Wobec przemocy "Milczenia"

(fot. gutekfilm.pl)

Pojawiają się liczne recenzje filmu "Milczenie". Nie pierwszy raz Scorsese swoją twórczością wywołuje polemikę. Bywało, że bardziej zażartą niż teraz.

To nie będzie recenzja. Chcę po prostu rozwiązać dylematy, które postawiła przede mną owa opowieść o prześladowaniach w siedemnastowiecznej Japonii. Niemożliwe? To są zbyt skomplikowane sprawy? Autor zadał pytania, nie oczekując odpowiedzi?

DEON.PL POLECA

Być może. Ale po co byłyby pytania, gdybyśmy nie starali się choćby tylko zasmakować w poszukiwaniu odpowiedzi? W tym celu przeczytałem (jeszcze przed obejrzeniem filmu) książkę Shusaku Endo "Milczenie" (napisaną w 1966 r.), która została dość wiernie sfilmowana przez Martina Scorsese. Padło to "dość", ponieważ zakończenie jest znacząco inne i zmusza do innej lektury, choć wnioski mogą być podobne.

Co bym zrobił na miejscu mojego współbrata? Podeptałbym wizerunek Chrystusa i w ten sposób dokonał aktu apostazji, czy nie?

Nie torturowano go i nie grożono mu torturami. Był gotowy na śmierć i nawet głośno domagał się tortur. Dylemat nie polegał na wyborze między przeżyciem i oszczędzeniem sobie cierpień a zachowaniem wierności Bogu. Wybór był inny: nienadepnięcie świętego wizerunku oznaczało śmierć w męczarniach biednych wieśniaków Japończyków, którzy już wyrzekli się chrześcijaństwa, natomiast nadepnięcie oznaczało ich ocalenie, ale jednocześnie ogłoszenie, że oto ostatni z żyjących w Japonii kapłanów katolickich wyparł się wiary. Według inkwizytora miałoby to podciąć korzenie chrześcijaństwu w tym kraju.

Co byłoby lepsze (lub jak kto woli: mniej gorsze): ostatni ksiądz "wygrywa" z osławionym chrześcijanożercą, nie ugina się, pozostaje katolikiem za cenę życia wyznawców, czy formalny akt apostazji, współpraca z prześladowcami i ocalenie owych pięciu skazańców, którzy i tak już wyrzekli się wiary, więc umarliby jako apostaci?

Można by w tym miejscu pomyśleć, że to jakiś dziwny dylemat, odległy od naszych problemów. Czyżby?

Z filmu bije przemoc. Prawie dosłownie. Wielu widzów czuje się przez nią powalonymi. Jest to przemoc fizyczna, ale i psychiczna: kłamstwa, fałszywe obietnice, nieliczenie się z losem biedaków. Przypominają się opisy śledztw prowadzonych przez gestapo, UB czy jakichś innych inkwizytorów. (Ciekawe czemu polskie tłumaczenie mówi o naczelniku, a nie inkwizytorze lub co najmniej śledczym?)

Scorsese w wywiadzie udzielonym a propos tego filmu dla La Civiltà Cattolica opowiada o bezpośredniej przemocy, jakiej doświadczył od włoskiej mafii w USA. Wystarczy obejrzeć jego "Chłopców z ferajny", by uświadomić sobie, co to było.

Taka przemoc paraliżuje, poraża oraz sprawia, że nie wierzymy oprawcom, odbiera im prawo występowania w imieniu pokrzywdzonych. A tak o sobie mówiła mafia, ubecy oraz ów japoński inkwizytor. Opowiada on historyjkę o czterech kłócących się konkubinach (różnych odłamach chrześcijaństwa) i japońskiej żonie (buddyzmie). Ale patrząc na okrutne sceny oraz cynizm w wykorzystaniu i zabijaniu Japończyków, mamy wrażenie, iż ta żona jest dzieciobójczynią.

