamy robić .
PS: Jeśli szukasz inspiracji do wygrania z jakimś wyzwaniem albo znalezienia kontrastów, to zebrane w całość słowa Franciszka możesz przeczytać tu.
Edyta Drozdowska - redaktorka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie
Skomentuj artykuł