Tego desperacko potrzebują nasze dzieci, ale tak rzadko to dostają

Fot. Alexander Shalamov / Depositphotos.com

Nikt nigdzie nie powiedział, że rodzicielstwo jest łatwe - a jeśli tak mówił, to kłamał. Jednak to, co jesteśmy w stanie zrobić, co dziś możliwe jest do ofiarowania dzieciom, to nasz czas. Bezcenny dar. Dzieci potrzebują bycia wysłuchanym i przytulonym. Potrzebują świadomości, że jesteśmy obok, gdyby nas potrzebowały, w sytuacjach dla nich ważnych i trudnych. Choćby miał to być tylko kwadrans dziennie.

Od kilku dni noszę w sobie bardzo trudną refleksję. Trudną, bo naznaczoną bólem dzieci, którym dorośli powinni być wsparciem, a są nieobecni w życiu dziecka. Wszystko zaczęło się od spotkania z psycholog mojego syna, która pomaga mu uporać się z emocjami po śmierci babci. Smutne było to co usłyszałam: państwo spędzacie z synem dużo czasu, chłopiec dużo o tym opowiada. Wam nie muszę dawać do domu zadania byście spędzili z dzieckiem 15 minut dziennie, dziś jesteście pierwszymi. Był wieczór, psycholog przyjmowała dzieci od rana. Mówiła poważnie, upewniłam się… Byliśmy pierwszymi rodzicami, którym nie trzeba było mówić by spędzali z dzieckiem choćby kwadrans na dobę.

DEON.PL POLECA


Nie czuję się z tego powodu najlepszą matką świata, bo wiem jak trudno jest skupić się tylko i wyłącznie na dziecku, choćby przez pół godziny. Pomyślałam jednak, że smutne jest to, że rodzice mają czas przyprowadzić dziecko na terapię i płacić za nią niemałe pieniądze, zamiast pracować godzinę krócej i poświęcić ten czas na zabawę, rozmowę, spacer z dzieckiem. Tak jakby dziecko było przedmiotem – zacznie w nim coś szwankować, to odstawi się go do psychologa, zażąda od psychiatry tabletki na miłość i z głowy. Obowiązek rodzicielski zaliczony!

Moje dość trudne doświadczenia z gabinetu pani psycholog powtórzyły się dzień później, gdy mój syn - razem ze swoja klasą - przystępował do pierwszej spowiedzi świętej. Spowiedź nie jest łatwym sakramentem, ta pierwsza ma ogromne znaczenie dla dziecka. Dla nas było oczywistym to, że wybierzemy się do kościoła rodzinnie. Mój syn wiedział, że jestem obok. Jakiś czas stał w kolejce, wtulając się w moje ramię; po chwili powiedział, że chce być sam, więc odsunęłam się na bok; byłam, a moje dziecko miało tego świadomość. Wielu rodziców zrobiło podobnie, czuwając z boku, gdyby ich dziecko potrzebowało wsparcia. Uderzyła mnie jednak prośba jednego z kolegów syna, który wyszeptał do mnie „ciociu, przytulisz mnie?”. Zaskoczył mnie, nie tylko nazywając mnie ciocią. Nie wiedziałam o co chodzi, bo obok stała babcia, ale nie była chłopcem zbyt zainteresowana. Nie drgnęła nawet, gdy to ja przytulałam jej wnuka. Rodziców tego chłopca nie było w kościele w ogóle.

Choć mam dużą tolerancję dla tego, że każdy ma prawo przeżywać po swojemu zarówno sakramenty, jak i zwykłą szarą codzienność, tak nie potrafię przyjąć tego, że dzieci są w życiu tylko problemem do odhaczenia albo maskotką, którą można się pochwalić na Facebooku. Nie traktuje się ich jak ludzi z potrzebami, uczuciami, jako żywych jednostek.

Wiem, że ktoś może zarzucić mi przesadę i to, że jestem nadopiekuńcza. Znam dobrze moje dzieci, staram się z nimi rozmawiać i choć uczenie ich samodzielność jest ważne, to są takie sytuacje i przestrzenie, że nie wolno nam dzieci zostawiać samych sobie. Nie wolno nam dawać dziecku do ręki kolejnej zabawki albo pilota, zamiast spędzać z nim choćby kwadrans dziennie!

