TVP, rozwody i Synod

TVP, rozwody i Synod

Może teraz jest dobry moment, właśnie po zakończonym Synodzie, by katolickie media, katoliccy publicyści w ramach zawodowej odpowiedzialności za dobro publiczne głośno - na różne sposoby - zapytali TVP, czy nie popełniono błędu, odrzucając spot kampanii "Rozwód - przemyśl to".

Negatywnie zaskoczył mnie fakt, że TVP, czyli teoretycznie wciąż "misyjna" telewizja publiczna, nie zgodziła się na wyemitowanie spotów kampanii "Rozwód - przemyśl to", prowadzonej przez Fundację Mamy i Taty. Tym bardziej to niezrozumiałe, że jednym z głównych celów kampanii jest wskazanie na skutki tego zjawiska dla dzieci z rozpadających się małżeństw. A przecież w Polsce sukcesywnie rośnie liczba rozwodów - w dużych miastach sięga już 40 proc. wszystkich zawieranych formalnie związków.

Fundacja Mamy i Taty liczyła na bezpłatną emisję swojego kampanijnego spotu, stworzonego w ramach prowadzonego od lipca projektu "Rozwód - przemyśl to". TVP nie wyraziła na emisję zgody, choć wedle Ustawy o radiofonii i telewizji ma obowiązek udostępniać bezpłatnie czas antenowy na niekomercyjny przekaz społeczny pochodzący od organizacji pozarządowych. Jako powód takiej decyzji odpowiednia komisja TVP podała argument, że spot jest "nieobiektywny i sugeruje większą odpowiedzialność mężczyzn niż kobiet za rozpad małżeństwa". A to dlatego, że przedstawia mężczyznę wyprowadzającego się z domu w wyniku rozwodu.

DEON.PL POLECA

Abstrahując od kwestii: "kto (częściej) winien?", taka argumentacja jest zdumiewająca przede wszystkim dlatego, że spot przedstawiał typową sytuację, do jakiej dochodzi w wyniku rozwodów. Tutaj nie ma żadnych kontrowersji: jak podaje "Gość Niedzielny", dane Głównego Urzędu Statystycznego potwierdzają, że to mężczyźni znacznie częściej opuszczają dotychczasowe domy w wyniku rozwodu. I to wówczas, gdy pozostają w nich małe dzieci. Nie trzeba zresztą danych GUS, by to wiedzieć, to tajemnica poliszynela.

Zajrzałem na stronę Fundacji Mamy i Taty, żeby przekonać się o treści prowadzonej przez nich kampanii. Może ma zbyt "oszołomski" czy religijny wymiar jak na standardy świeckiej, publicznej telewizji? Nic z tych rzeczy. Jako felietonistę, który lubi "zanudzać" swoich czytelników przytaczaniem twardych danych i systemowych rozwiązań, zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, że FMiT w swojej bardzo klarownej petycji "Stop rozwodom" podnosi wiele kwestii społecznych związanych z rozpadem małżeństw. I wskazuje na rozwiązania funkcjonujące w innych państwach, które prowadzą coś w rodzaju "profilaktyki antyrozwodowej".

Pozwolę sobie zacytować odpowiedni passus z petycji, bo zawiera sporo interesujących informacji: "doświadczenia zagraniczne (Norwegia, Wielka Brytania) wskazują, że możliwe są działania systemowe, które angażując stosunkowo niewielkie wydatki publiczne (w Norwegii 700 tysięcy euro rocznie), przynoszą ogromne oszczędności w skali społecznej i makroekonomicznej. Norweski program edukacyjny dla skłóconych par polegający na obowiązkowych, nieodpłatnych kursach komunikacji i rozwiązywania konfliktów oraz wiedzy na temat wpływu, jaki rozwód może mieć na dzieci, doprowadził do znacznego spadku liczby rozwodów w tym kraju. W Wielkiej Brytanii koszty, które ponosi z tego tytułu państwo, szacowane są na 100 miliardów euro rocznie. W Polsce nikt nigdy nie oszacował społecznych i makroekonomicznych kosztów rozpadu rodzin. Niezbędna jest szczegółowa diagnoza możliwych działań systemowych, które mogłyby mieć wpływ na skalę tego zjawiska w naszym kraju. Oprócz działań edukacyjnych i profilaktycznych istotne znaczenie mają kwestie uregulowań prawnych w sferze prawa rodzinnego".

