Wierni oczekują nie tylko słuchania, ale bardziej wysłuchania
W Pradze trwa od kilku dni etap kontynentalny synodu o synodalności. Poza mediami katolickimi informacji o nim próżno jednak szukać w tzw. mediach świeckich. Podobnie było z etapem diecezjalnym, który właściwie do świadomości społecznej się nie przebił.
Owszem, przebijały się różnorakie omówienia syntez z diecezji, ale skupiały się one głównie na tematach kontrowersyjnych, dotyczących chociażby obecności w Kościele osób homoseksualnych. Można zatem postawić tezę, że jeśli nie ma kontrowersji, tematu nośnego, to sprawą specjalnie nikt się nie zajmie. Doskonale pokazały to poprzednie synody, które zwoływał papież Franciszek. Choćby ten o rodzinie, na którym dyskutowano m.in. kwestię dopuszczenia osób rozwiedzionych do komunii świętej, czy o Amazonii, na którym pojawiła się sprawa ewentualnego zniesienia celibatu. Podczas obu tych synodów ukazywały się liczne artykuły, wypowiadali się eksperci, etc.
Teraz tego nie ma, a synod ten jest – jak się wydaje – jednym z ważniejszych w ostatnich latach. Dotyka bowiem nie tylko kwestii władzy, ale przede wszystkimi dialogu i słuchania. Co winno działać w obie strony: słuchać powinna umieć zarówno hierarchia, jak i wierni. Dialog zakłada bowiem słuchanie. Abp Adrian Galbas, jeden z delegatów Konferencji Episkopatu Polski na synod, w wywiadzie dla KAI odnosząc się do pojawiających się często zarzutów, że biskupi nie słuchają stwierdził, że całe życie biskupa polega na słuchaniu. „Codziennie do kurii przychodzą ludzie, którzy opowiadają swoje historie. I to nie są pochlebcy! Bardzo często są to rozmowy trudne i bolesne. Potem biskup jedzie na parafię i tam ma spotkania z różnymi grupami świeckich i duchownych. Dochodzą do tego jeszcze spotkania z rozmaitymi ciałami doradczym. Właściwie cały dzień upływa biskupowi na słuchaniu – tłumaczył. - Gdy potem słyszę, że biskup powinien więcej słuchać, myślę sobie: kapitulacja, no bo na czym to mogłoby jeszcze polegać? Rozumiem, że jest w tym też wezwanie do uważności w słuchaniu i przyjmuję to bardzo osobiście. Ale wydaje mi się, że niektóre z postulatów i opinii są formułowane zbyt ogólnie i przez to mogą być nawet bolesne”.
W zasadzie trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić, ale wydaje się, że problem leży gdzie indziej. Otóż wierni oczekują nie tylko słuchania, ale bardziej wysłuchania. Mówiąc prościej ich oczekiwanie sprowadza się do tego, by z tego biskupiego słuchania coś wynikało. A często daje się odnieść wrażenie, że wynika niewiele. Są tematy – np. dotyczące wykorzystywania seksualnego – które hierarchowie omijają lub często udają, że ich nie ma. Jakaś część wiernych woła o posłuchanie i nic.
Podobnie rzecz ma się oczywiście na poziomie parafii. Proboszczowie często tłumaczą, że słuchają, a życie pokazuje zupełnie coś odwrotnego. Ten synod ma dużą szansę to odmienić. Pokazuje bowiem, że szczera rozmowa wiele może zdziałać i odmienić. Dowodem na to spotkania synodalne. Problem w tym, że wszystko to – łącznie z syntezą, która pojawi się już po zakończeniu synodu na poziomie powszechnym – trzeba przenieść pod strzechy, na poziom lokalny. Tu zaś pojawiają się schody, bo trzeba mieć pomysł na to jak to zrobić. A z tym jest kłopot. O tematach dotyczących chociażby katechezy dyskutujemy w Polsce od lat i niewiele z tego wynika. Ale nawet jeśli pomysł się pojawi, to trzeba do niego przekonać księży w parafiach. I koło się zamyka. W ilu parafiach z tych niewielu, które spotkania synodalne organizowały ciągnie je dalej? Sądzę, że robią to nieliczne. Cały problem w zasadzie sprowadza się do znalezienia odpowiedzi na pytanie: jak to wszystko zrobić. I tu powinno z mocą ujawnić się słuchanie. A z inicjatywą dialogu i słuchania dziś do wiernych powinni wychodzić biskupi. Ludzie tego oczekują.
Skomentuj artykuł