Owszem, można wpaść w dwa bieguny. Bycia nadopiekuńczym, ciągle krążącym nad dzieckiem, jak helikopter. Z drugiej strony, być rodzicem, który nie wie nic o własnym dziecku, ale zaprowadzi je bez grama wyrzutów sumienia do psychiatry, po to „by je naprawił”, nie dając mu ani zainteresowania, ani miłości. Bycie kimś pośrodku to trudna rodzicielska sztuka. Nikt nigdzie nie powiedział, że rodzicielstwo jest łatwe (a jeśli tak mówił, to kłamał). Jednak to, co jesteśmy w stanie zrobić, co dziś możliwe jest do ofiarowania dzieciom, to nasz czas. Bezcenny dar. Dzieci potrzebują bycia wysłuchanym i przytulonym. Potrzebują świadomości, że jesteśmy obok, gdyby nas potrzebowały, w sytuacjach dla nich ważnych i trudnych (nawet jeśli one dla nas takimi nie są…). Zróbmy sobie dziś mały rodzicielski rachunek sumienia. Na ile rzeczywiście jestem dla moich dzieci, choćby miał to być tylko kwadrans dziennie.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tego desperacko potrzebują nasze dzieci, ale tak rzadko to dostają
Komentarze (7)
AM
~Agnieszka Mikulska
15 maja 2023, 19:27
Tekst mnie zirytował. Psycholog opowiada matce dziecka, jakie zalecenia dała innym dzieciom z tego samego dnia (a gdzie tajemnica zawodowa?). Matka dziecka, zamiast skupić się na zaleceniach dla siebie, puchnie dumą, że nie jest jak ci inni, którzy akurat mają problemy tam, gdzie ona daje radę. I dziwi się, jak ci inni mogą wybrać jako rozwiązanie swoich problemów wizytę u psychologa (chociaż sama zrobiła dokładnie to samo, tylko z żałobą, nie z brakiem uwagi/czasu)... A na koniec ta nieszczęsna babcia kolegi, która "nie zareagowała". Ciekawe, co niby miała zrobić? Szarpać się o wnuka? Czy skarcić go, żeby nie zaczepiał dorosłych? Wnuk nie miał problemu, żeby matkę kolegi poprosić o przytulenie. Jakby chciał się przytulić do Babci, pewnie też dałby radę. Babcia zajęła się wnukiem, zadbała o jego obecność na spowiedzi, byla tuż obok, musiała zdzierżyć, że wnukowi wpadło do głowy tulić się do jakiejś obcej kobiety, na koniec obsmarowano ją na deonie. Szacunek dla Babci!
IS
~Irena S
15 maja 2023, 17:48
Św. Józefina Bakhita mimo nieszczęśliwego dzieciństwa i braku rodziców żyła i zmarła jako kobieta szczęśliwa, spełniona, syta życia.
IS
~Irena S
12 maja 2023, 16:02
Św. Józefina Bakhita od szóstego roku wychowywała się bez rodziców, porwana od nich, ze strachu zapomniała swojego imienia, traktowana była jak niewolnica, bo była niewolnicą w Afryce, w dzieciństwie wielokrotnie bita, poderżnięto jej gardło. Przeżyła, wstąpiła do zakonu i nie żałowała złego traktowania, jakiego doznała, bo w końcu doszła do prawdziwego szczęścia: poznania Jezusa Chrystusa i umiłowania Go.
GW
~Gocha WÓJCIK
13 maja 2023, 19:56
Św. Joanna Beretta Molla. Wychowana w kochającej rodzinie, świetnie wykształcona. Dziękowała Bogu każdego dnia za dobro, jakiego doświadczała. To pomaga jej ofiarnie wykonywać swoją pracę lekarki i kochać swoje dzieci (poświęcała im dużo czasu) aż po ofiarę z własnego życia.
E3
edoro 333
14 maja 2023, 20:05
No i? Złe traktowanie dzieci może być dobre, bo prowadzi dzieci do umiłowania Chrystusa..?
IS
~Irena S
15 maja 2023, 10:00
Św. Joanna Beretta MOlla zmarła, gdy dzieci były małe, podobnie jak Św. Felicyta i Św. Perpetua, Św. Zelia Martin, a także Emilia Wojtyłowa. Nie poświęciły swoim dzieciom wiele czasu.
ZP
~Zuza Pr
16 maja 2023, 07:10
Irena, ty to chyba z neokatechumenatu jesteś