Na zewnątrz uśmiech, a w środku ciemność? Adwent to twój czas
Nawet jeśli nasze życie przypomina tę najstarszą na świecie pustynię – piękną w promieniach słońca, ale martwą i przerażającą nocą, to Adwent może być dla nas czasem ożywienia i radosnego wyrwania z tego, co przygnębiające.
Rozpoczęliśmy czas, który może okazać się początkiem przemiany naszego życia. Bóg pragnie obdarzyć nas wszystkim, czego do takiej przemiany potrzebujemy.
Na myśl przychodzą mi wspomnienia, gdy lata temu na pustyni Namib spędziłem kilka dni. Pustynia Namib uchodzi za najstarszą na świecie. Jest to również teren najuboższy w opady. Deszcz pada tutaj raz na 10 lat.
Miałem to szczęście, że właśnie w czasie mojego pobytu tę spieczoną słońcem ziemię nawiedziła trwająca sześć minut ulewa. Trudno było uwierzyć w to, co widziałem. Ludzi śpiewali, śmiali się i tańczyli na deszczu, krzycząc „Happy day! Happy day! Happy day”.
Odczytuję tę pustynną przygodę w kontekście rozpoczynającego się Adwentu. Właśnie teraz, zachowując minimum racjonalnego myślenia, możemy w pokorze, to znaczy w prawdzie spojrzeć na swoje życie w kontekście kończącego się roku. Może się wówczas okazać, że pomimo wielu sukcesów i radości, nie wszystko jednak się powiodło: że Boga nie jest wcale więcej w naszym życiu, choć planowaliśmy inaczej; że pustynia jakby większa, choć wiele razy mieliśmy okazję przemienić ją w oazę; że wady nie tylko wciąż te same, ale i nowe na horyzoncie; że miłości w rodzinie jakby trochę więcej, ale wciąż brak zrozumienia i nie widać drogi pojednania; że jedne doły zasypane, inne natomiast wykopane na nowo; że grzechy od lat te same, a upadki bardziej bolesne...
„Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona” (Mt 24, 40-41) – mówi dzisiaj Jezus. Odczytuję Jego słowo nie jako ostrzeżenie czy groźbę, ale jako motywację do dobrego wykorzystania Adwentu. Rozpoczęliśmy czas, który może okazać się początkiem przemiany naszego życia. Bóg pragnie obdarzyć nas wszystkim, czego do takiej przemiany potrzebujemy. Polega ona na tym, abyśmy znów zapragnęli, by to On „nauczył nas dróg swoich, abyśmy kroczyli Jego ścieżkami” (por. Iz 2,3) i – jak zachęca nas św. Paweł – byśmy „odrzucili uczynki ciemności, a przyoblekli się w zbroję światła, żyli przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości” (por. Rz 13, 12-13).
Każdy, kto zapragnie wykorzystać Adwent i podejmie chociażby próbę przemiany codzienności, ten będzie owym „wziętym”, a więc wyrwanym z tego, co zwyczajne, powszednie, nijakie i przytłaczające – z wad i słabości, z pustyni życia, z malkontenctwa, z marazmu i beznadziei. Każdy zaś, kto nie uczyni nic, by jego życie nabrało kolorów, by więcej w nim było Boga, troski o bliźniego, zrozumienia, pojednania, nadziei i miłości, ten będzie owym „zostawionym”, który nie doświadczy żadnego cudu.
Nawet jeśli nasze życie przypomina tę najstarszą na świecie pustynię – piękną w promieniach słońca, ale martwą i przerażającą nocą, to Adwent może być dla nas czasem ożywienia i radosnego wyrwania z tego, co przygnębiające. Może być idealną okazją do ponownego narodzenia w nas Boga. Może być czasem powrotu do życia. To między innymi dlatego w Adwencie śpiewamy: „Niebiosa, rosę spuście nam z góry; Sprawiedliwego wylejcie, chmury”. Niech adwentowa rosa będzie dla nas orzeźwieniem, abyśmy w Boże Narodzenie mogli śpiewać, jak mieszkańcy pustyni Namib – „Happy day! Happy day! Happy day!”.
Skomentuj artykuł