To, co ważne - czyli podsumowanie pontyfikatu
Lektura "10 kluczowych wydarzeń pontyfikatu Benedykta XVI" opublikowana przez KAI, a za nią także przez portal Deon.pl wydaje mi się z jednej strony zaskakująca, a z drugiej niezwykle przewidywalna i w pewnej mierze smutna. Mniej niż o to co się na niej znalazło chodzi mi o to co zostało pominięte. Braki te mogą być bowiem objawem niezbyt dobrej kondycji autorów tego tekstu.
Marco Politi, który nie jest publicystą z mojej parafii, dość trafnie zauważył, że zaskoczenie kardynałów ustąpieniem papieża świadczy o stanie ich umysłów. Pewnie świadczy nienajlepiej zdaniem publicysty. Może nawet bym się z tym zgodził. Jednak większość z nas (przynajmniej ja) była zaskoczona i wstrząśnięta decyzją papieża. Zatem trudno dziwić się kardynałom, którzy też są tylko ludźmi, a nie nadludźmi jak niektórzy watykaniści i recenzenci Kościoła. Przytaczam wypowiedź Politiego by pokazać, że każdy z nas, nawet kardynałowie, podlega różnego rodzaju konformizmom mających swoje oparcie w przekazie mediów, ale także w nawykach wynikających ze stale praktykowanych postaw.
Konformizm wynikający z nawyków i oglądania rzeczywistości z perspektywy mediów jest szczególnie niebezpieczny w Kościele. Polega on na braniu przyzwyczajeń lub narracji mediów za głos Tradycji, w skrajnych przypadkach nawet na legitymizowaniu w ten sposób nieprawości. Wynika z tego rodzaj drzemki umysłu i duszy. Mam wrażenie, że taka drzemka ogarnęła autorów "10 kluczowych wydarzeń pontyfikatu". I żeby nie było nieporozumień, nie zarzucam im nieprawości.
Chciałbym przywołać dwa wydarzenia zignorowane w przywołanym artykule, a niezwykle ważne dla Kościoła, ponieważ wykraczające poza symboliczny wymiar pielgrzymek, czy intelektualny wymiar encyklik i książek. Chodzi o wydarzenia dające Kościołowi instytucjonalną, ale i duchową nowość, będące wyrazem życia ciała wiary. Pierwsze z nich to ogłoszenie w 2007 roku motu proprio Summorum Pontificum uwalniającego tradycyjną liturgię Kościoła Zachodniego. Uwolnienie to było konieczne wobec fałszywych twierdzeń o jej nieaktualności, czy wręcz zakazie sprawowania. Benedykt przypomniał, że Msza ma nie tylko sens sakramentalny w sensie wydarzenia Przeistoczenia, ale także wyraża się w swojej pełni poprzez ryt. Ryt tradycyjny zaś wywodzi się z tradycji św. Piotra w którego środowisku zaczął kształtować się Kanon Rzymski, a wokół niego organizm liturgii zachodniej. Oczywiście zaraz usłyszę głosy, że to sprawa dla grupki tradycjonalistów nie rozpoznających znaków czasu. I że nie przesadzajmy ze znaczeniem tego dokumentu. Tak wiem, że niejeden liturgista czekał tylko by pontyfikat Ratzingera już się zakończył. Smutno to przyznać, ale takie reakacje są właśnie przejawem owej konformistycznej drzemki tych, którzy zbyt wsłuchują się w magisterium mediów i mierzą rzeczywistość Kościoła siłą oddziaływania obecnych w nim lub wirtualnie wykreowanych “frakcji", albo tych, których zwiódł kościelny konformizm zachowywania tego co jest bez rozróżniania i oceniania co zachowywać warto w świetle Tradycji, która jest dziełem Ducha Świętego.
