Wykształciuchy w Bożym Królestwie

Wykształciuchy w Bożym Królestwie
s. Małgorzata Chmielewska

U nas uczymy się człowieczeństwa w Chrystusie, a w wersji dla niewierzących-człowieczeństwa solidarnego. Dyplom, ewentualnie, będzie po tamtej stronie.

Zupka na Plantach wreszcie mogła odebrać samochód. Po drodze okazało się, że trzeba to i owo dokupić, napisy nakleić, zreperować drobne usterki i ... krakowianie rozglądajcie się za chłopakami w czarnym Citroenie. Całą ekipę Zupy serdecznie pozdrawia wieś wspólnotowa. Jak mowa o jedzeniu, to w Tłusty Czwartek dostaliśmy 5000 pączków! Kilka zaprzyjaźnionych organizacji też z nami pączkowało, bo byśmy przecież tyle nie zjedli.

A my stawiamy na edukację. Dwoje młodych od nas rozpoczęło naukę na opiekuna medycznego. Na szczęście Marta ma prawo jazdy, więc opada mi "zawieź-przywieź". U nas na wsi albo samochód, albo z buta.  Kasia zwaną Pipi  prawko robi i od tej nauki już jej rogi urosły. Nasza Brygida zdała teoretyczny, takoż na prawo jazdy, od pierwszego zamachu. Tomek kończy studia i będziemy mieli ratownika medycznego. Pani Minister chce nas posłać wszystkich do szkoły, bo ktoś, kto prowadzi schronisko dla bezdomnych będzie musiał mieć ukończoną "organizację pomocy społecznej". Gdybym była złośliwa, co nie jestem, jak wiadomo, no, ale gdybym była- to bym powiedziała, że specjalistów od organizacji pomocy społecznej mamy w kraju  bez liku i dlatego wygląda ona tak jak wygląda. Czyli nie zawsze dobrze. Natomiast ci, co pracują z ludźmi bezdomnymi inne zgoła umiejętności mieć powinni i inne też nabywają w praktyce. Oni pomocy społecznej nie organizują, ale jej funkcjonowanie ćwiczą, waląc często głową w mur, kiedy sprawy mieszkańców załatwiają.

DEON.PL POLECA

Brak miejsc pod dachem dla ludzi bezdomnych w pełnej krasie okazał się tej zimy. Wnioski płyną dwa: bezdomność ma się dobrze/niestety/ i trzeba takie miejsca tworzyć. Czym szybciej społeczeństwo idzie do przodu tym więcej osób nie nadąża i odpada.  Tym mniej miejsca dla słabszych w tym wyścigu. W Krakowie s.Albertynki zamiast 50 mają 70 osób. Nasz mały krakowski dom będzie gotowy, jak dobrze pójdzie, pod koniec roku. A w Jankowicach stanie coś pięknego. Ale też będzie gotowe dopiero w przyszłym roku. Nie sztuka wybudować, sztuka uzyskać wszelkie do budowy papiery. To parę miesięcy z życiorysu.

Na Stawki przyszła pani. Z dalekiego kraju pochodzi, problemy psychiczne ją zdołowały, wylądowała w noclegowni i do nas stamtąd uciekła. Tak pogryziona przez pluskwy i wszy, że sitko przypomina. Inna, też z daleka i też z głową ma problem, służyła Reni za tłumaczkę: jedna znała tylko język z Azji, druga tylko angielski, a Renia -polski i francuski. Jakoś się dogadały. Jak się chce, to można. A biedna Renia w połowie dobowego dyżuru w tym domu pełnym po brzegi i z czubkiem, w tym w większości osób zaburzonych i po przejściach - wypaliwszy w kibelku 2 papierosy (kibelek jako jedyne schronienie przed nacierającym tłumem) dumnie wypięła pierś, podniosła głowę i wróciwszy na pole walki wyszorowania pań kilku dokonała i wielu innych czynności. Po czym wróciła do swojego domu, czyli do schroniska dla chorych.