Przemoc jednak ma też i inne oblicze. Twórca filmu opowiada, że miał bliskiego krewnego uwikłanego w mafię. Ciągle miał nowe długi, co groziło pobiciami i śmiercią. Tato młodego wtedy Martina Scorsese płacił owe długi i wyciągał wujka z kłopotów. Brał za niego odpowiedzialność kosztem rodziny oraz kłopotliwych kontaktów z mafią.

Ta historia może nam pomóc w odczytywaniu dziwnej postaci Kichijiro, człowieka pokonanego przez przemoc, a jednak ciągle wracającego... Do tego stopnia, że ta jego potrzeba powrotu i nawrócenia sprawia, że Rodrigues (ksiądz) nawet jako "odstępca" czuje się potrzebny właśnie tam, gdzie jest.

Przemoc rujnuje wszystkich, ale rozwala również formalizm w podejściu do religii.

Stajemy obecnie wobec fali uchodźców (mniej lub bardziej zewnętrznych i obcych kulturowo), ludzi zrujnowanych przez przemoc. Czy nie za bardzo martwimy się o formę naszej religijności?

Co jest ważniejsze dla Jezusa, którego oblicze jest deptane? On pozwala sobie odbierać godność, bo jest blisko z tymi, którym ją odebrano. Przemocą.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wobec przemocy "Milczenia"
Komentarze (11)
KJ
k jar
25 lutego 2017, 08:38
Czekałam na ten film kilka lat (zdjęcia zaczeły się w 2008 roku) i strasznie się rozczarowałam. Myślałam, jaki wątek książki reżyser poruszy: europejska wizja chrześcijaństwa kontra kultura japońska (w dobie popularności nacjonalizmów byłoby to wskazane), niepowodzenie jezuickiej koncepcji ewangelizacji Japonii za pomocą sztuki barokowej (kontreformacyjnej), aktualny wtedy problem reizacji czyli przywiązania wiernych do czci obrazów (słynny spór jezuitów z św. Janem od Krzyża i karmelitanami bosymi), problem apostazji duchownych (wciąż aktualny) w kontekście zderzenia być wiernym instytucji czy wiernym powołaniu misyjnemu, kwestia,czy w czasach ostatecznych będzie instytucja Kościoła czy tylko wierny i czy Kościół bez duchownych wciąż jest Kościołem (strasznie aktualny problem współczesnie wobec zmniejszania sie liczby księży). Nic z tych rzeczy w filmie nie ma. Są piękne krajobrazy, stroje czyste (w książce jest pełno brudu, nędzy, to też ostre zderzenie piękne wizerunki, czyste, z szlachetnych kruszców i brudni wieśniacy,brak wody nawet na chrzest) i slizganie się po temacie. Nawet sceny mordów są estetyczne, odarte z tej okropności,jaką książka podaje (Boże, żeby film zrobił Smarzowski to dopiero byłoby przeżycie!). Mamy się wzruszać i o nic nie pytać.
23 lutego 2017, 21:26
W filmie następuje zmiana narratora, jak w "Pninie" Nabokowa. W pewnym momencie autor filmu (filmu, nie książki) daje do zrozumienia coś, co odbieram w ten sposób: "Myślicie, że to rozterki Rodrigueza? Nie! To moja gra waszymi emocjami". Film odbieram jak przekaz współczesnych mediów: ostra jazda po emocjach. Epoka postprawdy rozwija się.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 08:26
Dokładnie tak. Film to kostium złożony z pięknych krajobrazów i strojów. Robił to reżyser-esteta, ale straszny ignorant. Film ani nie jest adaptacją książki (ślizga się po temacie), ani nie pokazuje jednego wyjętego z niej problemu. Film ma nas wzruszać, żebyśmy przypadkiem nie zadali pytań: o czym opowiada film? co chce powiedzieć nam reżyser?
22 lutego 2017, 22:40
