Wyrzucanie z Kościoła
Czy chrześcijanka wyrzucająca z kościoła modlących się muzułmanów jest bohaterką? Według mnie zdecydowanie nie. Dlaczego?
Przeczytałem wiadomość o tym, że w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie (należącej do Kościoła Episkopalnego) doszło do pewnego incydentu. Do świątyni zaproszono muzułmanów, którzy w pewnym momencie zaczęli się modlić. Nie spodobało się to jednej z kobiet , która podeszła do modlącej się grupy i powiedziała: "Tam, na krzyżu, jest Jezus Chrystus! Wyjdźcie z kościoła!". Portal Fronda jest zachwycony jej zachowaniem. Relację wydarzenia rozpoczyna słowami: "Oto prawdziwa odwaga! Samotna chrześcijanka przerwała modlitwę muzułmanów".
Nie bardzo rozumiem, co takie zachowanie ma wspólnego z odwagą. Zawsze wydawało mi się, że modlitwa jest czymś dobrym, czymś co jednoczy, nakłania człowieka do budowania mostów i wzajemnego zaufania. Jak można pochwalać kogoś za to, że przerwał komuś innemu modlitwę? Przecież to jest jakaś paranoja. Byłbym w stanie zrozumieć takie zachowanie, gdyby ci ludzie kogoś atakowali albo obrażali. Ale powoływanie się na to, że w kościele jest Chrystus i równoczesne wyrzucanie kogoś z budynku? Co to ma wspólnego z dawaniem świadectwa? Jak dla mnie to jest raczej anty-świadectwo.
Warto w tym kontekście przypomnieć słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Casablance na spotkaniu z młodzieżą muzułmańską (19 sierpnia 1985): "My, chrześcijanie i muzułmanie, mamy wiele rzeczy wspólnych jako wierzący i jako ludzie. Żyjemy w tym samym świecie, naznaczonym wieloma znakami nadziei, ale również wieloma znakami budzącymi obawy. Abraham jest dla nas tym samym wzorem wiary w Boga, poddania się Jego woli i ufności w Jego dobroć. Wierzymy w tego samego Boga, Boga Jedynego, Boga Żyjącego, Boga, który stwarza wszechświat i swoje stworzenia doprowadza do doskonałości (…) Człowiek jest istotą duchową. My, wierzący, wiemy, że nie żyjemy w świecie zamkniętym. Wierzymy w Boga. Wielbimy Boga. Szukamy Boga. Kościół patrzy z szacunkiem i uznaje wartość waszego postępowania religijnego, uznaje bogactwo waszej duchowej tradycji. My, chrześcijanie, także jesteśmy dumni z naszej tradycji religijnej. Sądzę, że my - chrześcijanie i muzułmanie - powinniśmy z radością uznać te wartości religijne, które są nam wspólne, i dziękować za nie Bogu. Jedni i drudzy wierzymy w Boga Jedynego, który jest wszelką Sprawiedliwością i wszelkim Miłosierdziem; wierzymy w ważność modlitwy, postu, jałmużny, pokuty i przebaczenia; wierzymy, że na końcu czasów Bóg będzie dla nas miłosiernym Sędzią, i ufamy, że po zmartwychwstaniu On będzie z nas zadowolony, i wiemy, że my będziemy zadowoleni z Niego".
Kilka lat temu byłem w Turcji. Pewnego dnia chciałem pomodlić się w Błękitnym Meczecie w Stambule. Na początku miałem z tym problem. Do meczetu są dwa wejścia - jedno dla turystów, drugie dla osób chcących wziąć udział w modlitwie. Kiedy powiedziałem, że jestem chrześcijaninem, skierowano mnie do wejścia dla zwiedzających. Zacząłem tłumaczyć, że ja nie mam zamiaru zwiedzać, tylko chcę się pomodlić. Dwóch młodych chłopaków nie chciało się na to zgodzić. Już miałem dać sobie spokój, bo nie chciałem wywoływać awantury, ale nagle zza rogu wyłonił się starszy Pan z siwą brodą. Zapytał mnie, po co tu przyszedłem. Potem wymienił kilka zdań z chłopakami, którzy nie chcieli mnie wpuścić. Po chwili klęczeliśmy koło siebie na dywanie w meczecie i modliliśmy się - każdy tak jak potrafi, zgodnie ze swoją tradycją.
Myślę, że postawa tego starszego muzułmanina była paradoksalnie o wiele bardziej chrześcijańska niż postawa chrześcijanki w kościele w Waszyngtonie.
Piotr Żyłka - publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim
Skomentuj artykuł