Ponadto petycja zawiera kilka postulatów, które pozwolę sobie przytoczyć. Po pierwsze: obowiązkowy przed złożeniem pozwu rozwodowego kurs uświadamiający skutki rozwodu dla dzieci. Po drugie: obowiązkowe posiedzenie pojednawcze na co najmniej sześć miesięcy przed orzeczeniem rozwodu. Po trzecie: zakaz orzekania rozwodu w pierwszym roku od zawarcia małżeństwa. Po czwarte: obowiązkowy, roczny tzw. okres refleksji poprzedzający pierwszą rozprawę rozwodową.

Przeczytałem petycję kilka razy, żeby upewnić się, czy aby nie kryje się w niej jakiś "ciemnogrodzki haczyk"... Nie znalazłem. No chyba że ktoś uzna, iż na przykład Norwegia jest bardziej "ciemnogrodzkim" krajem niż Polska... Argumentacja przedstawiona przez FMiT jest sensowna, wyważona i - można powiedzieć - "neutralna światopoglądowo". A jednak dla TVP problem, na jaki zwraca uwagę kampania, okazał się nie dość istotny, choć zarówno odwołując się do statystyk, jak i wielu rozmów przy rodzinnych stołach czy przy okazji spotkań towarzyskich, łatwo stwierdzić, że rozwodów jest coraz więcej. W dodatku nie istnieje w Polsce żadna polityka społeczna obejmująca tę kwestię (ale cóż, w naszym kraju w ogóle nie istnieje sensowna polityka społeczna).

Oczywiście, są takie sytuacje, gdy rozwód/unieważnienie małżeństwa są koniecznością. Ale kampania Fundacji Mamy i Taty nie ma przecież na celu przemilczania problemów, nie widzę także w jej treści niczego, co piętnowałoby/stygmatyzowałoby rozwodników. Wprost przeciwnie, jest świetną okazją, by na forum publicznym naprawdę poważnie zacząć dyskutować o tym, co się dziś dzieje w kraju, często kosztem najsłabszych i najbardziej bezradnych - w tym dzieci. Bez trudu można przecież wskazać, że rosnąca liczba rozwodów mówi bardzo wiele o kondycji społecznej, kulturowej, gospodarczej Polaków. TVP naprawdę tego nie dostrzegła? Co faktycznie zadecydowało, że odrzucono wniosek Fundacji Mamy i Taty o emisję spotu? Bo argument, jakim posłużyła się telewizja publiczna, naprawdę jest słaby.

Mamy za sobą Synod poświęcony rodzinie. Odnosiłem wrażenie, że w medialnych relacjach więcej miejsca poświęcono sprawom "sakramentów dla rozwodników" niż samej rodzinie, jej współczesnym wyzwaniom i kwestiom dotyczącym - znów użyję tego określenia - "profilaktyki antyrozwodowej". To jednak dziwne, bo trzeba przecież mocno rozróżniać hierarchię ważności zagadnień: jeśli Synod był poświęcony rodzinie, to dlaczego rodzina zniknęła z medialnego centrum zainteresowania? Także to pośrednio pokazuje, że rację mają ludzie z Fundacji Mamy i Taty, wskazując, że w Polsce o problemach rodzin, wyzwaniach, przed jakimi stoją we współczesnym świecie, nierzadko prowadzących aż do ich rozpadu, się nie dyskutuje. W polskich mediach, także katolickich, dużo debatowano o tym, co "po rozwodzie", a mniej o tym, jakie działania trzeba podjąć w Kościele i życiu społecznym, by liczba rozwodów/unieważnień małżeństw była ograniczona do pewnego minimum, które wyznaczają najtrudniejsze sytuacje życiowe.

Może teraz jest dobry moment, właśnie po zakończonym Synodzie, by katolickie media, katoliccy publicyści w ramach zawodowej odpowiedzialności za dobro publiczne głośno - na różne sposoby - zapytali TVP, czy nie popełniono błędu, odrzucając spot kampanii "Rozwód - przemyśl to". Warto, by zachęcili do tego także dziennikarzy i publicystów pracujących w zupełnie świeckich mediach. Może da się to jeszcze naprawić. I rozpocząć rzetelną, szeroką dyskusję, którą - w merytoryczny sposób - próbowała zainicjować swoją kampanią Fundacja Mamy i Taty.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

TVP, rozwody i Synod
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.