Jeśli oceniać Summorum Pontificum z serca Kościoła, z wnętrza Tradycji, stanie się jasne, że nie możemy go zrozumieć w pełni bez zawartego w konstytucji Soboru Watykańskiego II Sacrosanctum concilium - o świętej liturgii - sformułowania mówiącego, że oto w liturgii mamy do czynienia ze “źródłem i szczytem" życia chrześcijańskiego. Zatem niezależnie co byśmy o niej myśleli przywrócenie praw liturgii zwanej teraz “nadzwyczajną formą rytu rzymskiego" było centralnym wydarzeniem współczesnej historii Kościoła. W liturgii, a nie tylko w jej sakramentalnym aspekcie zaczyna się życie chrześcijan. Papieska decyzja będzie rosła - jeszcze i na naszych oczach, ale i w kolejnych epokach, gdy zatrze się pamięć po pielgrzymce Benedykta XVI do Turcji. Nieukrywam, że przywoływanie pielgrzymek w kontekście pontyfikatu Benedykta jako najważniejszych wydarzeń tego okresu wydaje mi się efektem wpływu swoistego bielma na oczach tych, dla których był to przede wszystkim pontyfikat kontynuacji dzieła Jana Pawła II. Dobrym przykładem takiego myślenia jest spotkanie w Asyżu. Jako kontynuacja nie było ono niczym niezwykłym, dlaczego więc ma być czymś szczególnie istotnym. To tak jakbyśmy za najważniejsze wydarzenie pontyfikatu uznali 26 Światowe Dni Młodzieży w Madrycie. Owszem Asyż mógł zasłużyć na pierwszą 10, ale dlatego, że był czymś innym niż Asyż Jana Pawła II. Benedykt XVI postanowił uporządkować bałagan doktrynalny i liturgiczny do jakiego dopuścili ceremoniarze polskiego papieża sugerując możliwość wspólnej modlitwy katolików i szamanów. Kard. Ratzinger pisał o problemach Asyżu zanim jeszcze został papieżem i ewidentnie chciał wyczyścić przestrzeń tej nowej praktyki w dziejach Kościoła dla przyszłych pokoleń.
Drugim wyraźnym brakiem na liście "10 kluczowych wydarzeń pontyfikatu jest" ogłoszenie konstytucji Anglicanorum coetibus dla anglikanów pragnących wrócić do Kościoła katolickiego. Nie ulega wątpliwości, że tym posunięciem - otwarciem na potrzeby chrześcijan - Benedykt XVI naruszył dumę ekspertów ekumenizmu, którzy skłaniali w ostatnich dziesięcioleciach Kościół do zniechęcania grup wiernych do powrotu i tworzyli nową kulturę niekończącego się dialogu zamiast powrotu i faktycznej jedności opartej na Credo i sakramentach. Samo słowo "powrót" wydawało się już w ostatnich latach słowem zakazanym. Czy redaktorzy KAI nie zauważyli, że Benedykt XVI dał impuls do nowego, a jednocześnie tradycyjnego ujęcia jedności katolickiej Kościoła, że odniósł w Chrystusie większy sukces jedności niż dziesiątki lat gadania teologów i publicystów. Być może otworzył też nowe drzwi dla tych, którzy w biskupie Rzymu będą widzieć nadzieję ekumeniczną. Może kiedyś nie będą to tylko anglikanie. Pewne jest, że rzeczywistość obecności tradycji anglikańskiej w Kościele poprzez specjalne ordynariaty będzie trwała dłużej niż pamięć po choćby najlepszej encyklice. Dlaczego pominięto to wydarzenie? Drzemka, czy zwykły konformizm wobec utartych schematów, które papież przekreślił? Niezdolność wyjścia poza doświadczenie Jana Pawła II? Niezgoda na to, że Kościół uczy nas niewygody - wobec świata i wobec naszych małych tradycji?
Jeśli na koniec miałbym dorzucić ważne wydarzenie pontyfikatu z rodzaju tych ulotnych, to widziałbym tu jeszcze tak krytykowane przemówienie Benedykta XVI w Ratyzbonie. Papież odnowił w nim przymierze zawarte przez Ojców Kościoła pomiędzy katolickością, a racjonalnością. Równocześnie podtrzymał dystans wobec bezwarunkowego sojuszu z nieprawdziwymi elementami innych religii proponowany Kościołowi przez liberałów, wedle których każdą religię od prawdy dzieli ten sam dystans natomiast łączy je jeden, społeczny interes - prawo do obecności w życiu ludzi, a nie poszukiwanie prawdy wyjaśniającej nam Boga i świat.
Tomasz Rowiński - historyk idei, redaktor pisma Christianitas
Skomentuj artykuł