Jeżeli chodzi o sceny przemocy to dużo więcej było ich w filmie "Wołyń". Wydaje mi się, że w "Milczeniu" chodziło o pokazanie zupełnie innej formy przemocy ta fizyczna schodzi na dalszy plan. A może to film o zmartwychwstaniu? O wzniesieniu się ponad symbole, wizerunki, wszelkie przywiązania. I dlatego "Milczenie".
K
Klara
21 lutego 2017, 20:50
W miom odczuciu zbyt prosta odpowiedź w obliczu tak wielu pytań.Pozdrawiam.
S
stos
21 lutego 2017, 13:37
Intelektualna masturbacja na filmem "Milczenie" trwa w najlepsze. O.Kramera wbiło w fotel, o.Piórkowski siedzi okrakiem i się zastanawia, o.Siepsiak już wie,że by podeptał bo Pan Jezus jako wróg formalizmu tak chce. A wszystko to z powodu twórczości niejakiego Scorsese, którego drugie imię winno być "bluzga". W Ostatnim kuszeniu - bluźni przeciwko Panu Bogu, we Wściekłym byku i Chłopcach z ferajny bluźnią w zasadzie wszyscy przeciwko wszystkiemu. Ów "bluzga" raczył nas ostanio powiadomić,iż wprawdzie do kościoła nie chodzi, uważa ,że zbawić się można w każdej religii ale czuje się katolikiem, no bo przecież Bóg to nie formułka , jeno miłosierdzie. Dzisiejszy katolicyzm też jakby tylko miłosierdzie, bo po AL już nawet cudzołożnicy Ciało Pańskie przyjmować mogą, bo w końcu Pan Jezus kocha każdego człowieka i w imię tej miłości da się podeptać każdemu a papież to w końcu jedynie skromny sługa Pański i deptanie Zbawiciela dla słusznej sprawy może tylko zalegalizować. Tak oto wyglądają jezuickie igraszki, które skwitować można taką oto konstatacją: "Jak wypiąć sempiternę na Pana Boga". Tym zaś,którzy jeszcze nie zgłupieli polecam refleksję nad własną słabością, z jednoczesnym namysłem nad Chrystusowym, "kto wytrwa będzie zbawiony", oraz (żeby pozostać w filmowym otoczeniu) ponowne obejrzenie "Pasji" Gibsona- ku pożytkowi duszy    
Wojciech Morański SJ
22 lutego 2017, 16:38
"Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!"
MR
Maciej Roszkowski
22 lutego 2017, 17:36
Za kiażą cenę i każdym słownictwem
TK
Ter Ka
9 marca 2017, 23:20
stos, masz świetny nick. Pasuje do Twoich wypowiedzi. To kwintesencja "prawdziwego katolika": w niedzielę do kościoła, post w piątek a wszystkich myślących inaczej niż ja na dowolny temat (włącznie z papieżem): na stos i do piekła, bo to heretycy.
21 lutego 2017, 10:06
Przemoc w filmie? To coś to tylko "wizja artystyczna". Dosyć popularna. Ale przemoc jest też realna. CHoćby, gdy w imię tzw. poprawności politycznej wymaga sie od wierzących ukrywania ich wiary, gdy zmienia się tradycyjne, chrześcijańskie nazwy świat, aby kogos nie urazić. Ale realna przemoc jest też bardziej dramatyczna, bo są miejsca na tym świecie, gdzie przyznanie sie do wiary chrześcijańskiej to jak wyrok śmierci. Dla siebie, ale tez swych rodzin. Są miejsca w tym naszym realnym świecie o wiele bardziej dramatyczne, niż ten film.
TK
Ter Ka
9 marca 2017, 23:14
No nie, zmiana nazwy święta nie jest większą przemocą niż wieszanie krwawiących ludzi za nogi nad dołami z ekstrementami, polewanie wrzątkiem czy palenie żywcem. Za komuny katolicyzm kwitł, chociaż niektórzy zmuszeni byli wiarę ukrywać. "Przemoc jest też bardziej dramatyczna, bo są miejsca na tym świecie, gdzie przyznanie sie do wiary chrześcijańskiej to jak wyrok śmierci." Co znaczy "bardziej"? Właśnie o tym jest film. O torturach i śmierci za wiarę. Śmierć nie może być "bardziej". Tak, są miejsca na świecie, gdzie chrześcijanie są prześladowani a bogatą Europę średnio to obchodzi i dlatego ten film jest bardzo na czasie i dobrze, że jest.