Jest wiedza i są umiejętności, których nie da żadna uczelnia.  Co nie znaczy, że szkoły lekceważę. Wszak stypendia dajemy, przedszkole mamy i zajęć dla młodych bez liku. Ale pęd do przypisywania każdemu stanowisku odpowiedniego papierka, zwłaszcza w organizacjach, które nie są systemowe niszczy ideę wzajemnej pomocy. Jak potrzebujemy lekarza, psychologa, pracownika socjalnego  czy mechanika samochodowego to ich szukamy, jak każdy obywatel, wśród specjalistów. U nas potrzebna jest umiejętność bycia człowiekiem i do tego mądrze miłosiernym, ze sławną wyobraźnią miłosierdzia. U nas uczymy się człowieczeństwa w Chrystusie, a w wersji dla niewierzących-człowieczeństwa solidarnego. Dyplom, ewentualnie, będzie po tamtej stronie:

  • licencjat z tępienia wszy trzech gatunków, świerzbu, doprowadzenia do czystości ludzi śmierdzących i uniknięcia zakażeń przy opatrywaniu ran.
  • licencjat ze zdobywania żywności i pieniędzy.
  • licencjat z przebierania używanej odzieży i segregowania darowanych rzeczy oraz logistyki ich zagospodarowania.
  • magisterium z walki z urzędami, przepisami i generalnie systemem oraz głupotą, obojętnością ignorancją i zwykłym lenistwem.
  • magisterium ze znalezienia sposobu na  leczenie nieubezpieczonych, umieszczanie bezdomnych w DPS, ustalania tożsamości NN itp.
  • doktorat z utrzymania domu z 90 osobami starymi i chorymi oraz bez głowy- bez pożaru, bijatyk, śmiertelnych wypadków w stanie względnej czystości, zaopatrzonych w posiłki, opiekę, leczenie i załatwianie spraw w urzędach. Habilitacja za to samo plus rozrywka i dobra atmosfera.
  • doktorat z budowania i remontowania starych domów - zdobywania pieniędzy, materiałów, dokumentów i kierowania ekipami złożonymi z ludzi bezdomnych i nie fachowców oraz za motywowanie do pracy leniwych i roszczeniowych.

I tak to pretendujemy do kasty wykształciuchów w Bożym Królestwie.

Ani św.brat Albert, ani św. Wincenty a Paulo czy Matka Teresa nie kończyli organizacji pomocy społecznej, a zorganizowali genialnie pomoc ludziom, których uczeni nie widzieli.

Nad-obowiązkowo:

Św. Joanna Jugan - żyła w czasach Rewolucji Francuskiej, czasach nędzy dotykającej rzesze ludzi. Prosta kobieta, z biednej, wiejskiej rodziny, od młodości pracowała jako służąca u bogatszych. Miała szczęście, bo jej pracodawczynie troszczyły się o ubogich i pokazały jej drogę. Słabo czytała i pisała. W wieku czterdziestu paru lat odkryła swoje powołanie: zimą spotkała żebrzącą, niewidomą starą  kobietę. Spotkała Chrystusa. Wzięła ją do wynajmowanej izby, oddała własne łóżko. Szybko liczba potrzebujących, starych i chorych kobiet wzrastała, przyszły też inne -do pomocy. Powstało zgromadzenie Małych Sióstr Ubogich. Kiedy umierała w wieku 86 lat, liczyło 2400 sióstr i 177 domów. Ostatnie 27 lat życia spędziła na strychu domu generalnego założonego przez siebie zgromadzenia,  odsunięta od kontaktu z siostrami przez zawistnego i zaburzonego psychicznie księdza. Przyjęła to z pokorą. Młode siostry nie wiedziały, że samotna staruszka pracująca w ogrodzie to ich założycielka! Dopiero po latach prawda wyszła na jaw.

"Ubodzy są naszym Panem Jezusem Chrystusem. Naszym szczęściem jest uszczęśliwianie ubogich. Bądź serdeczna szczególnie wobec chorych. Kochaj ich mocno. O tak! Bądź serdeczna. To wielka łaska, którą Bóg ci daje. Służąc starcom to Jemu samemu służycie"

*  *  *

Chcesz wesprzeć działalność siostry Małgorzaty Chmielewskiej i Wspólnoty Chleb Życia? Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz na stronie: chlebzycia.org

Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wykształciuchy w Bożym Królestwie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.