Ten kij ma dwa końce
Każdy kij ma dwa końce. I nawet jak jeden koniec jest szlachetny, to drugi bywa niebezpieczny.
W ostatnich dniach połowa czasu antenowego w głównych wydaniach programów informacyjnych jest poświęcona krzywdzeniu nieletnich - najczęściej pedofilii pośród księży. To dobrze, że chcemy bronić dzieci przed zboczeńcami. I to jest ten szlachetny koniec kija.
Ale jest i ten drugi koniec. I wcale nie chodzi mi o to, że możliwość uzyskania dużych odszkodowań od instytucji kościelnych rozpętać może falę fałszywych oskarżeń, jak to się stało w kilku innych krajach. Wcale nie chodzi o szkodę uczynioną wizerunkowi wielu potrzebnych struktur społecznych (np. młodzież może teraz łatwiej szantażować rodziców, wychowawców i wszystkich, którzy chcieliby jej stawiać wymagania, grożąc oskarżeniem o molestowanie.) Być może jest to cena, jaką trzeba zapłacić, by zwiększyć bezpieczeństwo dzieci. I takie już jest prawo natury, że to dorośli powinni poświęcać się dla latorośli… swoich, czy też naszych.
Najgorsze jest jednak to, że tracimy zaufanie do wszystkich. Teraz księży. Parę lat temu, na krótko, zszokowała nas wieść o sławnym psychologu dziecięcym, który okazał się pedofilem. Jeszcze bardziej zabolało to, jak go bronili koledzy buddyści. Coraz częściej słychać o zagrożeniach (też pedofilskich) ze strony konkubentów, ojczymów, wujków czy nawet rodziców.
Trenerzy, nauczyciele, wychowawcy, rodziny zastępcze i inne osoby specjalnie przeznaczone do chronienia dzieci, bywa, że ulegają różnym zboczeniom. W społeczeństwie karmionym tylko takimi wizerunkami może się zrodzić przyzwolenie na wychowanie "bezdotykowe". Nikomu nie można zaufać, niech więc nikt nie dotyka dzieci i najlepiej trzyma się od nich z daleka.
Obecnie sportowcy i inne VIP-y, robiąc sobie zdjęcia z dziećmi, kładą im ręce na ramiona. Ale pewnie przestaną, gdy któryś z nich będzie się musiał z tego tłumaczyć przed sądem (nie chcę tutaj rozgrzeszać Michaela Jacksona). Rodzice kąpią i myją niemowlaki. Zaczną robić to poprzez specjalne materiały izolujące (rękawice), by nie wylądować w więzieniu. Będziesz się bał dawania "piątki" dzieciakom sąsiadów, nawet za wiedzą i pozwoleniem ich rodziców, bo a nóż za parę lat (lub kilkadziesiąt lat) sobie to wykorzystają. Nauczyciele ze strachu będą odpędzać od siebie uczniów.
Wiem, że to zakrawa na groteskę, ale niestety tak już się dzieje na świecie.
I to jest groźne, to jest ten groźny koniec kija. Ponieważ może nam wyrosnąć pokolenie ludzi, których nikt nigdy nie przytulał. Będzie coraz więcej zdolnych do komunikacji tylko na poziomie Skype.
Trzeba bronić dzieci przed zboczeńcami, zwłaszcza ze środowisk, które doskonale się maskują. Ale trzeba też je bronić przed wypaczaniem metod wychowawczych. Istnieje coś takiego jak zły dotyk. Jest jednak i dobry dotyk - konieczny do prawdziwie ludzkiego wzrastania.
I tu o bronienie nie tylko dzieci ale i nas. Przypominają mi się osierocone szczeniaki z Folwarku zwierzęcego Orwella. Wyrosły na zimnych zabójców (jak ci z NKWD). Ten drugi koniec kija, to nie żarty.
O. Jacek Siepsiak - jezuita, urodził się w 1964 roku we Wrocławiu; po maturze wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Studiował filozofię w Krakowie, teologię w Neapolu, teologię duchowości na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Formację zakonną pogłębiał w Starej Wsi, Czechowicach-Dziedzicach i Sydney. Pracował m.in. w Starej Wsi, w Nowym Sączu i Krakowie, zajmując się głównie duszpasterstwem akademickim, katechezą oraz pracą parafialną. Był proboszczem parafii pw. Św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu, obecnie redaktor naczelny Wydawnictwa WAM.
Skomentuj artykuł