To od niego zaczęło się zamieszanie z "Amoris laetitia"
Ponadosiemdziesięcioletni ksiądz posługujący do dzisiaj w jednej z rzymskich parafii (u świętego Jana Chrzciciela na Zatybrzu) już czterdzieści lat temu zajął się tymi, którzy żyli - jak to dzisiaj Franciszek powiada - w sytuacji kruchości.
Według niektórych to właśnie jego książki - a dokładnie jedna - miały zainspirować Ojca Świętego Franciszka do poszukiwań nowych (a może starych) rozwiązań duszpasterskich dla tych, którzy po rozpadzie pierwszego małżeństwa zawarli kolejny związek.
Giovanni Cereti, bo o nim mowa, w 1977 roku opublikował książkę "Divorzio, nuove nozze e penitenza nella Chiesa primitiva" (Rozwód, ponowne małżeństwo i sakrament pokuty w Kościele pierwotnym). To właśnie tę książkę kardynał Walter Kasper miał zaprezentować Franciszkowi. Nawet jeżeli niektórzy mają co do tego wątpliwości, pewne jest, że sam kardynał na Ceretiego się powołuje. W swojej "Ewangelii rodziny" czyni aluzję do wyników jego poszukiwań (Cereti jest doktorem teologii dogmatycznej), żeby ukazać postępowanie Kościoła starożytnego wobec rozwodników, którzy zawarli kolejny związek małżeński.
To, co może dziwić, to fakt, że kardynał Kasper umieszcza nazwisko Ceretiego i tytuł jego książki w jednym akapicie z nazwiskiem Henriego Crouzela, francuskiego jezuity, który w 1971 roku (a więc kilka lat wcześniej) wydał książkę poświęconą temu samemu zagadnieniu - "L’Èglise primitive face au divorce" (Kościół pierwotny wobec rozwodu). I dochodzi w niej do odwrotnych konkluzji niż te, których kilka lat później Cereti będzie bronił i które będzie uważał za słuszne. W tym sporze część znamienitych teologów, patrologów opowie się po stronie włoskiego księdza, część zaś - nie mniej znamienitych - weźmie stronę francuskiego jezuity (ostatnio chociażby kard. Brandmüller).
Ten konflikt teologiczny Ceretiego kosztował wiele. Marginalizowany, spotykał się z ostracyzmem środowiska kościelnego. Nie zawsze ten spór miał charakter li tylko uniwersytecki. W latach dziewięćdziesiątych władzom Kościoła udało się doprowadzić do sytuacji, w której z księgarń wycofano ponowne wydanie książki Ceretiego. Wspominam o tym zwłaszcza w kontekście utyskiwania niektórych, że dzisiaj niechętnie patrzy się na krytyków "Amoris laetitia".
Jego teza jest następująca: Kościół pierwotny godził się, aby rozwodnicy, po stosownym czasie pokuty, byli ponownie dopuszczani do Eucharystii. I na poparcie tej swojej opinii przywołuje kanon ósmy Soboru Nicejskiego z roku 325. Tak. Już jesteśmy w czwartym wieku, a za chwilę cofniemy się jeszcze o sto lat, żeby zobaczyć ostateczny kontekst tego sporu.
Otóż wspomniany kanon ósmy traktuje o tak zwanych czystych, sekcie stworzonej przez Nowacjana, która po pewnym czasie chciała wrócić na łono Kościoła.
Słów kilka o samym Nowacjanie, bo mam wrażenie, że gdzieś tam prezentowana przez niego i jemu podobnych wizja Kościoła powraca i szkodzi. To wybitna postać rzymskiego Kościoła. Autor pierwszego, napisanego po łacinie w Rzymie traktatu trynitarnego. Czas jego posługi kapłańskiej (lata pięćdziesiąte trzeciego stulecia) przypada na okres prześladowań chrześcijan ze strony Decjusza, cesarza rzymskiego. Zatem to czas męczenników. Życie traci papież Fabian i wielu innych chrześcijan. Nie ulega jednak wątpliwości, że znacznie więcej chrześcijan dokonuje aktu apostazji, rezygnuje z wiary w Chrystusa i Kościół, chcąc najzwyczajniej w świecie uratować własne życie i życie swoich bliskich.
Kościół zaczyna mieć problem (a tych nie lubi nikt, nie tylko Kościół). Co począć z tymi, którzy chcą po ustaniu prześladowań wrócić do wspólnoty? Pojawiają się dwa rozwiązania, dwa stronnictwa. Pierwsze, nacechowane miłosierdziem. Po okresie pokuty przyjąć i przebaczyć (opowiadał się za tym Cyprian, biskup Kartaginy). Drugie, rygorystyczne. Dla upadłych (lapsi) nie ma przebaczenia, miłosierdzia ani powrotu. Liderem tego stronnictwa (które później zdobędzie miano czystych) jest właśnie Nowacjan.
Dosyć szybko sekta ta rozprzestrzeni się w Kościele, ale już po kilkudziesięciu latach będzie chciała powrócić na łono Wielkiego Kościoła. Sobór Nicejski postawił im zatem dwa warunki: "że pozostaną we wspólnocie z tymi, którzy dwa razy zawarli małżeństwo, oraz z tymi, którzy upadli w czasie prześladowań, a którym został wyznaczony czas na odbycie pokuty…" (za: "Dokumenty soborów powszechnych", t. I, s. 35, WAM 2007).
Jak się domyślamy, między o. Crouzelem a ks. Ceretim poszło o interpretację, kogo ojcowie soborowi mieli na myśli, mówiąc o tych, którzy zawarli dwa razy małżeństwo. Według francuskiego jezuity wdowców i wdowy, którzy po śmierci współmałżonka pobrali się po raz wtóry. Według włoskiego księdza w tę kategorię wpisują się również (a może przede wszystkim) rozwodnicy. Dla Ceretiego jest to jeden z najistotniejszych śladów, dowodów na to, że pierwotny Kościół miał świadomość, iż miłosierdzie Boże przebacza każdy grzech. W przeciwieństwie do sekty czystych, którzy tego miłosierdzia odmawiali apostatom i tym, którzy zawarli drugie małżeństwo.
To wydaje się prawdziwym jądrem sporu, który obecnie w Kościele się toczy. Chodzi nie tyle o kwestię komunii świętej dla ochrzczonych żyjących w drugich związkach, ile o rozumienie Miłosierdzia Bożego. Czy ono jest wszechmocne i wszechogarniające, czy też na widok dwóch, trzech grzechów (apostazji, cudzołóstwa i zabójstwa) człowieka wycofuje się i chowa? I gdzie to miłosierdzie lokować? Ono jest uprzednie wobec człowieka i poprzedza wolność człowieka czy też zjawia się wtedy dopiero, kiedy człowiek da znać, że jest gotowy je przyjąć i z nim współpracować?
ks. Adam Błyszcz CR - kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Od września mieszka i pracuje w Tivoli
Skomentuj artykuł